Po fali zwolnień do sądów trafia coraz więcej pozwów przeciwko byłym pracodawcom. Nierzadko składający je dostają później wezwanie z sądu do uiszczenia opłaty od pozwu. Może to być nawet kilka tysięcy złotych.

Tak np. pracownik, który bierze 3 tys. zł pensji na rękę (4150 zł brutto), będzie mógł w zasadzie bezpłatnie dochodzić odszkodowania za bezprawne zwolnienie. Gdy jednak upomni się przed sądem o przywrócenie na dotychczasowe stanowisko, będzie musiał zapłacić 2,5 tys. zł za wniesienie pozwu i tyle samo za wniesienie apelacji.

Dzieje się tak, gdy roszczenia pracownika przekroczą 50 tys. zł. W razie dochodzenia odszkodowania za bezprawne zwolnienie kwota roszczenia stanowi równowartość trzykrotności jego wynagrodzenia. [b]O przekroczenie limitu 50 tys. zł i konieczność opłacenia pozwu muszą się więc martwić osoby zarabiające powyżej 16,6 tys. zł miesięcznie. [/b] Bardzo łatwo o to w wypadku żądania przywrócenia do pracy. Jako wartość przedmiotu sporu sąd przyjmuje wówczas wynagrodzenie brutto danej osoby z ostatnich 12 miesięcy. Wystarczy więc, że dostaje ona niecałe 3 tys. zł na rękę, aby musiała zapłacić 2,5 tys. za wniesienie pozwu (5 proc. opłaty od wartości przedmiotu sporu, tu od 50 tys. zł). Ta opłata rośnie, gdy wyższe jest roszczenie pracownika.

Jedyną szansą na uniknięcie opłat jest wystąpienie o zwolnienie z kosztów postępowania sądowego. – Obecnie bardzo trudno uzyskać zwolnienie z kosztów – mówi Mirosław Bieńkowski, radca prawny. – Pracownicy, którzy weszli w spór z firmą, nie mają często pieniędzy na prowadzenie takiego procesu.

Większość spraw bowiem dotyczy bezprawnego zwalniania. W ich trakcie byli pracownicy walczą o odzyskanie źródła dochodów. Poza tym, nawet jeśli jakąś sprawę zakłada firmie osoba, która pracuje (np. o płace), to zdarza się, że traci z tego powodu zatrudnienie. A wtedy nie stać jej na zapłatę wysokich kosztów sądowych.

Podobne problemy powstają w razie dochodzenia wynagrodzeń za wynalazki stworzone przez pracowników. Przykładem może być sprawa, którą wytoczyli KGHM zatrudnieni tam inżynierowie. W latach 90. opracowali specjalną mieszankę wykorzystywaną podczas wytopu miedzi. Dzięki niej firma zaoszczędziła krocie. Nie chce jednak im wypłacić prawie 6 mln zł wynagrodzenia.[b] Sądy zaś zastanawiają się, czy nie zażądać od tych osób wniesienia opłat [/b](wynalazki powstały pod rządami starych przepisów, kiedy twórcom przysługiwało całkowite zwolnienie). Gdyby zdecydowały się je pobrać, zainteresowani musieliby zapłacić po 15 – 30 tys. zł od pozwu czy apelacji.

[ramka] [b]AndrzejCzyżowski,radca prawny,partner w kancelarii CGS[/b]

Jeżeli roszczenia pracownika wobec pracodawcy przekraczają ustawowy limit, powyżej którego trzeba wnieść 5 proc. opłaty sądowej, czasami może on podzielić te roszczenia na mniejsze części. Jeżeli np. sprawa dotyczy wynagrodzenia i zatrudnionemu należy się od firmy z tego tytułu 200 tys. zł, to może on w świetle prawa podzielić swoje roszczenie tak, by w poszczególnych pozwach wartość przedmiotu sporu nie przekroczyła 50 tys. zł, oczywiście precyzyjnie zaznaczając, za jakie okresy dochodzi wynagrodzenia. Podobnie jest, gdy pracownik ma różne roszczenia, np. o wynagrodzenie, odprawę, ekwiwalent za urlop itp. [/ramka]