[b]Pracodawca zobowiązał pracownika, aby zamieścił reklamę firmy w zagranicznym portalu internetowym. Podwładny podpisał zamówienie i wysłał je listownie. Po pewnym czasie za zamieszczenie reklamy portal zażądał 500 euro. Ani pracownik, ani szef nie zauważyli, że na zamówieniu jest adnotacja o cenie. Portal zamieścił reklamę, a teraz domaga się 500 euro. Twierdzi, że na zamówieniu była informacja o płatności. Rzeczywiście, ale tak małym drukiem, że szef zauważył ją dopiero po interwencji przedstawicieli portalu. Zaraz po tym zrezygnował z reklamy. Portal przyjął rezygnację, ale i tak domaga się zapłaty. Kto ponosi odpowiedzialność za zamówienie: szef czy pracownik, który je podpisał?[/b] – pyta czytelnik DOBREJ FIRMY.

Przypadek jest złożony i trudno go jednoznacznie zanalizować. Ewentualna odpowiedzialność pracownika zależy od kilku czynników. Istotne jest to, czy:

- pracownik miał pełnomocnictwo do tego, aby zamieścić reklamę firmy w portalu internetowym,

- polecenie z tym związane było zgodne z rodzajem pracy wykonywanej przez zatrudnionego,

- pracownik zamieszczał wcześniej takie reklamy w innych portalach,

- zatrudniony nie poinformował szefa o płatności, wiedząc, że taka jest, czy po prostu sam był nieświadomy, że za reklamę trzeba zapłacić.

[srodtytul]Dorozumiane pełnomocnictwo[/srodtytul]

Zatrudniony mógł rozreklamować firmę w obcym portalu internetowym, jeśli pracodawca przekazał mu do tego odpowiednie pełnomocnictwo. Zazwyczaj jest ono na piśmie, a czasem ze względu na ważność czynności prawnej sporządza się je dodatkowo w formie aktu notarialnego. Nie ma jednak potrzeby, aby jakikolwiek z tych sposobów stosować w tej sytuacji.

Wystarczy ustne polecenie szefa, które w praktyce i tak będzie postrzegane jako pełnomocnictwo dorozumiane. Jeżeli zamieszczenie reklamy jest czynnością powtarzającą się, wystarczy, aby przełożony powiedział pracownikowi „zamieść reklamę naszej firmy w portalu X”. Inaczej, gdy taka czynność jest dla niego nowym obowiązkiem. Wtedy szef powinien sprecyzować dyspozycję, wskazując zakres reklamy i jej wygląd, czas jej trwania i co najważniejsze budżet, jaki firma chce na to przeznaczyć.

[srodtytul]Wyjątek od zasady[/srodtytul]

Niektóre polecenia pracodawcy nie wymagają dodatkowego komentarza, bo pewne ich następstwa są powszechną normą. Jeżeli np. szef prosi pracownika, aby ten wysłał list polecony, nie dodaje, że trzeba za niego zapłacić, bo ta opłata jest zwyczajowa. Tak samo jest z reklamą. Wiadomo, że trzeba opłacić. A jeżeli nie, to darmowa promocja stanowi wyjątek od zasady. Zatem dla pracodawcy polecenie o rozreklamowaniu firmy powinno być tożsame z przeznaczeniem na ten cel określonej kwoty.

Pracodawca pyta, czy pracownik powinien zasięgać jego rady w sprawie wartości zamówienia. Wszystko zależy od ceny. Jeżeli jest wygórowana, to tak. Inaczej, gdy jest rynkowa. Wtedy nie powinna budzić wątpliwości i nie ma potrzeby, aby taki wydatek omawiać z przełożonym. A jeżeli chce on w ogóle uniknąć takich płatności, polecenie powinien sformułować następująco: „W portalu X wolno zamieścić darmową reklamę. Skorzystajmy z tej promocji i rozreklamujmy naszą firmę”.

[srodtytul]Liczy się rodzaj pracy[/srodtytul]

W tym wypadku istotne jest też to, czy działalność reklamowa zakładu idzie w parze z rodzajem pracy zapisanym w angażu podwładnego. Jeżeli nie, to o odpowiedzialności nie może być mowy. Tym bardziej że poleceń sprzecznych z prawem lub kontraktem pracowniczym w ogóle nie trzeba wykonywać. Inaczej, gdy dyspozycja podwładnego nie odbiegała od bieżącego charakteru jego pracy. Wówczas zamawiając reklamę, pracownik powinien dochować należytej staranności. Ma obowiązek sprawdzić zamówienie na tyle dokładnie, aby wiedzieć, że reklama jest płatna. Jeżeli tego nie zrobił, a do zamieszczenia ogłoszenia miał pełnomocnictwo, są podstawy, aby go pociągnąć do odpowiedzialności materialnej. Gdyby zatrudniony poinformował pracodawcę o cenie reklamy, ten prawdopodobnie wycofałby się z tej transakcji i nie doszłoby do szkody.

[ramka][b]Umyślność wykluczona [/b]

Jeżeli szef udowodni zatrudnionemu winę, ten odpowie na zasadach ogólnych, płacąc odszkodowanie. Zależy ono od tego, czy pracownik wyrządził szkodę z winy umyślnej, czy w wyniku lekkomyślności bądź niedbalstwa (wina nieumyślna).

Wszystko wskazuje na to, że u podwładnego czytelnika wystąpiły ostatnie przesłanki. Nie ma zatem podstaw prawnych, aby domagać się od niego zwrotu 500 euro, czyli obecnie około 2000 zł (pełne odszkodowanie przy winie umyślnej). Ewentualnie może on zwrócić pracodawcy równowartość trzech miesięcznych poborów. Ale wcześniej szef musi mu dowieść, że wystąpiła szkoda, zachowanie sprawcy było bezprawne i zawinione oraz związek przyczynowy między zachowaniem i szkodą. [/ramka]