– Nielegalne zatrudnienie to wciąż poważny problem, a liczba ujawnionych przypadków pracy na czarno jest niepokojąco wysoka – mówi Bożena Borys-Szopa, główny inspektor pracy.
– Jeszcze żadne państwo nie zredukowało nierejestrowanego zatrudnienia do zera. Problem ten dotyczy przede wszystkim małych firm ze względu na wysokie koszty związane z zatrudnieniem i biurokrację – mówi prof. Elżbieta Kryńska z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.
Jej zdaniem zjawisko pracy na czarno ograniczą dopiero rozwiązania ekonomiczne, bo zachęcą przedsiębiorców do legalnego zatrudnienia.
Pracodawcy nie przestają korzystać z pracy osób, z którymi nie zawarli pisemnej umowy o pracę lub zastępują ją umową cywilnoprawną. W efekcie zatrudnione przez nich osoby nie podlegają ubezpieczeniom społecznym. Aż 18 proc. kontrolowanych podmiotów nie zgłaszało swoich pracowników do ubezpieczenia. To cyniczne działanie, bo w razie wypadku przy pracy ludzie ci będą pozbawieni świadczeń, a w przyszłości dostaną minimalną emeryturę – mówi Bożena Borys-Szopa.
Łączna kwota składek, jakie w wyniku działań PIP trafiły do ZUS, wyniosła ponad 12 milionów złotych.
Liczne nieprawidłowości ujawnione w czasie kontroli to naruszenia ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Pracodawcy najczęściej nie odbierają od pracowników pisemnych oświadczeń o pozostawaniu lub niepozostawaniu w rejestrze bezrobotnych i poszukujących pracy. Problem ten dotyczył ponad 40 proc. kontrolowanych firm. Pracodawcy nie informowali też urzędów pracy o zatrudnianiu lub powierzaniu pracy zarobkowej osobom zarejestrowanym jako bezrobotni. Sami bezrobotni też zatajali przed urzędem pracy, że zarobkują. Obowiązku tego nie dopełniło przeszło 2,1 tys. bezrobotnych, z których ponad 700 pobierało w tym czasie zasiłek.
– Nie można ich usprawiedliwiać nieznajomością prawa. Dotyczy to szczególnie bezrobotnych, którzy przy rejestracji w urzędzie pracy podpisują dokument zobowiązujący ich do wyrejestrowania się i niepobierania świadczeń po podjęciu pracy – mówi Jarosław Leśniewski, dyrektor Departamentu Legalności Zatrudnienia GIP.
Ułatwienia w korzystaniu z pracy cudzoziemców zza wschodniej granicy spowodowały, że stosunkowo niewiele było przypadków ich nielegalnego zatrudnienia. Od 20 lipca ubiegłego roku obywatele Rosji, Ukrainy i Białorusi mogli pracować we wszystkich branżach przez trzy miesiące w ciągu kolejnych sześciu miesięcy, pod warunkiem że ich pracodawcy zgłosili ten fakt w powiatowym urzędzie pracy. Obecnie mogą oni pracować bez przerwy nawet pół roku. PIP ujawniła 246 przypadków nielegalnego wykonywania pracy przez cudzoziemców.
W tym roku PIP będzie szukała nielegalnie zatrudnionych w budownictwie, handlu i gastronomii. Tradycyjnie te branże chętnie korzystają z pracujących na czarno. Zjawisko to nasila się szczególnie w okresie wakacyjnym w firmach rodzinnych. Duże przedsiębiorstwa mniej chętnie zatrudniają ludzi bez umowy i ubezpieczenia – mówi Roman Giedrojć, zastępca głównego inspektora pracy.
Pocieszające jest, że coraz częściej nielegalne zatrudnienie jest uznawane za czyn nieuczciwej konkurencji. Dużo kontroli zostało wszczętych po uzyskaniu informacji z konkurujących firm.
Łamiący prawo pracodawcy zostali przez inspektorów ukarani mandatami na kwotę 440 tys. zł, a sądy grodzkie, do których trafiła część spraw, nałożyły grzywny na ok. 14 mln zł.
Jak widać, powierzenie nadzoru nad legalnością zatrudnienia inspekcji pracy było dobrym posunięciem. Jest o ponad 60 proc. bardziej efektywna od służb podlegających wojewodom, które kiedyś zajmowały się tym problemem. W przeszłości się zdarzało, że w województwie była w ciągu roku tylko jedna kontrola. Za kilka miesięcy inspekcję zasili 140 nowych inspektorów.
Wierzę, że wyniki walki z pracą na czarno będą jeszcze lepsze. Od kiedy inspekcja pracy walczy z szarą strefą w zatrudnieniu, ubył jeden podmiot, który mógł kontrolować pracodawców. To ważne dla przedsiębiorców, ponieważ starają się ograniczyć liczbę inspekcji.
wyślij e-mail do autora: t.zalewski@rp.pl