Peycho Ivanov Peev był zatrudniony jako ekspert w biurze prokuratora przy Sądzie Kasacyjnym Bułgarii (SCPO). Po samobójczej śmierci prokuratora, który zarzucał, iż główny prokurator i jego otoczenie napastowali go i wywierali nań niedopuszczalną presję, rozważał rezygnację. Przygotował w tym celu dwa projekty pisma i trzymał je w szufladzie biurka. W pewnym momencie postanowił wysłać do dwóch gazet codziennych i Najwyższej Rady Sądownictwa list zawierający poważne zarzuty wobec głównego prokuratora. Domagał się wszczęcia przeciwko niemu śledztwa. Jedna z gazet opublikowała ten list. W przeddzień publikacji wieczorem prokurator z SCPO opieczętował pokój Peeva i polecił policjantowi pełniącemu służbę w budynku, aby rano go tam nie wpuścił.

Wkrótce Peev się dowiedział, że jego pismo z oświadczeniem o rezygnacji przekazano głównemu prokuratorowi i że rezygnacja została przyjęta. Pozwolono mu wejść do pokoju zabrać rzeczy osobiste. Zorientował się wtedy, że pomieszczenie zostało przeszukane i zniknęły niektóre przedmioty, w tym projekty pism z oświadczeniem o rezygnacji. Prokuratura odmówiła wszczęcia sprawy karnej. W tej sytuacji skarżący wniósł do sądu sprawę cywilną o bezprawne zwolnienie. Sąd nakazał przywrócenie go do pracy i przyznał odszkodowanie.

W skardze do Trybunału Peev zarzucił, iż jego pokój w biurze bezprawnie i bez żadnego uzasadnienia przeszukano i zabrano projekt pisma o rezygnacji (art. 8 europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności).Trybunał musiał najpierw ustalić, czy rzeczywiście doszło do przeszukania i czy zabrano pisma. Sąd rozpatrujący pozew cywilny ustalił, iż wieczorem 12 maja 2000 r. prokurator przyszedł do pokoju skarżącego w budynku sądów i opieczętował go. Peev nie miał dostępu do swego pokoju przez trzy dni między 12 i 15 maja 2000 r. Projekt pisma mógł być zabrany z biurka i przekazany głównemu prokuratorowi wyłącznie przez osobę mającą do niego w tym czasie dostęp. Na podstawie ustaleń sądów krajowych Trybunał uznał, iż między 12 a 15 maja pokój został przeszukany przez osoby, które zabrały projekt pisma z szuflady biurka.

Odpowiadając na pytanie, czy przeszukanie było ingerencją w prawa chronione w art. 8 konwencji i było przeprowadzone przez „władzę publiczną”, Trybunał przypomniał, że przeszukania w pomieszczeniach służących do działalności gospodarczej oraz w biurach osób wykonujących wolne zawody są ingerencją w ich prawo do poszanowania życia prywatnego i domu. Czy było nią również przeszukanie w biurach urzędu publicznego?Trybunał potwierdził, iż istnieje uzasadnione oczekiwanie zachowania prywatności w biurze. Jeśli nawet nie obejmuje całego biura, to przynajmniej biurka i szafy z aktami. Jest to sytuacja dorozumiana w zwykłych relacjach pracodawca – pracownik, zwłaszcza gdy nie ma wyraźnych regulacji wprowadzających specjalne rygory.

Fakt, iż chodzi o instytucję publiczną i biuro usytuowane w pomieszczeniach należących do rządu, niczego pod tym względem nie zmienia. Przeszukanie biurka oraz szafy musi być uznane za ingerencję w życie prywatne pracownika. Peev mógł oczekiwać, że do niej nie dojdzie. Świadczyła o tym duża liczba rzeczy osobistych, które w nich trzymał.Sam fakt zatrudnienia w urzędzie państwowym oraz to, że pokój znajdował się w pomieszczeniach rządowych, nie mogły prowadzić do innego wniosku. Z tego wynikało, iż przeszukanie było ingerencją w życie prywatne.

Czy przeszukanie było ingerencją władzy publicznej? Nie było powodu, żeby przyjąć, iż dokonały go jakieś osoby prywatne. Nie miało znaczenia, czy osoby te działały jako prokuratorzy czy jako przedstawiciele pracodawcy – urzędu prokuratora, bo w obu wypadkach działały jako funkcjonariusze państwa. Odpowiedzialność państwa na podstawie konwencji może wynikać z działań wszystkich jego organów, funkcjonariuszy lub urzędników. Za działania osób urzędowych zawsze odpowiada państwo. Obowiązki państwa na podstawie konwencji mogą zostać naruszone przez każdą osobę pełniącą funkcję publiczną. Przeszukanie oznaczało więc ingerencję władzy publicznej.

Rząd nie starał się nawet wykazać, iż istniały w owym czasie jakieś regulacje upoważniające do przeszukań w pokojach pracowników – poza śledztwem karnym. Ingerencja nie była zgodna z prawem. Nastąpiło naruszenie art. 8 konwencji.

Był także zarzut naruszenia art. 10 konwencji poprzez represję za publikację listu. Trybunał musiał najpierw ustalić, czy uchylenie zwolnienia i przyznanie odszkodowania połączone z powołaniem na stanowisko w Radzie Studiów Kryminologicznych Ministerstwa Sprawiedliwości nie pozbawiły Peeva statusu pokrzywdzonego w rozumieniu art. 34 konwencji.

Zwolnienie z pracy było jedynie elementem ingerencji w wolność wypowiedzi. Nic nie wskazywało, aby sądy rozpatrujące pozew przeciwko urzędowi prokuratora zajmowały się kwestią wolności wypowiedzi. Koncentrowały się na kwestii, czy Peev rzeczywiście złożył rezygnację, co było konieczne do uznania zwolnienia z pracy za ważne. Celem postępowania w sprawie pracowniczej jest ochrona praw pracowniczych, a nie wolności wypowiedzi. Z tego wynikało, iż nawet jeśli wyroki sądu doprowadziły do naprawienia naruszenia przez przywrócenie do pracy i zasądzenie odszkodowania z powodu utraty zarobków, nie było w nich wyraźnego potwierdzenia, przynajmniej co do istoty, że został naruszony art. 10 konwencji.

Peev został zatrudniony na stanowisku podobnym do wcześniejszego po trzech latach od zwolnienia. Złagodziło to niewątpliwie szkodę, ale nic nie wskazywało, iż naruszenie zostało potwierdzone i naprawione. Naruszenie może nastąpić nawet, gdy nie ma szkody, która jest istotna jedynie dla celów art. 41 konwencji. Trybunał uznał, iż skarżący mógł nadal uważać się za pokrzywdzonego w rozumieniu art. 34 konwencji.Przy ocenie, czy doszło do ingerencji w swobodę wypowiedzi, Trybunał musiał ustalić, czy podjęte środki – przeszukanie pokoju, zabranie projektu pisma o rezygnacji oraz zwolnienie z pracy – mogły być uznane za taką ingerencję. Trybunał stwierdził już wcześniej, iż przeszukania i konfiskaty mogą oznaczać ingerencję w wolność wypowiedzi. Ingerencję taką może również stanowić zwolnienie z pracy.Opieczętowanie pokoju nastąpiło poza normalnymi godzinami pracy i wyjątkowo szybko. Przeszukanie przeprowadzono albo bezpośrednio przed, albo zaraz po opieczętowaniu biura. Zwolnienie skarżącego na podstawie projektów pisma znalezionego przy przeszukaniu nastąpiło po trzech dniach. W tym czasie Peev nie miał dostępu do swego pokoju. Rząd też nie wykluczył, iż zwolnienie nastąpiło w rezultacie publikacji listu. Trybunał uznał, iż środki podjęte wobec skarżącego były spowodowane w istocie tą publikacją i stanowiły ingerencję w wolność wypowiedzi.

Rozważając, czy była uzasadniona, Trybunał zwrócił uwagę, iż przeszukanie pokoju i zwolnienie z pracy były bezprawne. Ingerencja w wolność wypowiedzi nie była przewidziana przez prawo. Rząd nie przedstawił żadnego argumentu, z którego mógłby wynikać uprawniony cel, i nie wyjaśnił, dlaczego była ona konieczna w demokratycznym społeczeństwie. Nastąpiło naruszenie art. 10 konwencji.

W związku z zarzutem braku skutecznego środka prawnego (art. 13) Trybunał zaznaczył, że w okolicznościach tej sprawy nie musiał on oznaczać wszczęcia sprawy karnej przeciwko osobom, które dokonały przeszukania. Z tego względu sama odmowa wszczęcia takiego postępowania nie była naruszeniem art. 13. Rząd nie wskazał jednak żadnego innego sposobu naprawy naruszenia, który skarżący mógłby wykorzystać do ochrony swego prawa do poszanowania życia prywatnego. Nie wskazał na istnienie jakiegokolwiek środka prawnego w związku z bezprawnym przeszukaniem. W rezultacie doszło do naruszenia art. 13 konwencji w połączeniu z art. 8. Podobnie było w związku z zarzutem na tle art. 10 konwencji.Bułgaria musi zapłacić skarżącemu 5 tys. euro jako zadośćuczynienie za krzywdę moralną oraz zwrócić mu poniesione koszty i wydatki.Peev przeciwko Bułgarii, orzeczenie – 26 lipca 2007 r., Izba (Sekcja V), skarga nr 64209/01