Z nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych, którą w poniedziałek przyjął rząd, wynika, że od 1 stycznia 2018 r. osoby zarabiające rocznie powyżej 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia (10,7 tys. zł brutto miesięcznie) zapłacą więcej składek do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

– Z naszych wyliczeń wynika, że przeszło 70 proc. z 5,4 mld zł zwiększonych wpływów do ZUS pracodawcy będą musieli pokryć z własnej kieszeni – mówi Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP. – Daje to kwotę 3,8 mld zł, które spółki muszą znaleźć w swoich budżetach, aby pokryć zwiększone składki od zarobków osób z najwyższymi pensjami.

Szukają pieniędzy

Są możliwe trzy scenariusze: firmy ograniczą wydatki na rozwój, zmodyfikują umowy osób zarabiających ponad 10,7 tys. zł brutto miesięcznie, aby nie zmieniły się koszty zatrudnienia osób z najwyższymi zarobkami, albo pomniejszą swoje zyski lub też powiększą stratę. Każdy z tych scenariuszy jest niekorzystny dla pracowników albo dla biznesu.

– Zaskakuje skala składek, jaka ma zostać ściągnięta od przychodów 350 tys. osób – zauważa Andrzej Marczak, doradca podatkowy, partner w KPMG. – 5,4 mld zł to ogromne pieniądze, biorąc pod uwagę, że planowane przychody budżetu państwa z podatku bankowego mają wynieść w tym roku 4 mld zł. Po zmianach przepisów o ubezpieczeniach społecznych obciążenia spadają na pojedyncze osoby i ich pracodawców. Dlatego uważam, że ta zmiana to de facto parapodatek. I pewnie możemy się spodziewać, że w niedalekiej przyszłości będzie wprowadzony limit na świadczenia wypłacane przez ZUS, tak by osoby, które teraz zapłacą wysokie składki, nie mogły liczyć w przyszłości na wyższe emerytury.

Zmiany nie są korzystne dla samego budżetu państwa.

– Większe składki na ZUS powodują zmniejszenie podstawy obliczenia podatku dochodowego i składki zdrowotnej – dodaje Andrzej Marczak.

Niepoprawna legislacja

– Najbardziej zaskakuje to, że o propozycji zmian przepisów dowiedzieliśmy się w zeszły czwartek, a już w poniedziałek okazało się, że nowelizacja została przyjęta przez rząd i wysłana do Sejmu – zauważa Kozłowski. – Nasze pełne stanowisko w tej sprawie będzie gotowe jeszcze w tym tygodniu, ale rząd nie dał nam nawet szans na konsultację i obawiam się, że nasz głos nie zostanie wysłuchany w Sejmie.

– Sposób przygotowania projektu to skandaliczne naruszenie wszelkich zasad legislacji – podkreśla Robert Lisicki, dyrektor departamentu pracy, dialogu i spraw społecznych w konfederacji Lewiatan. – Dlatego nie odpuszczamy tematu i będziemy w Sejmie uświadamiali posłom rzeczywiste skutki tego projektu. ©?