Obecny sposób liczenia składek z działalności gospodarczej opiera się bowiem na prognozie przeciętnego wynagrodzenia, jakie rząd wpisuje co roku do ustawy budżetowej. Z projektu budżetu na 2020 rok wynika, że rząd nie zmienił swoich prognoz i nadal zakłada, że to wynagrodzenie wyniesie aż 5227 zł. Liczone od tej kwoty składki na ubezpieczenia społeczne wyniosą wtedy 1069,14 zł i będą o 94,49 zł miesięcznie wyższe od obecnie płaconych składek do ZUS. Po poprzednim rekordowym wzroście składek z działalności od początku tego roku wynoszą one obecnie 974,65 zł miesięcznie.
Czytaj też:
Nawet przy niskich płacach własna firma bardziej się opłaca niż etat
Na podwyżkę obciążeń z działalności złoży się też wzrost składek na NFZ, płaconych przez przedsiębiorców równolegle ze składkami do ZUS. Ze względu na inny sposób liczenia wysokość tej składki poznamy dopiero na początku 2020 roku. Już teraz ekonomiści szacują, że wzrośnie ona z obecnych 342,32 zł do 365,60 zł miesięcznie. Oznaczałoby to podwyżkę składek o kolejne 23,28 zł miesięcznie. Łącznie comiesięczny przelew do ZUS wzrośnie więc w przyszłym roku o około 120 zł.
– Składki na ubezpieczenia społeczne oraz Fundusz Pracy płacone przez przedsiębiorców nieuprawnionych do korzystania z istniejących preferencji wzrosną aż o 9,7 proc. Stanie się tak, mimo że dynamika przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej ukształtuje się na poziomie 6 proc. – komentuje Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. – Przemawia to za koniecznością dokonania zmian w sposobie ustalania podstawy wymiaru składek dla przedsiębiorców. Jej wielkość nie powinna zależeć od prognozowanych wielkości, lecz potwierdzonych danych.
Zdaniem głównego ekonomisty FPP najlepszym wyjściem byłoby indywidualne wyliczanie składek dla każdego przedsiębiorcy na podstawie jego dochodu.
– Tylko wówczas mielibyśmy pewność, że obciążenia są adekwatne do jego bieżącej sytuacji finansowej, a w przypadku pogorszenia koniunktury na rynku i spadku zysków firm zamiast podwyżki składek przedsiębiorcy mogliby oczekiwać ich automatycznego obniżenia – dodaje Kozłowski.