Na nabrzeżu w Tel Awiwie odbyły się uroczyste obchody rocznicy bitwy, do której doszło tam w czerwcu 1948 r. Do portu zawinął wówczas statek „Altalena" z bojownikami i bronią dla prawicowej żydowskiej organizacji Irgun. Grupa ta nie chciała podporządkować się lewicowemu premierowi Dawidowi Ben Gurionowi. Na rozkaz Ben Guriona wojsko ostrzelało „Altalenę". Bojownicy odpowiedzieli ogniem. Doszło do bratobójczej bitwy, w której zginęło kilkunastu prawicowców i trzech żołnierzy. Kilkuset działaczy Irgunu aresztowano, lewica jeszcze bardziej wzmocniła zaś swoją dominację.

Tegoroczne obchody rocznicy bitwy przeszłyby zapewne bez echa, gdyby nie wydane z tej okazji oświadczenie Ministerstwa Obrony. Napisano w nim, że bojownicy Irgunu „zostali zamordowani". Słowa te wywołały furię lewicy, która domaga się od prawicowego rządu wyjaśnień. Pojawiły się nawet apele o powołanie komisji śledczej do zbadania wydarzeń sprzed 63 lat.

– To jedna z najbardziej bolesnych ran w historii Izraela, która do dziś wzbudza u nas olbrzymie emocje – powiedział „Rz" historyk Gideon Remez. – Nasi prawicowcy uważają, że Ben Gurion popełnił zbrodnię. Lewicowcy dowodzą, że premier nie miał innego wyjścia, gdyż Irgun zamierzał użyć broni do dokonania puczu.