RAVEN to firma, która zajmuje się dystrybucją i handlem obuwiem, odzieżą i sprzętem turystyczno-sportowym. Wasze produkty dostępne są dla klientów w sklepach stacjonarnych w całej Polsce, a także w sklepach internetowych, łącznie to ok. 250 punktów sprzedaży. RAVEN z sukcesem wyszedł także za granicę. Jak powstał pomysł ekspansji na inne rynki?

Takie sytuacje w życiu firmy zdarzają się najczęściej w wyniku złożenia się dwóch czynników: chęci oraz okazji. Bardzo chcieliśmy rozwijać się za granicą. Postrzegaliśmy to jako istotną dla firmy dywersyfikację. Zaś jeden z naszych dostawców, dostrzegając nasz potencjał i zapał do biznesu, zaproponował nam objęcie opieki nad kilkoma krajami Europy Środkowo-Wschodniej. Początkowo było to duże wyzwanie z każdej strony: finansowej, logistycznej, zapewnienia odpowiedniej obsługi zagranicznym klientom, jak też na poziomie zatrudnienia odpowiednich osób.

CZYTAJ TEŻ: Ubezpieczenia eksportowe nie są drogą fanaberią

Jak z perspektywy czasu oceniacie tę decyzję?

Wydaje się, że wyjście poza rynek polski było dla naszego biznesu jedną z najlepszych decyzji. Powiększyła nam się baza klientów i znacznie zwiększyliśmy obroty. Dzisiaj eksport stanowi już ponad 40 proc. naszych przychodów. Poza tym praca z zagranicznymi podmiotami jest bardzo ciekawa i pouczająca, co dostrzegają i doceniają też nasi pracownicy.

Które rynki zagraniczne są dla RAVEN kluczowe?

Największe obroty poza Polską generujemy w Czechach i na Węgrzech. Czeski rynek sportowo-outdoorowy jest bardzo prężny. Czesi wydają per capita dużo więcej pieniędzy na sport niż Polacy. Na Węgrzech natomiast udało nam się stworzyć dobrze funkcjonujące struktury, jesteśmy na tym rynku bardzo pozytywnie oceniani przez odbiorców.

CZYTAJ TEŻ: Czeska „ustawa żywieniowa” poczeka. To dobra wiadomość dla polskiej spożywki

Jak pandemia wpłynęła na wasz model biznesowy, szczególnie w obszarze eksportu?

Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że po końcówce marca i kwietniu, kiedy faktycznie było bardzo źle, nasze przychody zaczęły znowu rosnąć. Od maja, a już szczególnie w czerwcu i lipcu nasi odbiorcy przeżywali boom sprzedażowy, związany z chęcią uprawiania sportu i wyjazdów na łono natury przez ludzi, którzy wreszcie mogli wyjść z domów.

CZYTAJ TEŻ: Kryzys nie oddzieli nas od Niemiec

Pomimo pandemii widzimy pozytywnie przyszłość naszej branży, nawet jeśli pojawi się tzw. druga fala. Mocno przetasowała się nasza struktura sprzedaży, rośnie udział sklepów online, szczególnie tam, gdzie inwestycje w ten model dystrybucji zostały poczynione już wcześniej. O wiele więcej uwagi poświęcamy też kwestiom zabezpieczenia odroczonych płatności. Wprowadziliśmy sztywne limity kredytowe dla każdego klienta, będąc po raz kolejny liderem w naszej branży we wprowadzaniu pewnych wzorów zachowania biznesowego, co niestety też czasem spotyka się z niezrozumieniem. Jednak nasi prawdziwi partnerzy doceniają nas właśnie dzięki temu elementowi profesjonalnego, długofalowego podejścia. Wiedzą, że mogą na nas liczyć w trudniejszych sytuacjach, ponieważ jesteśmy stabilni finansowo i jesteśmy zdolni przetrwać najcięższy kryzys.

CZYTAJ TEŻ: Przedsiębiorcy chętnie sięgają po kryzysowe ubezpieczenia KUKE

Jednak w okresie pandemii znacznie wzrosło ryzyko w eksporcie z uwagi na niepewność dotyczącą kondycji finansowej zagranicznych kontrahentów.

Nie będę ukrywał, że w czasie rozwoju pandemii firmy ubezpieczeniowe zaczęły działać dosyć chaotycznie. Pokasowano nam limity na wielu klientów z dnia na dzień. Jako że mamy własne pojęcie o ryzyku dla naszych polskich partnerów, jakoś sobie z tym poradziliśmy. Sytuacja z odbiorcami z innych krajów jest jednak dużo trudniejsza, ponieważ przede wszystkim handlujemy z nimi krócej, a w dodatku koszty ewentualnego postępowania sądowego za granicą są dużo wyższe. Kluczowym wsparciem okazało się dla nas skorzystanie z ubezpieczenia GAP EX, oferowanego obecnie polskim eksporterom przez KUKE. Bez tego stracilibyśmy solidną część naszej sprzedaży do Czech, Słowacji, Węgier i Rumunii.

Materiał powstał we współpracy z KUKE.