Związkowcy będą przekonywać partnerów społecznych o konieczności stworzenia przepisów zobowiązujących pracodawców do podejmowania rozmów o podwyżkach.

Do 1 stycznia 2010 r. obowiązywała ustawa o negocjacyjnym systemie kształtowania przyrostu przeciętnych wynagrodzeń u przedsiębiorców. Od początku 2010 r. zniknęły przepisy zobowiązujące pracodawcę do rozmów o płacach w określonych terminach na podstawie wskaźników przyrostu przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia. Oznacza to, że już dwa razy pracownicy bez podstawy prawnej rozmawiają o podwyżkach.

– Owszem, uchylenie ustawy o negocjacyjnym kształtowaniu wynagrodzeń było konieczne, bo przewidziane w niej wskaźniki ograniczały podwyżki, nawet jeśli sytuacja firmy była dobra. Ale część pracodawców, wykorzystując ten fakt, unika prowadzenia rozmów o kształtowaniu wynagrodzeń, co prowadzi do konfliktów. W tej sytuacji wydaje się nieuniknione wprowadzenie ponownie procedury negocjacji płac – tłumaczy Henryk Nakonieczny z NSZZ „Solidarność".

NSZZ „S" uważa, że negocjacje płacowe powinny się odbywać jesienią, kiedy firmy przygotowują budżety, wiedzą, jakim wynikiem zamkną rok. Trudno prowadzić w dobrej atmosferze rozmowy płacowe na podstawie ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, a tylko ta gwarantuje, że pracodawca nie zignoruje rozmów – mówią związkowcy.

– W ostatnich dwóch latach znacząco wzrosła liczba zarejestrowanych sporów zbiorowych na tle płacowym. W tym roku na naszym terenie zarejestrowaliśmy 39 sporów, z których 29 dotyczyło płac. Trudno powiedzieć, że jest to wynik uchylenia ustawy, ale nie można tego wykluczyć – mówi Agata Kostyk z inspekcji pracy we Wrocławiu.

Prawo do sporu

– Nie ma dziś innej podstawy prowadzenia negocjacji płacowych poza wejściem w spór zbiorowy. Nadal wiele układów zbiorowych zawiera nawiązania do uchylonej ustawy. Czasem odwołują się do niej bezpośrednio, czasem powielają procedurę z ustawy. Na podstawie starych układów udaje się doprowadzić do rozmów – mówi Marcin Wojewódka, radca prawny z kancelarii Wojewódka i Współpracownicy.

– Nigdy nie jest łatwo rozmawiać z pracodawcą o podwyżkach. Zwłaszcza w czasach kryzysu firmy mogą się zasłaniać dekoniunkturą i zbywać załogę. W państwowych spółkach – podejrzewam – jest nawet zakaz rozmów o płacach i podwyżkach. Jednak ludzie wiedzą, co się w firmach dzieje, więc tam, gdzie to jest możliwe, toczą się rozmowy o podwyżkach. Nie wiem, dlaczego wielu działaczy ma opory przed wchodzeniem w spór zbiorowy – ocenia Sławomir Wręga z Forum Związków Zawodowych.

Jego zdaniem, jeśli inaczej nie można, trzeba nawet strajkować i korzystać z obecnych przepisów.

Przymus zniechęca

Pracodawcy uważają, że nie trzeba wracać do jednolitej procedury i kalendarza rokowań placowych.

– Te kwestie powinny być regulowane w dialogu prowadzonym w poszczególnych firmach i w czasie, który je uzasadnia. Racjonalny pracodawca zawsze rozmawia z załogą, a jeśli nie osiągną porozumienia, to związki mogą wstępować w spór zbiorowy, który toczy się w określonej w ustawie procedurze. Nie sądzę, by ustawowe zmuszanie do rozmów o podnoszeniu wynagrodzeń poprawiło klimat i skuteczność dialogu – podkreśla Piotr Rogowiecki, ekspert Pracodawców RP.