Rządowa propozycja oznacza wzrost najniższej pensji o 7 proc. (od lipca 2024 r. wynagrodzenie minimalne będzie wynosiło 4300 zł). Z kolei minimalna stawka godzinowa dla samozatrudnionych i zleceniobiorców wzrośnie do 30,20 zł (od lipca br. to 28,10 zł).

— To bardzo wysoka propozycja. Biorąc pod uwagę, że już obecnie płaca minimalna wynosi prawie 55 proc. przeciętnego wynagrodzenia — mówi Łukasz Kozłowski z Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Podkreśla, że wpływa to negatywnie na konkurencyjność polskich firm.

— Ma to też wpływ na inflację — mówi.

Podwyżka płacy minimalnej. Unia wymusi nowe zasady. Kto zyska?

Wiele wskazuje jednak, że to ostatnia taka zmiana najniższej pensji. Do 15 listopada 2024 r. Polska musi wdrożyć unijną dyrektywę o adekwatnych wynagrodzeniach minimalnych. Nie zobowiązuje ona do wprowadzenia jednolitej najniższej pensji w całej UE. Przewiduje, że minimalne wynagrodzenia mają być odpowiednie, czyli np. czy stanowią 50 proc. przeciętnej pensji albo 60 proc. mediany wynagrodzeń.

Takie powiązanie minimalnej pensji z konkretnymi wartościami ograniczyłoby pokusy polityków. W Polsce najniższa pensja często szybciej rosła w latach wyborczych. Dla przykładu w 2019 r. rząd zadbał o to, aby wzrosła aż o 350 zł (o 15,6 proc.). Dlatego przedsiębiorcy liczą na to, że unijne przepisy zastopują w przyszłości galopujące podwyżki.

— Chociaż warto przypomnieć, że ustawodawca europejski ustala w tym zakresie jedynie poziomy referencyjne, które zresztą już wypełniamy, a reszta zależeć będzie od projektodawcy krajowego — podkreśla Łukasz Kozłowski.

Pracownicy chcą wyższych pensji. „Firmy stać na podwyżki”

Kwestię tę inaczej oceniają związkowcy. Uważają, że zaproponowana podwyżka jest za niska.

— Rząd powinien mieć na uwadze, że płaca minimalna jest nie tylko kategorią ekonomiczną, ale też społeczną. Przy jej ustalaniu należałoby zatem spojrzeć nie tylko na kondycję firm z sektora MŚP, ale też sytuację gospodarstw domowych. W efekcie powinniśmy robić wszystko, aby eliminować nierówności dochodowe pomiędzy pracownikami a osobami pracującymi na własny rachunek — mówi Norbert Kusiak z OPZZ.

Przekonuje jednocześnie, że same firmy stać na podwyżki, dane bowiem pokazują, że odnotowały one zysk netto nawet wyższy niż w 2022 r. 

Czytaj więcej

Małgorzata Kurzynoga: Dyrektywa o minimalnej płacy: raczej soft law niż twarde reguły

Za niskie podwyżki płacy w budżetówce? „To skandaliczna propozycja”

Rząd zaproponował też w czwartek, aby wynagrodzenia w państwowej sferze budżetowej w przyszłym roku wzrosły o 4,1 proc.

— Niestety, znowu mamy dysproporcje w propozycjach podwyżek sektora prywatnego i publicznego. W efekcie w administracji znowu dojdzie do jeszcze większego wypłaszczenia struktury wynagrodzeń. Doświadczeni pracownicy będą zarabiać na poziomie tych, którzy dopiero rozpoczynają pracę — mówi Kozłowski.

Jak wskazuje, to spowoduje jeszcze większe trudności przy pozyskiwaniu chętnych do pracy w sektorze publicznym. Podobnie uważa Norbert Kusiak.

— Propozycja podwyżek w budżetówce jest skandalicznie niska. Silne państwo potrzebuje dobrych kadr. A bez godnych zarobków będzie to niemożliwe do zrealizowania — tłumaczy ekspert OPZZ.

Propozycje rządu różnią się od oczekiwań partnerów społecznych. W odniesieniu do minimalnego wynagrodzenia za pracę strona pracodawców opowiada się za jego zamrożeniem w przyszłym roku. W efekcie miałoby ono wynosić 4300 zł, czyli tyle, ile będzie wynosić od lipca 2024 r. Ponadto proponują, aby pensje w budżetówce w 2025 r. wzrosły o 7,9 proc. Oczekiwania związków są jeszcze inne. Zgodnie z ich wspólnym stanowiskiem, minimalne wynagrodzenie za pracę powinno wzrosnąć o 8,14 proc., tj. o 350 zł (czyli do 4650 zł). Z kolei podwyżka wynagrodzeń w budżetówce powinna ich zdaniem w 2025 r. wynosić nie mniej niż 15 proc.

Rząd proponuje też zwiększenie wskaźnika waloryzacji emerytur i rent w 2025 roku na ustawowym poziomie, który wynosi 20 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w 2024 roku.

Czytaj więcej

Płaca minimalna znowu w górę. Tyle zarobimy od 1 stycznia 2025 r.?