Kancelaria Prawna i Doradztwa Podatkowego AHT w Mikołajkach zawierała z klientami umowy cywilnoprawne, na podstawie których płacili oni ryczałtowe wynagrodzenie za świadczone na bieżąco usługi księgowe i doradcze. Zaliczki na koszty związane z zakupem artykułów biurowych otrzymywała do dziesiątego dnia każdego miesiąca. Potem klienci opłacali resztę. Niestety, nie zawsze robili to terminowo. Często spóźniali się nawet o kilka miesięcy. Kancelaria nie odprowadzała VAT, dopóki nie otrzymała całej zapłaty. Jednocześnie odliczała sobie podatek naliczony wynikający z faktur za zakup mebli, odzieży, butów, samochodu na usługi gastronomiczne, reprezentację.

Takie rozliczenia zakwestionowały organy skarbowe. Zarówno naczelnik urzędu, jak i dyrektor izby skarbowej uznali, że wydatki poniesione na ubrania czy spotkania w restauracjach, jako niezwiązane z działalnością firmy, lecz osobistymi potrzebami jej pracowników, nie były kosztami uzyskania przychodu w CIT. Nie mogły zatem być podstawą odliczenia VAT. Do zasadniczego sporu doszło jednak na tle ustalenia momentu powstania obowiązku podatkowego.

- Skoro z umów z klientami wynikało, że zaliczki były płacone do dziesiątego dnia miesiąca, to wtedy powstawał obowiązek naliczenia VAT - twierdziły władze skarbowe.

Potem zmieniły zdanie i uznały, że był to 25. dzień miesiąca następującego po tym, w którym wykonana została usługa, chyba że wcześniej kancelaria otrzymała więcej niż 50 proc. ceny w formie zaliczki. W tym drugim przypadku już zaliczka stawała się podstawą do naliczenia VAT (chodziło o 2001 r., gdy obowiązywała ustawa z 1993 r.).

Organy przyporządkowały podatek zapłacony przez kancelarię z opóźnieniem do poszczególnych miesięcy i naliczyły odsetki za zwłokę.

Firma złożyła skargę do WSA. Zgodziła się na 22-proc. stawkę od usług doradczych i księgowych, ale jednocześnie wywodziła, że miała obowiązek odprowadzenia podatku dopiero po otrzymaniu całej zapłaty. "Nie można było żądać VAT na podstawie hipotetycznych kwot, które nie wpłynęły jeszcze na konto podatnika. Tym bardziej że wielokrotnie na bieżąco ustalał on z klientami zmianę wynagrodzenia" -podkreślała kancelaria w skardze do sądu.

Ponieważ jednak WSA zgodził się z organami skarbowymi, podatnik złożył kasację do NSA. Zarzucał w niej, że sąd zaakceptował sytuację, w której organy oszacowały jego przychody, gdyż nie ustaliły dostatecznie stanu faktycznego sprawy.

- WSA nie musiał analizować wszystkich dowodów zgłoszonych przez podatnika. Jeśli zaś nie zarzucił on w kasacji, że sąd błędnie zinterpretował lub zastosował konkretny przepis, to NSA ma związane ręce i nie może merytorycznie rozstrzygnąć sporu - wyjaśnił sędzia Adam Bącal (sygn. IFSK138/06).