Już niebawem nie da się świadczyć dronami usług komercyjnych – np. wykonywania zdjęć, kręcenia filmów, dokonywania pomiarów czy przeprowadzania lotów badawczych – bez specjalistycznego szkolenia, które da pewność, że operator potrafi w sposób bezpieczny latać bezzałogowym statkiem powietrznym. Szkolenie będzie się odbywało w specjalnym ośrodku. Obejmie m.in. podstawy prawa lotniczego i zagadnienia budowy przestrzeni powietrznej. Ośrodki same będą decydowały o cenach szkoleń. Obecnie to koszt ok. 1,2 tys. zł netto (do tego trzeba jeszcze doliczyć 23 proc. VAT).
Teraz ukończenie szkolenia nie jest obowiązkowe. Wymaganą wiedzę można opanować we własnym zakresie i potem podejść do egzaminu. Po jego zdaniu otrzymuje się świadectwo kwalifikacji.
Liczba rośnie
Przepisy dotyczące dronów zaczęły obowiązywać w 2013 r., ale szybki rozwój rynku spowodował konieczność ich doprecyzowania. Minister infrastruktury przygotował więc projekt rozporządzenia.
– Wszystko dla zapewnienia bezpieczeństwa w przestrzeni powietrznej – przekonują pomysłodawcy.
Projekt przewiduje wyraźne rozróżnienie bezzałogowych statków powietrznych używanych rekreacyjnie lub sportowo (tzw. modeli latających) i tych wykorzystywanych np. do działalności gospodarczej.
Do tej pory prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego wydał 342 świadectwa kwalifikacji –wynika z ustaleń „Rzeczpospolitej". Liczba dronów rośnie jednak z dnia na dzień. Można je kupić już za 150 zł. Ceny tych bardziej zaawansowanych technologicznie sięgają kilkudziesięciu tysięcy.
– Urządzenia poniżej 25 kilogramów wagi nie podlegają ewidencji, dlatego trudno o szacunki, ile dronów jest w Polsce – wyjaśnia Mateusz Kotliński z Urzędu Lotnictwa Cywilnego. Bezzałogowe statki powietrzne powyżej 25 kg wymagają wpisania do Rejestru Cywilnych Statków Powietrznych ULC i nadania znaków rejestracyjnych. Aktualnie w Polsce zarejestrowane są trzy takie urządzenia.
Odległości są wystarczające
Projekt precyzuje zasady korzystania z dronów. Lot mógłby być wykonywany do 500 m od operatora i do wysokości nie większej niż 150 m. Nie trzeba wtedy stosować się do wszystkich przepisów prawa lotniczego.
– Taka odległość jest wystarczająca – mówi Piotr Duszczyk z firmy Dronemovie.pl, który zajmuje się fotografią i kinematografią lotniczą.
A Damian Radomski z firmy PTTRC dodaje, że z technicznego punktu widzenia da się określić z dokładnością do jednego metra odległość od miejsca startu, w jakiej znajduje się dron.
– Odległości z rozporządzenia mogą jednak ulec zmianie po uwzględnieniu uwag zebranych w konsultacjach społecznych, które właśnie się zakończyły – zwraca uwagę Kotliński. Teraz trzeba samodzielnie oceniać, czy dron znajduje się w zasięgu wzroku, w zależności od warunków atmosferycznych i wielkości urządzenia. Piotr Duszczyk podkreśla, że prawdziwe zagrożenie stwarzają osoby, które nie mają świadectw i nie wiedzą o istnieniu przepisów, a wykorzystują drony do nagrywania imprez okolicznościowych.
– Nieprzyjemny incydent to kwestia czasu – podsumowuje.