Rz: Czy flirt, romans w pracy są naganne i wymagają napiętnowania?

Izabela Kielczyk, psycholog biznesu. Z pewnością nie. Pamiętajmy o tym, że większość czasu spędzamy w pracy i jest to naturalne miejsce, gdzie poznajemy innych ludzi czy nawet przyszłych partnerów. Tam się obserwujemy, nawiązujemy kontakty koleżeńskie, przyjacielskie. Stąd łatwo też tutaj o wytworzenie bliskiej więzi.

Flirty czy romanse w firmie wzbudzają jednak wiele kontrowersji. Pracodawcy ich nie lubią, bo to zaburzająco wpływa na pracę.

W jaki sposób?

Przekłada się na atmosferę w zakładzie. Z reguły romans w firmie nie jest przecież jawną czy powszechną informacją, więc tworzą się plotki, domysły. Ci, którzy widzą bliższe relacje dwojga pracowników i wiedzą o ich romansie, pozwalają sobie na docinki, uwagi, uszczypliwości. Często te komentarze są nieprzyjemne czy przekazywane w nieelegancki sposób.

Pół biedy, gdy kochankowie są osobami wolnymi, wówczas nie krzywdzą swoich dotychczasowych partnerów. Może jednak pojawiać się konflikt potrzeb, np. kobiecie zależy na stworzeniu trwałego związku z mężczyzną, a ten jest nią zainteresowany tylko chwilowo (tzw. drań). Czasami też panie bywają wyrachowane i pragną zaspokoić swoje krótkotrwałe zachcianki („zimna suka"). Wtedy przybywa plotek, a zainteresowani próbują tworzyć wśród swoich kolegów dziwne grupy wsparcia dla swoich racji i wyborów.

U żonatych partnerów nowy związek stawia też w trudnej sytuacji te osoby z firmy, które znają współmałżonka. Nie wiedzą, jak się wobec nich zachować, nie psując równocześnie kontaktów zawodowych.

Mówimy tu o zażyłych relacjach między kolegami w jednym dziale, na równorzędnych stanowiskach. A co się dzieje, gdy płomiennym uczuciem zapała szef do swojej podwładnej lub gdy to przełożona ma romans z pracownikiem?

To szczególnie trudna sytuacja dla firmy, bo w sposób niewiarygodny psuje w niej atmosferę i zaburza dotychczasowe relacje między pracownikami i ich szefami. Zazwyczaj romansujący podwładny cieszy się szczególnymi względami, dostaje podwyżkę, niejednokrotnie awansuje. Dla pozostałych oznacza to nierówną grę – ich umiejętności, kwalifikacje, starania nic nie znaczą, bo szef docenia tylko koleżankę, z którą sypia. Nie ma mowy wtedy o zbudowaniu zespołu czy wspólnych staraniach w realizacji celów biznesowych, skoro wysiłki większości nie są docenione w sposób należyty.

Jak należy zareagować, gdy w firmie zdarzy się takie uczucie? Kogo pracodawca powinien poprosić wtedy o interwencję? Czy i w jaki sposób udaje się naprawić napięte stosunki w zakładzie?

Tam, gdzie szef nie chce nadal tolerować takiej sytuacji, bywam zapraszana do współpracy. I dzieje się to z jego inicjatywy także wtedy, gdy to pracodawca romansuje, bo nie radzi sobie z tym problemem, z gęstniejącą atmosferą w firmie, z realizacją planów.

Moja praca polega wtedy na spotykaniu się z zainteresowanymi, zrozumieniu ich położenia i rozmowach, rozmowach, rozmowach... Chodzi bowiem o to, aby po pierwsze nazwać wprost to, co się zdarzyło, a po drugie wyciszyć emocje zainteresowanych i w całej firmie, a po trzecie wreszcie – próbować uświadomić kochankom konsekwencje ich wyboru, wpływu tej zażyłej relacji zawodowej na ich dalsze życie. Czasami moja pomoc ma szczęśliwy finał i mam na koncie udane związki czy małżeństwa. Niekiedy takie firmowe zbliżenie kończy się odejściem jednej ze stron. Bywa też, że szef przestaje pełnić rolę bezpośredniego zwierzchnika pracownicy, z którą romansował.

Niejednokrotnie potrzebne są rozbudowane sesje terapeutyczne dla zainteresowanych, a nawet dla ich współmałżonków. Niewykluczone więc, że niewinny romans wywoła poważne skutki dla wielu osób, nie tylko najbardziej w niego zaangażowanych. Często trwają one latami, gdy emocje są ogromne i powodują ostre konflikty. To więc niezwykle kosztowny proces, nie tylko pod względem uczuciowym.

Czy bywa pani angażowana do pomocy, gdy w firmie dojdzie do molestowania seksualnego? Jaki jest stan świadomości naszych szefów o takich zgubnych zachowaniach w zakładzie?

To zjawisko bardzo ciężkie do udowodnienia. Niestety, coraz częściej obecne z firmach. Wielu pracodawców – widząc to zagrożenie i swoją odpowiedzialność za wystąpienie molestowania seksualnego w zakładzie – organizuje szkolenia z tego zakresu. Mają one uświadomić załogom, jakie zachowania w pracy od strony psychologicznej mogą być poczytane jako niepożądane. Przykładowo będzie to opowiadanie dowcipów, osobiste uwagi pod adresem kolegów czy koleżanek, prowokowanie pewnych sytuacji, zachowań. Uzupełniają to wykłady o prawnych aspektach molestowania seksualnego. Cała ta wiedza ma wyczulić zatrudnionych na właściwe zdiagnozowanie takich działań oraz ich eliminację. Wiele też jednak zależy od kultury firmy. Z pewnością inne jest podejście do pewnych zachowań w typowo męskim środowisku i np. w warsztacie samochodowym. Inne zaś w dużej korporacji, gdzie większość osób pracuje w tzw. open space. Tam ustalone procedury zabraniają samowolnych zachowań, np. rozwieszania kalendarzy z aktami. Z reguły w tej dużej firmie szef będzie wiedział, że to on odpowiada, gdy dojdzie do molestowania seksualnego, i jak ma na to zareagować.

A jak go zmobilizować, gdy nie wie?

Tu moja aktywność polega na tym, aby uświadomić mu tę  odpowiedzialność i nakłonić do prawnego zgłoszenia i wyeliminowania takiego zjawiska. On ma podjąć taką decyzję. A jeśli tego nie robi, to dlaczego. Szybko dyscyplinuje zwrócenie uwagi na to, że wyciek informacji o molestowaniu seksualnym w firmie wpływa na jej wizerunek, postrzeganie pracodawcy. A to przecież może odbić się na wynikach finansowych, kontaktach z klientami. Troska o to jest przecież dla przedsiębiorców najważniejsza.

Niektórzy jednak w tym dążeniu do dobra klientów posuwają się do skrajnych zachowań i tolerują nawet gwałt na pracownicy w imię osiągnięcia sukcesu biznesowego. Jego ofiara, którą się zajmowałam, przypłaciła to pobytem w szpitalu psychiatrycznym i rocznym załamaniem nerwowym.

Nawet w dużym koncernie informacja o bliskich, intymnych kontaktach kolegów z pracy to tajemnica poliszynela. Czy o wizycie psychologa i jego pomocy też się wszyscy dowiedzą? Czy szef powinien to nagłaśniać?

To niezwykle poufna i delikatna sprawa. W dużej mierze sposób postępowania i ujawniania pewnych informacji zależy od samego pracodawcy. Zapewne łatwiej jest pracować, gdy wiedza o moich poczynaniach nie jest aż tak powszechna.

W dużych korporacjach obowiązują określone procedury zachowania tajemnicy, poufności pewnych działań. Obejmuje to także wizytę różnych doradców, ekspertów, specjalistów. Dotyczy też psychologa czy jego pomocy w indywidualnych sprawach pracowników.

Czasami jednak dla oczyszczenia ogólnej atmosfery w zakładzie lepiej jest, aby wszyscy dowiedzieli się o takiej interwencji specjalisty. Spotkałam się z tym w małej firmie, gdzie jej szef wprost nazwał problem i zakomunikował załodze: mamy do czynienia z romansem w pracy, trzeba to jakoś zakończyć i pani psycholog przyszła nam pomóc w tej sprawie.

—rozmawiała Grażyna Ordak

Prestiż, władza i pieniądze to najlepsze afrodyzjaki

Kręcą nas ukradkowe spojrzenia znad biurek czy podczas spotkań firmowych. Jednak największym wzięciem cieszy się szef – na flirt z nim zdecydowałoby się nawet 60 proc. ankietowanych. Aż 75 proc. internautów chętnie flirtuje w miejscu pracy, a najlepszymi partiami do biurowych igraszek są szefowie, sekretarki oraz stażyści. Tak wynika z sondażu portalu SerwisKariery.pl przeprowadzonego przed kilkoma laty. Zdecydowanymi liderami badania są panowie. Przyznają, że romansując, łączą przyjemne z pożytecznym (partnerka jest przyjemnością). Nieco chłodniej na biurowe flirty reagują panie, które do intymnych spotkań wolą bardziej przytulne miejsca niż biurowy pokój czy toaletę. Największe wzięcie mają szefowie – aż 60 proc. ankietowanych chciałoby przeżyć romans ze swoim przełożonym. Co w takim związku kręci podwładnych? Prestiż, władza i pieniądze to największe afrodyzjaki. Kolejne miejsce na liście chętnych, z którymi badani chcieliby przeżyć burowy romans, uzyskały w sondażu sekretarki (25 proc. głosów). To często młode, bardzo atrakcyjne kobiety, które robią wrażenie na panach. Często też sprawiają wrażenie zimnych i niedostępnych, a po godzinach przeistaczają się w prawdziwe wampy. Trzecie miejsce w tym gronie zajęli stażystki lub stażyści (15 proc.). Co sprawia, że są pociągający? Przede wszystkim wiek, brak doświadczenia i chęć niesienia im wszelkiej niezbędnej pomocy w pierwszych dniach pracy.

—oprac. g.or.