„Rz” dotarła do projektu kodeksu dobrych praktyk handlowych, który powstał w Ministerstwie Gospodarki. Został właśnie rozesłany do konsultacji.
– Oczekujemy na wszelkie uwagi i sugestie ze strony przedsiębiorców. Prawdopodobnie w w czerwcu zorganizowane zostanie w Ministerstwie Gospodarki spotkanie z zainteresowanymi stronami – wyjaśnia biuro prasowe resortu. Zastrzega też, że możliwe są zmiany projektu.
Obecnie zawiera rewolucyjne zapisy uderzające zwłaszcza w duże sieci handlowe. Ma obowiązywać tylko te, których przychody przekraczają 1 mld zł. Zgodnie z nim termin płatności dla dostawców nie może być dłuższy niż 30 dni od odbioru towaru, jego zapisy likwidują też wiele dopłat, które ponoszą dostawcy, współpracując z sieciami. Wszelkie zmiany kodeksu możliwe byłyby tylko w formie pisemnej i za zgodą obydwu stron. Nie mogą też uzależniać zawarcia umowy od wyłączenia jurysdykcji sądów polskich lub poddania sprawy pod rozstrzygnięcie sądu polubownego. Taki zabieg sieci zaczęły stosować ostatnio – o czym pisaliśmy w środowym wydaniu „Rz” – aby uniemożliwiać dostawcom odzyskiwanie tzw. opłat dodatkowych.
– Dopiero otrzymaliśmy projekt i go analizujemy, na chwilę obecną nie możemy zająć w tej sprawie stanowiska – mówi Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, zrzeszającej największe sieci sklepów w Polsce. Nieoficjalnie sieci uważają, że projekt nie jest zbiorem dobrych praktyk, lecz zakazów, i to uderzających tylko w duże firmy.
Podejście producentów jest inne, choć do części punktów też mają zastrzeżenia. – Nadal w Polsce część sieci handlowych traktuje dostawców jak petentów i narzuca im swoje warunki. Regulacja współpracy powinna przede wszystkim doprowadzić do tego, że zaczną traktować ich jak partnerów – uważa Kazimierz Kustra, prezes spółki rybnej Seko. Udział sieci w jej przychodach zbliża się do 60 proc.
Według projektu resortu każda ze stron ponosi we własnym zakresie koszty podejmowanych przez siebie działań związanych choćby z rozbudową sieci, urządzaniem miejsc sprzedaży oraz promocji. – Oznacza to de facto likwidację wspólnych promocji, a zwłaszcza duże koncerny spożywcze mają na to środki i chcą organizować je z nami – mówi przedstawiciel jednej z największych sieci. Także Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności, zwraca uwagę, że ta część zapisów jest niekorzystna dla dostawców. – Mamy do czynienia ze zbyt dużą ingerencją w swobodę gospodarczą – mówi.
Nadal największym problemem dla dostawców są dodatkowe opłaty popierane przez sieci. Dlatego coraz więcej z nich zaczyna chwalić sobie współpracę z dyskontami. – Działają fair, ponieważ kryterium nawiązania współpracy z nimi jest cena – chwali Konrad Pazgan, wiceprezes firmy drobiarskiej Konspol.
– W Polsce skuteczność działania samoregulacji w tak konfliktowych sprawach jest nadal niewielka. W przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii, gdzie powstały podobne kodeksy, podejście firm nie gwarantuje szerokiej akceptacji jego postanowień. A to dla faktycznego poprawienia warunków współpracy z sieciami detalicznymi jest kluczowe – uważa Andrzej Gantner. Zwraca jednak uwagę, że nikogo nie można zmusić do podpisania kodeksu i nie ma mechanizmu do egzekwowania jego zapisów.
Za ustawowym uregulowaniem współpracy sieci i dostawców jest Krajowy Związek Spółdzielni Mleczarskich. – Dopóki tak się nie stanie, będziemy mieli do czynienia z próbami wykorzystywania pozycji przez sieci – mówi Waldemar Broś, prezes KZSM. Jego zdaniem są jednak małe szanse na podpisanie kodeksu przez sieci, bo wiele punktów godzi w ich interesy.
masz pytanie, wyślij e-mail do autorów
[mail=p.mazurkiewicz@rp.pl]p.mazurkiewicz@rp.pl[/mail]
[mail=b.drewnowska@rp.pl]b.drewnowska@rp.pl[/mail]