Naruszenie tych zasad uzasadnia przyznanie odszkodowania wyrównującego szkodę powstałą przez to, że zamierzona umowa nie doszła do skutku. Taki wniosek płynie [b]z wyroku warszawskiego Sądu Apelacyjnego z 13 listopada (sygn. I ACa 669/08)[/b], który utrzymał podobne rozstrzygnięcie I instancji. Wyrok jest prawomocny i ostateczny. Jest też jednym z nielicznych dotyczących tej tematyki.
W takich wypadach należy się odszkodowanie za winę w kontraktowaniu na podstawie art. 72 § 2 [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=70928]kodeksu cywilnego[/link] (por. ramka) w granicach tzw. ujemnego interesu umowy. A więc odszkodowanie ograniczone jest tylko w ten sposób, że poszkodowany nie może dochodzić zapłaty wartości zysku, jaki osiągnąłby, gdyby umowa została wykonana (a więc pełnych utraconych korzyści).
[srodtytul]Ogródek na wyłączność[/srodtytul]
Taka też była prawna podstawa żądania odszkodowania, z jakim wystąpiła sp. z o.o. Moon, właścicielka prestiżowej restauracji (tzw. wizerunkowej) w Warszawie, domagając się od grupy Żywiec SA odszkodowania za nielojalne prowadzenia negocjacji dotyczących udzielenia temu producentowi piwa wyłączności na jego sprzedaż i reklamę w tym lokalu.
Do Mariusza D., prezesa Moon (który reprezentował jednocześnie drugą spółkę z podobnym lokalem, ale w tamtym wypadku się dogadano), zgłosili się dwaj przedstawiciele Żywca, którzy przez trzy miesiące wynegocjowali kontrakt o współpracy. Restauracje zapewniały wyłączność na sprzedaż piwa, a jego producent materiały reklamowe, sprzęt do dystrybucji, samo piwo oraz wynagrodzenie 200 tys. zł, w kilku ratach, za trzyletni kontrakt.
Jedna kwestia była trudniejsza – mianowicie restauracja miała obawy, czy zdoła sprzedać odpowiednie ilości piwa, a takie progi w tego rodzaju kontraktach zwykle się zapisuje. W wynegocjowanym projekcie umowy zapisano, że nawet jeśli wymagany pułap nie zostanie osiągnięty, umowa będzie przedłużona na następny rok – bez dodatkowego wynagrodzenia dla restauracji.
[srodtytul]Negocjacje czy zwodzenie?[/srodtytul]
W tej sytuacji Moon rozwiązała podobny, ale mniej korzystny kontrakt z Carlsbergiem, zamontowała sprzęt Żywca (nalewaki, stoliki itp.) i rozpoczęła sprzedaż jego piwa. Żywiec jednak umowy o współpracy nie podpisał. Jego przedstawiciel, który miał dostarczyć podpisaną umowę, najpierw opowiadał, że ma wesele i podróż poślubną, potem, że musi przesłać umowę do Bielska-Białej, następnie, że są trudności z zebraniem części zarządu. Później zaproponował (ponoć z powodu przekroczenia wydatków na reklamę) przesunięcie podpisania umowy na początek następnego roku (za dodatkową opłatą, na co restauracja się zgodziła), w styczniu jednak zakomunikował, że umowa nie będzie podpisana ze względu na małą sprzedaż piwa w tej restauracji.
Po jakimś czasie zdemontowano sprzęt Żywca, a restauracja wróciła do mniej korzystnej umowy z Carlsbergiem, a od Żywca zażądała odszkodowania.
Żywiec bronił się, twierdząc, że owi negocjatorzy nie byli jego pracownikami, ale jednej ze spółek córek. Do negocjacji można zaś podchodzić na dwa sposoby: mogą prowadzić do umowy, ale też służyć wynegocjowaniu jej warunków (zbliżenia stanowisk). Dopiero w drugim etapie zapada decyzja, czy umowa jest podpisywana, czy nie. Tak było w tym wypadku, jednak warunek odpowiedniej wielkości sprzedaży (co ma gwarantować jakość piwa) był tak ważny, że bez jego spełnienia nie było podstaw do finalizowania kontraktu.
[srodtytul]Należy się odszkodowanie[/srodtytul]
Sądy nie podzieliły tej argumentacji i wytknęły Żywcowi kilka działań szkodzących w negocjacjach – jego przedstawiciele [b]zataili, iż warunkiem zawarcia umowy jest określona sprzedaż piwa, i to ona decyduje ostatecznie o jej zawarciu, a nie prestiż restauracji. Poza tym mimo zamknięcia negocjacji utrzymywali powoda przez kilka miesięcy w błędzie, że umowa zostanie zawarta. Gdyby zaś przyjąć, że ilość piwa nie miała znaczenia, to doszło do niegodziwego prowadzenia negocjacji w celu zawarcia tylko umowy dystrybucyjnej (na sprzedaż piwa), a nie umowy o współpracę[/b]. Dlatego też zasądziły na rzecz powoda 74 tys. zł odszkodowania, tj. tyle, ile otrzymywałby od Żywca w pierwszych miesiącach, gdyby umowę zawarto.
– [b]Ten proces i wyrok pokazują, że blef negocjacyjny ma granice, poza którymi jest nieuczciwą praktyką, że uczciwość i rzetelność kupiecka nie są wartościami blankietowymi[/b] – powiedział „Rz” po rozprawie adwokat Karol Drożdż, pełnomocnik powoda.
[ramka][b]Wina w kontraktowaniu[/b]
[b]Strona, która rozpoczęła lub prowadziła negocjacje z naruszeniem dobrych obyczajów,[/b] w szczególności bez zamiaru zawarcia umowy, jest obowiązana do naprawienia szkody, jaką druga strona poniosła przez to, że liczyła na zawarcie umowy, tzw. culpa in contrahendo (art. 72 § 2 [link=http://aktyprawne.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr?id=70928]kodeksu cywilnego[/link]). [/ramka]
[ramka][b]Komentuje Paweł Granecki, adwokat[/b]
Istotą poprawnych negocjacji jest przestrzeganie dobrych obyczajów. Kto rozpoczyna lub prowadzi je z ich naruszeniem, w szczególności bez zamiaru zawarcia umowy, ponosi odpowiedzialność za szkodę doznaną przez drugą stronę przez to, że liczyła na zawarcie umowy. Ogólnie rzecz ujmując, za naruszenie dobrych obyczajów będzie zatem uznane każde świadome zachowanie kontrahenta, który wykraczając poza dopuszczalną i ogólnie przyjętą „grę negocjacyjną”, prowadzi do uzyskania nieuczciwej przewagi negocjacyjnej nad drugą stroną. To, czy wykroczono poza granicę tzw. blefu negocjacyjnego, powinno być każdorazowo badane w procesie o odszkodowanie z art. 72 § 2 kodeksu cywilnego.[/ramka]