Z dużym zaskoczeniem zapoznałem się z tekstem autorstwa Michała Romanowskiego, będącym polemiką z moim artykułem krytykującym sposób nowelizacji kodeksu spółek handlowych („Rz” z 12 sierpnia). Po pierwsze zaskoczyło mnie, dlaczego dyskusja nie jest ad rem, a w istocie jest atakiem ad personam. Dawno nie czytałem tak emocjonalnego tekstu, bez analizy sensu wypowiedzi poprzednika. Jednak ponieważ jest to wypowiedź przewodniczącego zespołu Komisji kodyfikacyjnej ds. zmian w prawie spółek, należy ją traktować bardzo poważnie, bo można przyjąć, że jest to stanowisko całej komisji. A to już jest pewien problem. Jeśli ktoś, nawet pojedynczo, chce forsować określone koncepcje, to można sobie z tym poradzić. Jeżeli jest to jednak prezentacja stanowiska komisji kodyfikacyjnej, to jest zupełnie inne zagadnienie.
Pragnę więc zwrócić uwagę, że Michał Romanowski wyciągnął zupełnie błędne wnioski z mojej wypowiedzi. Celem, i to jedynym, było zwrócenie uwagi na konieczność rozpoczęcia dyskusji na temat reformy prawa spółek. Nie może to być monolog objawiający się tym, że jedna osoba pozyskała pełną kompetencję do ustalania zmian w prawie spółek, a jakakolwiek krytyka wywołuje efekt i wrażenie, jakby kogoś zraniono.
W moim tekście odwołuję się tylko raz do projektów komisji kodyfikacyjnej, bo takie są fakty, iż projekty zostały tam przygotowane. Nie mam żadnych wątpliwości, że istnieje konieczność przygotowania tych zmian przez komisję w związku z uchwalonymi dyrektywami. Wypowiadam jednak poglądy, które różnią się od innych, i takie jest moje prawo. Podtrzymuję stanowisko co do błędnego umiejscowienia implementacji przepisów regulujących spółki publiczne. Co do „upublicznienia” spółek prywatnych to jedynie moja obawa na przyszłość.
Trochę więc nieeleganckie – delikatnie to określając – jest wyjaśnianie mi potrzeby implementacji dyrektyw czy sugerowanie, że czegoś nie czytałem. Zapewniam, że czytałem. A to, że mogę mieć nieco inne zdanie czy też podpowiadać, że warto byłoby może wnieść przy implementacji dyrektyw jakieś nowe – a możliwe – rozwiązania charakterystyczne tylko dla polskiego systemu, jest chyba oczywiste. Trzeba wyraźnie stwierdzić, że dotychczasowe implementacje to w dużej mierze przepisanie dyrektyw, gdzie własny, oryginalny, polski wkład jest niewielki. Dlatego nie bardzo jest jak dyskutować o potrzebie implementacji dyrektyw, na czym tak bardzo skoncentrowano się w polemice.
Projekty własne komisji kodyfikacyjnej są przez jej członków oceniane jakoby od wewnątrz, natomiast ja mam inną perspektywę i oceniłem wiele przedsięwzięć, pomysłów legislacyjnych, które według mnie sprawiają wrażenie pewnego konkursu. Dlatego też, i tylko dlatego, w tym kontekście wymieniłem komisję kodyfikacyjną.
Jednakże problem jest trochę szerszy. Oczywiście główne wątpliwości artykułowałem w związku z projektami poselskimi i projektem Ministerstwa Sprawiedliwości. Tyle tylko że w tym ostatnim przypadku na posiedzeniu komisji sejmowej ds. zmian w kodyfikacjach wyraźnie stwierdzono, że projekt – moim zdaniem zły, nieprzygotowany itd. – został zaopiniowany pozytywnie przez Michała Romanowskiego, według słów reprezentantki Ministerstwa Sprawiedliwości wypowiedzianych w trakcie posiedzenia komisji. To stwierdzenie znajdziemy w stenogramie z posiedzenia (czyli nie byłoby potrzeby zwracania się do komisji kodyfikacyjnej – co sugeruje w swoim tekście Michał Romanowski – gdyż jest przecież jej członkiem). A jeżeli tak, to problem ma nieco inny wymiar.
W wywiadzie dla „Rz” z 4 sierpnia stwierdziłem m. in., gdy chodzi o propozycję zmian kodeksu spółek handlowych, że powinny one „mieć wsparcie w komisji kodyfikacyjnej prawa cywilnego (…)”. W tym przypadku będę musiał chyba zmienić zdanie, skoro pozytywnie opiniowane są tak słabe propozycje.
W tym kontekście wypada przypomnieć dwie zasady odnoszące się do prezentowanego przez Michała Romanowskiego stanowiska w tekście polemiki. „Nemo est iudex in propria causa” – Nikt nie może być sędzią we własnej sprawie. To sformułowanie dotyczy oceny przygotowanych przez siebie projektów w komisji kodyfikacyjnej. Po drugie „Nullus idoneus testis in re sua intellegitur” – Nikt nie może być wiarygodnym świadkiem we własnej sprawie. To można z kolei odnieść do oceny projektów zmian przygotowanych poza komisją kodyfikacyjną.
Wydaje mi się, że – generalnie – pomysły unormowania prawa spółek artykułowane w wypowiedziach M. Romanowskiego zawierają pewien błąd. Permanentna krytyka kodeksu spółek handlowych i argumentacja oparta jakoby na potrzebie uwzględnienia „znaku czasu” nie jest zgodna z pewną logiką zmian w prawie. Nie można bez przemyślenia systemowego reagować na „błyskotki” legislacyjne, które ukazują się w innych krajach. Otóż błędna jest teza, „że we współczesnym świecie nie sposób sobie wyobrazić wspólny rynek z zupełnie różnymi regulacjami prawnymi”. Polskie regulacje nie są zupełnie inne, są trochę inne, i to dobrze. Ujednolicenie musiałoby zaowocować rozporządzeniem regulującym prawo spółek w UE. A wiemy, że to nierealne.
Różnimy się więc nieco z moim polemistą w podejściu do sposobu zmian. Nie wydaje mi się jednak, że zmiany prawa spółek w Polsce powinny być pozbawione dyskusji, a odmienne stanowisko w stosunku do innych propozycji własnych musi być złe. Tylko w obszarze rozporządzeń Unii Europejskiej dyskusja jest ograniczona.
Artykuł mój miał na celu zwrócenie uwagi na pewien chaos, który się wkrada w potencjalną reformę polskiego prawa spółek. Natomiast spowodował efekt mający bardziej charakter napaści niż poważnej dyskusji.
Michał Romanowski w swoim tekście nic nowego nie napisał. To wszystko wyjaśnił już w innych swoich publikacjach i wypowiedziach. Jednakże odrzucenie rzeczowej dyskusji i sposób odnoszenia się do poglądów innych narusza pewne zwyczaje akademickie.
Jednak jest jeden pozytyw głosu mojego polemisty. Dyskusja się rozpoczęła i mam nadzieję, że wezmą w niej udział nie dwie osoby, ale należy dać możliwość wypowiedzi innym: autorom i recenzentom kodeksu czy jego nowelizacji. To nieprawda, że musimy uczestniczyć w jakimś wyścigu. Nie ma żadnych dowodów na to, że przedstawione propozycje – wyłączam tu projekty komisji kodyfikacyjnej, które wynikają z obowiązków unijnych – zmienią cokolwiek w sposób nagły. Mają one charakter niesystemowy, często załatwiają jakiś jeden konkretny problem. Różnimy się więc z moim polemistą co do sposobu postępowania. To, co proponuję, pozwoli spokojnie unowocześnić prawo spółek, a nie czynić fajerwerków z poszczególnych „wrzutkowych” rozwiązań. Nie można zmieniać prawa spółek na kolanie. Może warto chwilę dłużej pomyśleć nad zmianami, niekoniecznie zachłystywać się systemem anglosaskim, lecz np. przeanalizować bardzo ciekawe rozwiązania w Niemczech, kiedy to 26 czerwca tego roku zmieniono ustawę o spółce z ograniczona odpowiedzialnością. Wydaje się, że choćby propozycja alternatywnej, zmodyfikowanej spółki z ograniczoną odpowiedzialnością – GmbHUG (nazwanej spółką z o.o. light) – jest godna rozważenia, tym bardziej że całościowa i dobrze przygotowana. Zmiany dotyczące prawa spółek w Europie nie koncentrują się zatem, jak twierdzi Michał Romanowski, na spółce publicznej. Tak więc unowocześniajmy prawo spółek, ale spokojnie i z głową.
Szkoda więc, że gdy uderzyłem w stół, odezwały się nożyce trochę nie te, o które mi chodziło, a i dźwięk, jaki wydały, nie jest specjalnie piękny.