Przedsiębiorcy, którzy chcą zidentyfikować takich dłużników, zanim podpiszą z nimi umowę, mogą szukać informacji na ich temat w biurach informacji gospodarczej. Mogą też umieszczać w bazach dane tych osób i firm, które zalegają im z płatnościami.
Kredyty kojarzą się głównie z bankami, ale oprócz nich mnóstwo przedsiębiorców kredytuje swoich kontrahentów czy klientów, dostarczając im towar lub świadcząc usługę i wystawiając fakturę z dołu. Świetnym przykładem są tu operatorzy telefonii GSM działający w systemie post-paid: nie tylko pozwalają swoim klientom przez miesiąc rozmawiać na kredyt, ale też finansują im zakup aparatu, rekompensując to sobie rozłożonymi na wiele miesięcy opłatami abonamentowymi i za rozmowy. Dla nich, ale i dla wielu przedsiębiorców z innych branż, wiedza o tym, komu można zaufać, a od kogo trzeba żądać pieniędzy z góry, jest bardzo cenna.
W Polsce przedsiębiorcy mogą skorzystać z trzech rejestrów gromadzących dane o podmiotach (osobach fizycznych i firmach), które – choć są zadłużone – nie regulują swoich zobowiązań w terminie. Są to bazy Europejskiego Rejestru Informacji Finansowej Biura Informacji Gospodarczej SA, Infomonitora Biura Informacji Gospodarczej SA oraz Krajowego Rejestru Długów BIG Biura Informacji Gospodarczej SA. Ustawa o udostępnianiu informacji gospodarczej bardzo szczegółowo reguluje zasady ich działania, precyzuje, jakie informacje mogą znaleźć się w bazach, kto i na jakich zasadach może je wprowadzać i wreszcie kto i po spełnieniu jakich formalności może korzystać z tych danych.
Informacja o zadłużeniu konsumenta może trafić do rejestru informacji o dłużnikach tylko wtedy, gdy jego należność wynosi co najmniej 200 złotych, a spłata jest opóźniona przynajmniej o 60 dni. Ustawa wprowadziła jeszcze jeden warunek. Przynajmniej 30 dni przed wprowadzeniem danych dłużnika do rejestru należy przesłać mu listem poleconym wezwanie do zapłaty i ostrzec go, że jeśli nie ureguluje należności, informacje na jego temat zostaną wprowadzone do bazy. Nieco łagodniej zostały potraktowane firmy. Również dla nich stworzono 60-dniowy bufor bezpieczeństwa, na wierzycielu ciąży identyczny jak w przypadku długów osób fizycznych obowiązek pisemnego wezwania do zapłaty i ostrzeżenia o zamiarze umieszczenia informacji w rejestrze, jednak minimalna kwota przeterminowanego zobowiązania, które do tego uprawnia, to nie 200, tylko 500 złotych.
Wszystkie trzy bazy gromadzące informacje o dłużnikach mają charakter negatywny – firmy nie umieszczają w nich informacji o prawidłowo spłacanych zobowiązaniach, które budowałyby pozytywną historię kredytową, tylko informacje o zaległościach w spłatach. Wprawdzie ustawa pozwala dłużnikowi domagać się od wierzyciela, by takie pozytywne informacje na jego temat umieścił w zasobach biura informacji gospodarczej, jednak w praktyce ten przepis jest martwy. Inną ważną cechą baz o dłużnikach jest ich aktualność. Znajdują się informacje tylko o tych zobowiązaniach, które nie zostały jeszcze spłacone. Gdy dłużnik ureguluje należność, nawet z dużym opóźnieniem, informacja na jego temat musi zniknąć z rejestrów. System zbierania i udostępniania informacji ma służyć temu, by mobilizować dłużników do rozliczania się z wierzycielami, za to jego zadaniem nie jest piętnowanie tych, którym zdarzyło się spóźnić ze spłatą, ale po czasie uregulowali zaległą fakturę.
Skuteczność rejestrów jako narzędzia do wywierania presji na dłużnikach jest zadziwiająco duża. Z danych Infomonitora wynika, że rotacja zapisów w bazie wynosi około 20 procent miesięcznie. Jeszcze ciekawsze dane prezentuje Krajowy Rejestr Długów. Po otrzymaniu wezwania do zapłaty wraz z ostrzeżeniem, że dług może być wpisany do rejestru, zobowiązania reguluje 58 procent dłużników. 27 procent oddaje pieniądze wierzycielom dopiero wtedy, gdy otrzymają powiadomienie, że ich dane już znalazły się w bazie i spłata długu jest jedynym sposobem, by je stamtąd usunąć. Tylko wobec 15 procent ta metoda okazuje się nieskuteczna.
Mimo tak dużej skuteczności biura informacji gospodarczej cieszą się umiarkowaną popularnością. Szacuje się, że w bazach wszystkich podmiotów znajdują się łącznie informacje o około 300 tys. konsumentów, na których ciążą niespłacone długi, podczas gdy w kraju takich osób jest zdecydowanie więcej. Jeszcze uboższa jest wiedza na temat firm. W coraz mniejszym stopniu wynika to z niewiedzy. Przedsiębiorcy mają już świadomość istnienia biur informacji gospodarczej, a szczególnie dobrze rozpoznawalny jest Krajowy Rejestr Długów. Znacznie ważniejsze są inne przyczyny. Choć działalność biur służy poprawie bezpieczeństwa obrotu gospodarczego, nie są to instytucje non-profit realizujące misję, tylko komercyjne spółki, które w swoich działaniach kierują się rachunkiem ekonomicznym. Dlatego za korzystanie z bazy – i pobieranie danych, i ich dostarczanie – trzeba płacić (wyjątkiem jest możliwość darmowego uzyskania informacji o samym sobie).
Na stosunkowo wolne tempo budowania bazy danych o dłużnikach wpływ ma też fakt, że żadna grupa przedsiębiorców (ani innych podmiotów) nie ma obowiązku przekazywać informacji do biur informacji gospodarczej. Co więcej, niektóre podmioty nie mają nawet takiego prawa. Dłużników może zgłaszać np. dostawca gazu lub prądu, spółdzielnia mieszkaniowa albo wspólnota, ale gmina, której mieszkaniec zalega z opłaceniem lokalnych podatków – już nie.
Część firm, zwłaszcza niewielkich, zniechęcają też zapisane w ustawie kary finansowe. Przepisy przewidują do 30 tys. zł kary dla firmy, która prześle do bazy nieprawdziwe bądź nieprecyzyjne dane. Taka sama sankcja może spotkać przedsiębiorcę, który w terminie 14 dni nie zażąda usunięcia z rejestru danych osoby, która uregulowała zobowiązanie. Drugi warunek może być trudny do spełnienia dla niewielkich przedsiębiorców, którzy nie posiadają rozbudowanych systemów informatycznych pozwalających przekazywać dane w sposób zautomatyzowany. Kary za oba te wykroczenia wydają się rozsądne, bo służą ochronie konsumentów przed nadużyciami, jednak ich ubocznym efektem jest zniechęcenie części firm do korzystania z systemu wymiany informacji o dłużnikach.