Tomasz S. w marcu 1999 r. kupił obligacje na rynku międzybankowym, a nie bezpośrednio na Giełdzie Papierów Wartościowych. Jak się później okazało, cena, jaką zapłacił, była o prawie 10 proc. wyższa od giełdowej. Tomasz S. wyjaśniał, że zadecydował o tym niższy koszt transakcji i szybkość jej dokonania.

W tamtym czasie, przewidując obniżkę stóp procentowych, sprzedawał papiery wartościowe o zmiennej stopie oprocentowania, a kupował te o stałym oprocentowaniu.

Jak stwierdził sąd okręgowy, do którego trafiła sprawa, Tomasz S. nie przekroczył granic pełnomocnictwa udzielonego mu przez spółkę. Nie naruszył też postanowień umowy o pracę, jako że działał w granicach dozwolonego ryzyka gospodarczego.

Sąd oddalił więc pozew o odszkodowanie. Stwierdził, że spółka nie przedstawiła dowodów na poniesione straty, poza tym porównania cen obligacji dokonała błędnie, bo wzięła pod uwagę datę rozliczenia, a nie ich zakupu.

Spółka złożyła odwołanie do sądu apelacyjnego, ale nic nie zyskała. Bo sąd ten w wyroku z 8 marca 2007 r. uznał, że to firma musi udowodnić pracownikowi umyślne wyrządzenie szkody oraz jej wysokość. Wyliczenia przedstawione w trakcie procesu były zaś nieprawidłowe także dlatego, że powinny spełniać wymagania rachunkowości. Ponadto nie wystarczy, by transakcje okazały się niekorzystne. Konieczne jest, by przeprowadzono je umyślnie na szkodę spółki. A to nie miało miejsca. Zdaniem sądu zachowanie Tomasza S. miało cechy winy nieumyślnej, a w związku z tym jest on zwolniony od odpowiedzialności odszkodowawczej (art 114 kodeksu pracy). Zgodnie z treścią art. 117 § 2 k.p. pracownik nie odpowiada za szkodę powstałą podczas działania w granicach dopuszczalnego ryzyka. A tutaj decyzja o podjęciu działania o niepewnym skutku (zakup obligacji) była podyktowana chęcią uzyskania korzyści dla firmy (sygn. III APa 2/07).