Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością szuka prezesa zarządu. Czy może mu zaoferować umowę o pracę?
Nie ma żadnych przeszkód, co potwierdzają liczne wyroki Sądu Najwyższego, np. z 17 maja 1995 r. (I PRN 14/95). W takiej sytuacji prezesa połączą ze spółką więzi dwojakiego rodzaju: korporacyjny z racji samego powołania przez zgromadzenie wspólników lub np. radę nadzorczą oraz pracowniczy. Umowę o pracę proponuje się, by podlegał ubezpieczeniom społecznym i korzystał z innych uprawnień pracowniczych, np. urlopu wypoczynkowego, a gdy chodzi o kobietę -macierzyńskiego i wychowawczego.
Rozumiem, że to rozwiązanie najkorzystniejsze dla powoływanego. A dla firmy?
Dla spółki byłoby najlepiej, gdyby zaangażowała go wyłącznie na podstawie samego powołania. Wtedy zgromadzenie wspólników lub rada nadzorcza mogłaby go odwołać w każdej chwili, zgodnie z art. 203 kodeksu spółek handlowych.
Takie zatrudnienie jest jednak mało atrakcyjne dla samych zainteresowanych. Chcą oni mieć dodatkowe zabezpieczenie przed stratą posady z dnia na dzień. Dlatego, by pogodzić interesy obydwu stron, spółka często oferuje funkcję członka zarządu zarówno na podstawie powołania, jak i umowy cywilnej, najlepiej na zlecenie. Menedżer podlega wtedy ZUS i korzysta z wyższych relatywnie kosztów uzyskania przychodów na poziomie 20 proc. Idealnie byłoby, gdyby wtedy firma zatrudniła go w innej firmie - spółce, na dodatkowe zlecenie, np. jako doradcę zarządu ds. ekonomicznych.
W ten sposób podlegałby składkom ZUS z jednego wybranego tytułu. Często też w umowach cywilnych osoby zarządzające gwarantują sobie wysokie odprawy na wypadek rozwiązania stosunku pracy przez spółkę z innych przyczyn niż dyscyplinarne. Nie popieramy natomiast podwójnego zatrudnienia w tej samej spółce. Grozi to dużymi komplikacjami w razie rozstania stron.
Walne zgromadzenie spółki akcyjnej zamierza przyjąć na etat wiceprezesa do spraw finansowych. Czy musi z nim zawrzeć umowę terminową na czas kadencji zarządu?
Nie, nie ma takiego obowiązku. Tak uznał SN m.in. w wyroku z 10 sierpnia 2000 r. (I PKN 758/99). Zgodnie z tym orzeczeniem kadencyjność organów spółki prawa handlowego nie oznacza powinności zawierania przez spółkę z osobami pełniącymi funkcję jej organów umów o pracę na czas określony, równy okresowi kadencji. W razie zawarcia takich umów terminowych stosuje się do nich art. 25kodeksu pracy. Można go zatem zatrudnić na czas nieokreślony. Rada nadzorcza czy inny organ wskazany w statucie spółki (np. walne zgromadzenie) mogą bowiem odwołać członka zarządu w każdej chwili i jednocześnie wypowiedzieć mu stosunek pracy.
Kolega jest członkiem zarządu spółki z o.o. na umowie o pracę na czas określony obejmujący okres kadencji. Angaż zastrzega, że może dostać wcześniejsze, dwutygodniowe wypowiedzenie tylko wtedy, gdy zostanie równocześnie odwołany z funkcji w zarządzie i zwolniony z pracy. Czy to prawidłowe?
Tak. Potwierdza to SN w orzeczeniu z 1 lipca 1998 r. (I PKN 53/98). Zgodnie z tym wyrokiem strony mogą w umowie o pracę na czas określony z członkiem zarządu spółki kapitałowej uzależnić jej wcześniejsze rozwiązanie - zarówno za wypowiedzeniem, jak i bez wypowiedzenia - od równoczesnego odwołania z funkcji członka zarządu.
Żona jest prezesem spółki akcyjnej. Pełniła ją na podstawie bezterminowej umowy o pracę. Niedawno rada nadzorcza zaproponowała aneks, zmieniający ją na czas do upływu pięcioletniej kadencji tego gremium. Czy nie powinna tego zrobić w formie wypowiedzenia zmieniającego?
Zasadą jest, że zmiana warunków zatrudnienia na gorsze odbywa się poprzez wypowiedzenie zmieniające zainicjowane przez firmę. Wtedy zatrudniony ma czas zastanowić się nad ofertą, a do połowy wypowiedzenia odmówić. Jeśli to zrobi, umowa ulega rozwiązaniu po upływie wymówienia. Gdy milczy lub mówi tak, nowe warunki wiążą też po upływie wypowiedzenia. Wydawałoby się, że tak być powinno w opisanej sprawie. Zamiana umowy bezterminowej na okresową stawia przecież kobietę w mniej korzystniej pozycji. Jednak 29 marca 2001 r. SN orzekł, że w takiej sytuacji wypowiedzenie zmieniające nie jest konieczne, wystarczy porozumienie stron. Według tego wyroku przekształcenie umowy o pracę na czas nieokreślony w umowę terminową, związane ze specyfiką kadencyjnego zatrudnienia członków organu zarządzającego spółką prawa handlowego, nie stanowi niekorzystnej dla pracownika zmiany stosunku pracy.
Rada nadzorcza spółki z o.o. planuje odwołać etatowego członka zarządu i jednocześnie dać mu wypowiedzenie. Boi się, że jeśli poinformuje związki o planowanym wymówieniu, to ten ucieknie na zwolnienie lekarskie. Co robić?
Wystarczy, że rada w jednej uchwale odwoła prezesa i wypowie mu zatrudnienie. Indywidualne oświadczenie o rozwiązaniu umowy powinna mu dostarczyć najpóźniej do czasu wejścia w życie uchwały w tej sprawie. Wcześniej nic nie musi robić, w tym informować związków zawodowych. A to dlatego, że chęci wypowiedzenia umowy o pracę członkowi zarządu spółki kapitałowej w następstwie jego odwołania nie trzeba konsultować ze związkami - wynika z orzeczenia SN z 10 stycznia 2002 r. (IPKN783/00).
Rada nadzorcza niewielkiej spółki handlowej obwołała mnie swoim prezesem. Miałem zarabiać 12 tys. zł miesięcznie w ramach kontraktu menedżerskiego. Tak też stanowiła uchwała mnie powołująca. Przedstawiciel rady, wydelegowany do zawarcia ze mną umowy o pracę, wpisał mi w angażu tylko 10 tys. zł. Co robić?
Należy zwrócić uwagę na tę nieścisłość całej radzie. Przedstawiciel rady, wybrany zgodnie z firmowymi procedurami do dokonania czynności pracowniczych z przyjmowanymi menedżerami, realizuje jedynie czynności techniczno-prawne, np. zawiera z nimi umowy. Sama decyzja o kształcie stosunku pracy, w tym o wysokości wynagrodzenia, należy wyłącznie do rady. Jej reprezentant nie może w nie ingerować ani ich zmieniać, co potwierdza SN w wyroku z 21 stycznia 1999 r. (IPKN543/98). W tej sytuacji należy wykorzystać najpierw procedurę wewnętrzną, np. skierować wniosek do rady o doprowadzenie warunków umowy do zgodności zuchwałą tego organu. Jeśli to nie pomoże, menedżer może złożyć pozew o ustalenie treści kontraktu menedżerskiego wmyśl uchwały rady.
Według regulaminu wynagradzania spółki z o.o., której prezesuję, załoga dostaje premie miesięczne. Otrzymuje je każdy, kto w danym miesiącu nie opuścił żadnego dnia pracy i nie dostał kary dyscyplinarnej. Ja nigdy jej nie dostałem. Księgowa powiedziała, że do tego potrzebna jest uchwała rady nadzorczej. Dlaczego?
Regulamin płacowy i zakładowy układ zbiorowy pracy nie mogą określać zasad opłacania pracowników zarządzających w imieniu pracodawcy zakładem pracy. A bez wątpienia prezes zarządu należy do takich osób. Tak wynika z art. 241 § 2 w związku z art. 77 § 5 kodeksu pracy. I to jest powód pominięcia pana w regulaminie wynagradzania spółki. By dostał pan premię, potrzebny jest inny akt odpowiedniego organu przyznający to świadczenie. W tej sytuacji jest to prawdopodobnie uchwała rady nadzorczej. Zgodnie bowiem z art. 210 kodeksu spółek handlowych czynności prawne, w tym pracownicze, wobec członków zarządu spółki z o.o. sprawuje rada nadzorcza albo pełnomocnik powołany uchwałą zgromadzenia wspólników. Wygląda na to, że w pana firmie wykonuje je właśnie rada. Dlatego tylko ona jest władna przyznać panu premię.
Czy rada musi ją przyznać, czy tylko może? Jeśli tego nie zrobi, będzie to chyba dyskryminacja. Przecież wszyscy zatrudnieni otrzymują te świadczenia. Czy mam rację?
Nie. Przy wynagradzaniu personelu przedsiębiorca ma się kierować zasadą równego traktowania w zatrudnieniu. Pan interpretuje ją jako zagwarantowanie premii wszystkim pracownikom na jednolitych zasadach. Oznacza ona tymczasem tyle, że dane świadczenie powinny dostać osoby w podobnej sytuacji. Ponadto dopuszczalne jest nawet ich różnicowanie z obiektywnie uzasadnionych powodów. SN wypowiadał się już kilka razy, że pozbawienie kierownictwa firmy prawa do premii nie jest dyskryminacją (patrz np. wyrok SN z 11 lipca; IPK86/06).
Brat jest jedynym wspólnikiem spółki z o.o. i równocześnie prezesem jej jednoosobowego zarządu. By podlegać ubezpieczeniom społecznym, zawarł umowę o pracę z wyznaczonym przez siebie pełnomocnikiem. Wielu naszych znajomych tak robi. Mają jednak z tego powodu problemy z urzędem skarbowym, który kwestionuje taki angaż jako zawarty z samym sobą. Twierdzi m.in., że mojej pensji nie wolno wrzucać w koszty uzyskania przychodu. Czy ma rację?
Niezupełnie, bo kwestii nie rozstrzygają jednoznacznie ani przepisy, ani orzecznictwo. SN parę razy podważał takie umowy o pracę, np. w wyroku z 17 grudnia 1996 r. (II UKN 37/96). Stwierdził w nim: nieważna jest umowa o pracę zawarta przez jednoosobową spółkę z o.o. z prezesem jej jednoosobowego zarządu za pośrednictwem pełnomocnika, któremu udzielił on umocowania do dokonania tej czynności, działając jednoosobowo jako zgromadzenie wspólników. Słowem to umowa z samym sobą i brakuje elementów podporządkowania pracownika pracodawcy co do sposobu, miejsca i czasu świadczenia pracy. Naczelny Sąd Administracyjny stwierdził jednak 18 października ubiegłego roku, że nie można tak z automatu traktować wszystkich umów o pracę zawieranych z prezesem w takiej sytuacji. Każdą trzeba dokładnie zanalizować. Radzę więc odwoływać się niekorzystnych decyzji urzędników.