Kupowanie gotowych spółek ma zarówno wady, jak i zalety. Zaletą jest niewątpliwie to, że nawet początkujący przedsiębiorca może w ten sposób z dnia na dzień uruchomić biznes. Unika wtedy sądowo-urzędowej mitręgi, co jest istotne dla tych, którzy działają pod presją czasu.
Drugą istotną zaletą nabywania gotowych spółek jest brak ryzyka, że sąd czy urząd zakwestionuje nasze poczynania związane z zakładaniem spółki. Spółka już istnieje, a wszelkie formalności związane z jej powstaniem wziął na siebie sprzedawca. To ważne, bo dla początkującego przedsiębiorcy niepowodzenia na początkowym etapie jego działalności bywają bardzo frustrujące, nie mówiąc już o tym, że wydłużają całą procedurę. Przykładowo jakaś wada w umowie spółki (np. wybranie nazwy, która uniemożliwi rejestrację) może sprawić, że sąd oddali wniosek o wpis do Krajowego Rejestru Sądowego. Pisaliśmy o tym w DOBREJ FIRMIE z 4 lipca 2006 r. („Błąd w umowie, więc opłata jeszcze raz”).
Lepiej jednak, aby początkujący przedsiębiorca ostrożnie przeprowadził transakcję kupna spółki. W przeciwnym razie sporo ryzykuje. Zamiast wymarzonego narzędzia do prowadzenia interesów może kupić tonący okręt. Pisaliśmy o tym w DF z 5 grudnia 2006 r. („Spółkę można wziąć od ręki”).
Z formalnego punktu widzenia kupienie spółki to nic innego, jak nabycie jej udziałów albo akcji. W praktyce na rynku pojawiają się przede wszystkim oferty dotyczące spółek z ograniczoną odpowiedzialnością. Spółki akcyjne wymagają zaangażowania o wiele większego kapitału i chyba nie opłaca się to firmom zajmującym się takimi transakcjami. Dlatego nasze dzisiejsze rozważania skoncentrujemy na spółkach z o.o.
Pamiętajmy, że do przeniesienia na inną osobę udziałów w takiej spółce nie wystarczy zwykła pisemna umowa. Podpisy pod nią musi jeszcze poświadczyć notariusz (art. 180 kodeksu spółek handlowych). Już na tym etapie warto zajrzeć do rejestru przedsiębiorców i przestudiować tekst umowy kupowanej spółki. Zbycie udziału umowa spółki może uzależnić od zgody spółki albo w inny sposób ograniczyć (art. 182 k.s.h.).
Tu wskazówka: notarialne potwierdzenie podpisów to nie to samo, co dokonanie umowy zbycia udziałów w formie aktu notarialnego. Przy akcie notarialnym dokument umowy w całości sporządza notariusz (nawet jeśli jej tekst dostarczą mu zainteresowani). Przy notarialnym potwierdzeniu podpisów umowę sporządzają same strony.
To rozróżnienie może mieć istotne znaczenie dla twoich finansów. Za każdą czynność – czy to potwierdzenie podpisów, czy to akt notarialny – rejent pobierze wynagrodzenie w formie tzw. taksy. Akt notarialny kosztuje więcej. Taksa z tego tytułu naliczana jest procentowo od wartości przedmiotu transakcji. Górną granicą jest 10 tys. zł. Tymczasem za poświadczenie własnoręczności podpisu pod taką umową taksa wyniesie najwyżej 1/10 tego, co należałoby się za akt notarialny – a i wtedy nie więcej niż 300 zł. Czysty zysk.
Postanawiasz kupić udziały za 100 tys. zł. Za akt notarialny notariusz będzie miał prawo pobrać 2610 zł (plus VAT). Za potwierdzenie podpisów pod umową jedynie 260,10 zł (plus VAT).
Każdy, kto chciałby z dnia na dzień zająć się biznesem, może skorzystać z oferty firm zajmujących się sprzedawaniem takich spółek od ręki. Działają zarówno w Polsce, jak i w innych krajach – i taka też jest ich oferta. Zainteresowany może kupić spółkę polską, może i zagraniczną. Tu skoncentrujemy się na tych pierwszych.
Kupowanie gotowych spółek to nie tylko zalety. Proces ten obarczony jest też pewnym ryzykiem. Największe polega na tym, że kupowana spółka może mieć długi, o których nie wiemy, a które sprzedawca np. przed nami zataił.
Oczywiście są sposoby na ustalenie kondycji finansowej przedsiębiorstw. Można zasięgnąć informacji w jednym z biur informacji gospodarczej. Warto też zajrzeć do biura dłużników niewypłacalnych (działa w ramach Krajowego Rejestru Sądowego). Nie zaszkodzi zwrócić się do sprzedawcy, aby spółka dostarczyła zaświadczenie z urzędu skarbowego o niezaleganiu z podatkami. Więcej o sprawdzaniu kondycji spółek pisaliśmy m.in. w DF z 12 lipca 2005 r. („Najpierw sprawdzaj, potem pozywaj”).
Obecnie najbardziej nawet wyszukane sposoby sprawdzania kondycji finansowej nie dają nabywcy stuprocentowego bezpieczeństwa. Poza tym kosztują, co wraz z innymi wydatkami związanymi z kupowaniem gotowej firmy może sprawić, że bardziej opłacalne będzie jednak założenie nowej spółki.
Dlatego tak ważne jest, żeby spółki kupować u sprawdzonych sprzedawców. Niektórzy z nich powołują się na rekomendacje, jakich udzieliły im inne firmy, które kupowały już u nich spółki. To dobra wskazówka, pod warunkiem że sprzedawca nie podaje tych informacji na wyrost.
Kupujący powinien też dla pewności wrzucić nazwę sprzedawcy do jakiejś wyszukiwarki i przejrzeć zasoby internetowe. Niewykluczone, że ktoś, kto korzystał już z usług sprzedawcy, podzielił się spostrzeżeniami z innymi użytkownikami sieci.
Ale uwaga: do internetowych źródeł informacji należy podchodzić ostrożnie. Przeciętny użytkownik ma bowiem bardzo ograniczone możliwości zweryfikowania ich prawdziwości. Pochlebne informacje może przecież rozpowszechniać sam sprzedawca, niekorzystne – nieprzychylna mu konkurencja.
Kupując gotową spółkę, musisz mieć świadomość, że i tak nie unikniesz pewnych formalności. Dlaczego? Po prostu umowa spółki może nie pasować do twoich oczekiwań. Pamiętaj, że sprzedawca zazwyczaj kupowaną przez ciebie spółkę założył dużo wcześniej. Nie wiedział więc, jaką działalność zamierzasz prowadzić, gdzie będzie twoja siedziba – nie mówiąc już o tym, kto będzie nią zarządzał. Możemy więc założyć, że umowa spółki zaoferowanej przez sprzedawcę będzie ogólnikowa.
Kupując taką spółkę, będziesz musiał umowę zmodyfikować, np. zmienić przedmiot działalności spółki, siedzibę, nazwę itp. Niewykluczone też, że będziesz chciał podwyższyć jej kapitał zakładowy. Na ogół gotowe spółki powoływane są do życia z minimalnym kapitałem zakładowym, bo w ten sposób oszczędza się na kosztach całej procedury. Obecnie w Polsce najniższy możliwy kapitał zakładowy to w zasadzie 50 tys. zł (dlaczego w zasadzie – o tym piszemy w ramce niżej).
Pamiętaj, że każda zmiana umowy spółki pociąga za sobą formalności i dodatkowe koszty. Potrzeba do tego aktu notarialnego, a to wiąże się z koniecznością zapłaty taksy notarialnej. Zmiany należy zgłosić w Krajowym Rejestrze Sądowym, co najczęściej pociągnie za sobą opłatę sądową.
Ile to kosztuje? Za zmianę umowy spółki z o.o., która nie polega na zmianie wysokości kapitału zakładowego, notariusz może pobrać 750 zł taksy notarialnej (plus VAT). Jeśli wysokość kapitału będzie zmieniana, wynagrodzenie notarialne zależy od tego, o jaką kwotę kapitał ów wzrośnie albo zostanie obniżony. Zmiany w umowie spółki trzeba następnie zgłosić w sądzie rejestrowym. Opłata sądowa z tego tytułu wynosi 400 zł, opłata za ogłoszenie o wpisie w Monitorze Sądowym i Gospodarczym – 250 zł.
Teoretycznie spółka sprzedawana jako nowa powinna być wyposażona w minimalny kapitał odpowiadający kwocie kapitału zakładowego. Niewykluczone jednak, że wykorzystano go tylko do powołania spółki do życia, a potem np. podarowano innej firmie. Taka spółka jest wówczas tylko tzw. wydmuszką, formą prawną, w którą nabywca może dopiero tchnąć nowe życie. Co to ma wspólnego z kosztami? Otóż każda osoba prawna (a więc np. spółka z o.o.), która wykaże, że nie ma dostatecznych środków na wypłacenie wynagrodzenia żądanego przez notariusza, może zwrócić się do sądu o zwolnienie w całości lub w części od ponoszenia tego wynagrodzenia (art. 6 prawa o notariacie). Podobnie spółka, która wykaże, że nie ma dostatecznych środków na poniesienie opłaty sądowej, może wystąpić do sądu o zwolnienie od kosztów sądowych (art. 103 ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych).
Konieczność zmian dotyczy zresztą nie tylko samej umowy, lecz także np. powołania nowego zarządu. Trudno przecież oczekiwać, że ktoś kupuje spółkę po to, by działała pod kierunkiem zarządu powołanego jeszcze przez sprzedawcę. Podobnie zresztą będzie z innymi organami spółki (np. radą nadzorczą), oczywiście jeśli w ogóle zostały one powołane.
Tu kolejna praktyczna uwaga. Przed kupieniem spółki warto sprawdzić, czy członkowie jej zarządu w ogóle sprawują jeszcze mandaty. Zwłaszcza gdy nabywców jest kilku. Nie tylko dlatego, że spółka pozbawiona zarządu w zasadzie nie może działać, czyli zawierać umów, składać ofert innym przedsiębiorcom itp. Trudności mogą być także z powołaniem nowych menedżerów. W spółce z o.o. powołuje ich bowiem zgromadzenie wspólników, które zwołać może jedynie zarząd.
Na szczęście obowiązuje przepis, który pozwala wybrnąć z tych trudności. Otóż uchwały można powziąć pomimo braku formalnego zwołania zgromadzenia wspólników, jeżeli cały kapitał zakładowy jest reprezentowany, a nikt z obecnych nie zgłosił sprzeciwu dotyczącego odbycia zgromadzenia lub wniesienia poszczególnych spraw do porządku obrad (art. 240 k.s.h.). Zadbajmy zatem, by nabywcy nie rozjechali się przypadkiem po różnych stronach świata przed wyłonieniem nowych organów spółki albo żeby pozostawili w Polsce kogoś, kto może ich reprezentować na takim odbytym ad hoc zgromadzeniu wspólników.
To ważne m.in. dlatego, że zarząd każdej spółki z o.o. prowadzi tzw. księgę udziałów. Wpisuje do niej nazwisko i imię albo firmę (nazwę) i siedzibę każdego wspólnika, adres, liczbę i wartość nominalną jego udziałów, a także wszelkie zmiany dotyczące osób wspólników i przysługujących im udziałów (art. 188 k.s.h.). O każdej zmianie w księdze udziałów należy powiadomić sąd rejestrowy. Spółka ma na to siedem dni, tak samo zresztą jak przy każdej innej zmianie podlegającej wpisowi do rejestru przedsiębiorców.
Każdy, kto chce powołać do życia spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, musi wyposażyć ją na starcie w kapitał zakładowy o wysokości przynajmniej 50 tys. zł.
Nie zawsze tak jednak było. Ów minimalny pułap obowiązuje do początku 2001 r. Wcześniej był on o wiele niższy. To sprawia, że na rynku cały czas mogą pojawiać się spółki o niższym kapitale zakładowym. Ale uwaga – termin na jego podwyższenie dawno już minął. Nabywca „starej” spółki powinien więc liczyć się z tym, że będzie musiał sam powiększyć kapitał zakładowy.