Liczba układów zbiorowych pracy w firmach zlokalizowanych na terenie Polski maleje z każdym rokiem, bo prawo pracy jest przeregulowane – mówił Andrzej Malinowski, prezydent Pracodawców RP na poniedziałkowej konferencji w Ministerstwie Pracy. Spotkanie było poświęcone 20-leciu wolności układowej.
Eksperci zastanawiali się, jak ożywić prawo układowe. Minister pracy ma zarejestrowane zaledwie 174 układy zbiorowe. Nieco więcej rejestruje Inspekcja Pracy, bo ok. 100 rocznie.
Andrzej Malinowski podkreślał, że kodeks pracy wkracza w każdą sferę w firmie, w każdą relację między pracownikiem a pracodawcą. Tymczasem podstawą funkcjonowania przedsiębiorstw powinny stać się układy zbiorowe pracy. Bo w nich szefowie i podwładni mogą dogodniej dla siebie uregulować stosunki prawne.
Z kolei Jacek Męcina, wiceminister pracy i polityki społecznej, uważa, że resort rejestruje coraz mniej układów zbiorowych, bo nie ma komu ich zawierać
– W firmach pracodawcy nie mają przestrzeni do rozmów. Pracownicy nie są zainteresowani wspólnym tworzeniem układów zbiorowych – mówił wiceminister Męcina.
Z tych powodów w wielu przedsiębiorstwach bardziej popularne są regulaminy pracy ustalane przez pracodawcę. Dlatego prof. Ludwik Florek wskazywał, co należy zmienić w prawie, aby układów zbiorowych w firmach było więcej.
– Jeśli strony zawarły układ na czas określony, to gdy się skończy czas jego obowiązywania, pracodawca nie powinien być zobowiązany do tego, aby wypowiadać w umowach o pracę warunki zatrudnienia, które wynikały dla podwładnych z tego układu. Jest oczywiste, że jeśli układ stracił moc, to wraz z nim pewne postanowienia umów – mówił prof. Florek. Zaznaczył też, że trzeba promować raczej układy ponadzakładowe niż tylko firmowe.