Pracodawcy nie mają już obowiązku organizowania palarni. Zapewne motywuje to część palaczy do podejmowania prób rozstania się z nałogiem. Jednak najwięksi entuzjaści tytoniu nawet o tym nie myślą.
Ponieważ w pracy spędzamy zwykle 8 godzin, przeciętny nałogowiec potrzebuje wypalić w tym czasie kilka papierosów. A że w znakomitej większości przypadków nie może tego zrobić na stanowisku pracy, poświęca na palenie około godziny, zwłaszcza jeśli musi wyjść przed budynek. Tam zaś zwykle spotyka innych palaczy, z którymi prędzej czy później się zaprzyjaźnia, co stopniowo – lecz znacząco – wydłuża czas każdej przerwy.
Szefowie nie mają powodów do radości, że podwładni spędzają jedną z 8 godzin pracy na paleniu czy pogawędkach. Czy można tę praktykę jakoś ukrócić?
Rolą szefa nie jest walka z nałogiem. Może jednak wymusić na pracownikach, aby realizowali swój podstawowy obowiązek – tj. przeznaczali czas pracy na jej wykonywanie. Przełożony może więc zakazać podwładnym opuszczania miejsca pracy w czasie na nią przeznaczonym. Dla palaczy jest to równoznaczne z zakazem palenia. Wymykających się na papierosa może wtedy ukarać dyscyplinarnie (upomnieniem, naganą lub karą pieniężną). Takie wyjście można bowiem uznać za opuszczenie miejsca pracy bez usprawiedliwienia. W przypadkach skrajnych niesubordynacji można nawet zwolnić nałogowego palacza dyscyplinarnie. Nie zawsze jednak tak drastyczne rozwiązania leżą w interesie pracodawcy, bo może to dotyczyć dobrego pracownika.
Oczywiście zatrudnieni mogą też palić w czasie 15-minutowej pauzy wliczanej do czasu pracy, czyli tzw. przerwy śniadaniowej, która przysługuje pracującym dziennie co najmniej 6 godzin. Jednak nie mieliby wówczas szans, żeby zdążyć jeszcze coś zjeść. Poza tym pozwoliłoby im to wypalić nie więcej niż 2 papierosy – zwłaszcza gdy stanowisko pracy dzieli od miejsca służącego za palarnię znaczna odległość. A to dla większości nałogowców stanowczo za mało.
Rozwiązaniem może być wprowadzenie dodatkowej przerwy, niewliczanej do czasu pracy, z której mogą korzystać tylko te osoby, którym jest ona potrzebna. Nie ma bowiem powodu, aby taką pauzą uszczęśliwiać na siłę te osoby, które jej nie potrzebują i wolą kończyć pracę po upływie 8, a nie 9 godzin.
Jeżeli jednak taka dodatkowa, nieprzekraczająca godziny i niewliczana do czasu pracy, przerwa przysługuje wszystkim pracownikom, to oczywiście palacze mogą ją wykorzystywać na palenie, podczas gdy inni zjedzą w tym czasie obiad lub załatwią swoje sprawy. Problemem może być to, że tej pauzy nie powinno się dzielić. Szef może jednak zezwolić na jej wykorzystanie partiami, jeżeli chce w ten sposób z jednej strony zapewnić palaczom wystarczającą liczbę wyjść na dymka, a z drugiej – przeciwdziałać sytuacji, w której palenie miałoby mieć miejsce w czasie pracy. To bowiem nie tylko naraża go na straty, ale także prowadzi do nieuzasadnionego uprzywilejowania palaczy kosztem niepalących, którzy musieliby dłużej efektywnie pracować. A stąd już niedaleka droga do zarzutów o dyskryminację.