Oferujący pracę na czarno zwykle nie zdają sobie sprawy z ryzyka. Uznają, że skoro nie ma umowy, nie ma przelewów pensji, nie będzie też kontroli Państwowej Inspekcji Pracy. Jeśli zaś sprawa trafi do sądu, nie uda się udowodnić nielegalnego działania. W rzeczywistości jednak zdarza się inaczej. Przede wszystkim pracownik może ulec wypadkowi podczas wykonywania zadań. Jeśli będzie wymagał świadczeń medycznych, a nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, naraża się na ogromne koszty hospitalizacji. Już na tym etapie będzie mu zależało na określeniu pracowniczego statusu.
Niewykluczone, że poważniejszymi zdarzeniami mogą zainteresować się organy ścigania, które bez trudu ustalą, że szef zatrudniał na czarno. Takie postępowanie to przestępstwo. Na podstawie art. 219 kodeksu karnego ten, kto narusza przepisy o ubezpieczeniach społecznych, nie zgłaszając – nawet za zgodą zainteresowanego – wymaganych danych albo zgłaszając nieprawdziwe dane wpływające na prawo do świadczeń albo ich wysokość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do 2 lat. Pracodawca nie obroni się tym, że podwładny przystał np. na zgłoszenie w ZUS niższej pensji.
Bardzo prawdopodobne jest też, że brak należytego rozliczenia zarobków z ZUS i urzędem skarbowym po jakimś czasie okaże się niekorzystny dla pracodawcy. Pracownik może zażądać ustalenia rzeczywistej wysokości zarobków, występując z pozwem cywilnym. Pozytywne rozstrzygnięcie sądu będzie skutkowało koniecznością zapłaty przez szefa wszelkich zaległych składek oraz podatku. Do tego trzeba doliczyć odsetki. Mimo pozorów trudności wykazanie przed sądem świadczenia pracy z reguły nie jest skomplikowane. Ważne mogą okazać się systematyczne notatki pracownika, które pozwolą odtworzyć przebieg zatrudnienia.
Ten, kto długotrwale zatrudniał na czarno, często kalkuluje, że w najgorszym wypadku będzie musiał zapłacić tylko za 3 lata pracy. Tyle bowiem wynosi termin przedawnienia roszczeń pracowniczych. Wątpliwe jest jednak, aby sąd uwzględnił zarzut przedawnienia. Zgodnie z art. 8 k.p. nie można czynić ze swojego prawa użytku, który byłby sprzeczny ze społeczno-gospodarczym jego przeznaczeniem lub zasadami współżycia społecznego.
Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony. Angażujący musi liczyć się też z roszczeniami pracownika, zwłaszcza po zakończeniu współpracy. Nie ma on już wtedy nic do stracenia, więc zanim złoży pozew, pierwsze kroki zapewne skieruje do inspekcji pracy. Ta zaś skontroluje nie tylko sprawy dotyczące wnioskodawcy, ale zainteresuje się statusem wszystkich zatrudnionych.
Niekiedy szef, słysząc roszczenia podwładnego, kieruje wobec niego groźby. W ten sposób naraża się na odpowiedzialność karną z art. 191 kodeksu karnego, którą w dobie telefonów komórkowych w większości wyposażonych w dyktafon dość łatwo udowodnić.
Autor jest adwokatem współpracuje z Kancelarią Prawniczą C.L. Jezierski Sp.j. w Warszawie