Takie zmiany w przepisach zamierza wprowadzić grupa posłów PO, która przygotowała projekt nowelizacji prawa zamówień publicznych. Chce ona, by firma, z którą zamawiający rozwiązał umowę (wypowiedział ją lub od niej odstąpił) z powodu okoliczności, za które ponosiła ona odpowiedzialność, przez kolejne trzy lata była wykluczana z przetargów. Innymi słowy, przedsiębiorca, z którym np. z powodu opóźnień w budowie zerwano kontrakt, byłby wyeliminowany z walki o kolejne zlecenia zamawiającego, który wypowiedział mu umowę.
– O tym, że w przepisach jest poważna luka, przekonaliśmy się przy budowie autostrady A1. Przecież to kuriozalne, że firma, która dopuściła się skandalicznych opóźnień i z którą zerwano kontrakt, następnie wygrała przetarg na dokończenie prac – tłumaczy poseł Zbigniew Rynasiewicz, który reprezentuje wnioskodawców w pracach nad projektem.
Podany przez niego przykład to opisywane szeroko w mediach zerwanie przez GDDKiA w grudniu 2009 r. kontraktu na budowę odcinka autostrady A1 z konsorcjum, na którego czele stała austriacka spółka Alpine Bau. Kilka miesięcy później firma wróciła na plac budowy, gdyż wygrała przetarg na dokończenie prac. W przepisach brak bowiem podstaw do wykluczenia wykonawcy, z którym wcześniej zerwano kontrakt.
– Takich przykładów jest więcej – zaznacza poseł.
[srodtytul]To już było[/srodtytul]
Eksperci poproszeni o skomentowanie projektu nowelizacji odnoszą się do niego krytycznie.
– Podobne regulacje już istniały w prawie zamówień publicznych i nieprzypadkowo z nich zrezygnowano. Dają bowiem zamawiającym zbyt wielką swobodę i mogą prowadzić do eliminowania niewygodnych firm z przetargów – mówi Przemysław Szustakiewicz z Katedry Prawa Administracyjnego WSHiP im. R. Łazarskiego.
Znalezienie podstaw do wypowiedzenia umowy zazwyczaj nie będzie trudne. Przy wielu inwestycjach dochodzi do drobnych niedociągnięć (np. opóźnień z powodu surowszej niż zazwyczaj zimy). Zamawiający może je wyolbrzymić, by znaleźć powód do zerwania kontraktu.
– Proszę pamiętać, że chodzi o instytucje publiczne, których praca jest obwarowana wieloma restrykcjami. Nie ma więc obaw, że takie decyzje będą zapadać na zasadzie widzimisię – odpiera te zarzuty poseł Rynasiewicz.
[srodtytul]Nic się nie zmieni[/srodtytul]
– To sąd, a nie zamawiający, powinien decydować o tym, że wykonawca nienależycie zrealizował zamówienie. A przy dzisiejszej interpretacji regulacji pozwalającej na posługiwanie się cudzym potencjałem proponowany przez posłów przepis pozostanie martwy. Co z tego, że firma, z którą rozwiązano kontrakt, będzie wykluczona, skoro w przetargu wystartuje inny wykonawca posługujący się jej doświadczeniem – mówi Hanna Niedziela z Centrum Obsługi Zamówień Publicznych.
Chodzi o to, że prawo zamówień publicznych pozwala, by przedsiębiorca startujący w przetargu posłużył się cudzym doświadczeniem. Da je wykonawca, z którym zerwano kontrakt. Sam pozostanie w cieniu, wystawiając do startu w przetargu zaprzyjaźnioną firmę czy nawet specjalnie w tym celu powołaną spółkę. Ostatecznie i tak zlecenie trafi w jego ręce.
[ramka][b]Jerzy Baehr - starszy wspólnik w kancelarii Wierciński, Kwieciński, Baehr[/b]
W myśl projektu zamawiający, bez kontroli chociażby sądu, będzie pozbawiał prawa do udziału w przetargach. A to może prowadzić do nadużyć. Jeśli firma wykonująca zlecenia dla lokalnej spółki komunalnej w jakiś sposób podpadnie jej prezesowi i zostanie wyeliminowana z przetargów, to zwyczajnie przestanie istnieć. Obawiam się zwłaszcza o rynek małych, gminnych zamówień, gdzie często dochodzi do różnego rodzaju relacji osobistych między zamawiającymi a wykonawcami. Zamawiający i tak ma ogromną przewagę nad przedsiębiorcą w kształtowaniu treści umowy i takich jej elementów, jak kary umowne czy zabezpieczenie należytego wykonania. Dlatego też jest wystarczająco chroniony.[/ramka]
[ramka]etap legislacyjny - projekt skierowany do Sejmowej Komisji Gospodarki[/ramka]