W każdym systemie prawnym istnieją przepisy, których dosłowne brzmienie – słowa, treść – w toku tychże przepisów używania zostały całkowicie zapomniane. Szeroka publiczność nadała im nowy, sprzeczny z pierwotnym znaczeniem sens. Nierzadko, niestety, zdarza się, że używane są w sposób zdemoralizowany, to znaczy użytkownicy prawa, wiedząc, iż przepisy te obchodzą, wykorzystują je w sposób sztuczny i nierzetelny.

Takie praktyki uczą i utrwalają poczucie względności prawa.

Opisany los spotkał przepisy kodeksu handlowego (k.h.), a obecnie kodeksu spółek handlowych (k.s.h.), dotyczące tzw. podwyższenia kapitału zakładowego na podstawie przepisów umowy spółki.

[srodtytul]Wystarczy działanie samego zarządu[/srodtytul]

Przepis art. 255 § 1 k.h. przewidujący podwyższenie kapitału na podstawie dotychczasowych postanowień umowy spółki został wprowadzony na zasadzie wyjątku od reguły.

Maurycy Allerhand w klasycznych wywodach komentujących ten przepis w pewnym tekście tłumaczy go w ten sposób, iż wspólnicy, zawiązując spółkę, nierzadko są w stanie przewidywać przyszłe potrzeby kapitałowe, nie mają jednak potrzeby wnoszenia całego kapitału bezpośrednio po zawiązaniu tejże spółki. Wtedy bowiem notarialnie protokołowane uchwały wymagające kwalifikowanej większości stanowiłyby zbędną formalizację założonego z góry procesu kapitalizowania spółki. Z tych to przyczyn właśnie podwyższenie kapitału zakładowego zostało opisane w k.h. jako podwyższenie na mocy dotychczasowych przepisów umowy spółki. Określenie to rozumiane dosłownie kazałoby raczej sądzić, że umowa spółki (akceptowana przecież przez wszystkich wspólników) określi wstępnie harmonogram takich podwyższeń, które następnie będą uszczegółowiane w poszczególnych, podejmowanych stosownie do potrzeb uchwałach.

Innymi słowy pojęcie „dotychczasowych postanowień umowy spółki” na pewno nie miało oznaczać prostego zapisu, zgodnie z którym podwyższenie kapitału zakładowego bez zmiany umowy jest możliwe.

Komentatorzy k.h. wywiedli ponadto pogląd, iż umowa jednak powinna była określać maksymalną kwotę kapitału zakładowego, do której można było podwyższyć kapitał zakładowy na owej uproszczonej zasadzie. Mało kto już dzisiaj pamięta, że ta reguła w ogóle nie wynikała z przepisu, ale w najoczywistszy sposób wywodziła swoje istnienie z potrzeby zapewnienia ochrony mniejszości, która na takie podwyższenie mogłaby nie mieć ochoty.Prawdziwy przedwojenny sens tego przepisu, oddają ci komentatorzy, którzy zgodnie (tak m.in. Maurycy Allerhand i Tadeusz Dziurzyński) wywodzą, że w wypadku przewidzianego w umowie spółki podwyższenia na mocy dotychczasowych przepisów poszczególne etapy tego podwyższenia może w zupełności i do końca skonkretyzować zarząd. Innymi słowy pod pojęciem „podwyższenia na mocy dotychczasowych postanowień umowy spółki” wcale nie muszą mieścić się uchwały wspólników, bo do tego celu, łącznie z rejestracją podwyższenia, w zupełności wystarczy działanie samego zarządu!

[srodtytul]Nowe życie kodeksu handlowego[/srodtytul]

Po reanimacji k.h. pod koniec lat 80. spółka z ograniczoną odpowiedzialnością stała się dominującym w Polsce wehikułem działalności gospodarczej. [b]Powszechnego zastosowania doczekał się niemal od razu przepis dotyczący podwyższenia kapitału na mocy dotychczasowych postanowień spółki. Jednak od początku nowego życia k.h. był on inkorporowany do umów spółki w postaci fałszującej jego oryginalną treść. Przepis bowiem przewidywał nie tyle zamierzoną przez wspólników kwotę podwyższenia kapitału zakładowego, ile maksymalną, w istocie rzeczy zawsze abstrakcyjnie zawyżoną i tym samym fikcyjną kwotę, do której podwyższenie bez zmiany umowy spółki miałoby nastąpić.[/b]

W rzeczywistości jedynym celem tego zapisu było uniknięcie ponoszenia opłat notarialnych, które po 1991 r. stały się, istotnie, niedorzecznie wysokie.

Jednocześnie praktyka i doktryna w zupełności odrzuciły możliwość realizowania takich etapów podwyższenia przez zarząd, czyli taki sposób realizacji owego pierwotnego planu inwestycyjnego spółki, który z punktu widzenia istoty ratio legis przepisu wydawał się być oryginalnym komentatorom kodeksu konieczny.

[b]Tak oto doszło do zniweczenia przesłania przepisu, który w swym założeniu miał być pomocny w sensownym planowaniu przedsięwzięć gospodarczych. Zamiast tego stał się on nieco tandetnym dowodem sprytu i przebiegłości powołujących spółki udziałowców i ich prawników.[/b]

[srodtytul]Obłudne oszukaństwo[/srodtytul]

Wprowadzony z początkiem 2001 roku k.s.h. miał unikalną szansę zrobienia porządku z demoralizowaniem czy też obrażaniem oryginalnego sensu przepisu. Mogło to się stać albo poprzez wprowadzenie zasady, iż podwyższenie kapitału może nastąpić bez konieczności podejmowania uchwały protokołowanej przez notariusza, przy zachowaniu jednakże wymaganej większości 2/3 głosów. Albo też można było wskazać wyraźnie, iż w ramach takiego podwyższenia zarząd spółki z o.o., tak jak w spółce akcyjnej, będzie dysponował swobodą określenia terminu i wysokości podwyższenia.

Niestety, ustawodawca zdecydował się na całkowitą kapitulację wobec prawniczej demoralizacji tej swoistej instytucji kodeksowej. Podwyższenie na mocy dotychczasowych postanowień umowy spółki pozostawiono, z tą zmianą jedynie, iż obecnie umowa spółki ma określić maksymalną kwotę podwyższenia oraz termin podwyższenia.

[b]No, i mamy dzisiaj tysiące spółek z o.o., z kapitałem zakładowym wynoszącym 50 tysięcy złotych, w których umowa spółki przewiduje możliwość podwyższenia kapitału zakładowego do 20 milionów zł w terminie do 2035 roku.[/b]

Przypuszczam, że wprowadzanie tego przepisu poprawiało zawodową satysfakcję grupy średnio douczonych adwokatów lub radców prawnych, którzy zapewnili swoim klientom oszczędność na opłatach notarialnych (nie jestem pewien tylko, czy zawsze pamiętali oni o uprzedzeniu swoich klientów, że tego rodzaju uchwały wymagają jedynie zwykłej większości głosów).

Pozwalam sobie jednak zadać pytanie, [b]czy po to istnieje przepis prawa, żeby go traktować w tak oszukańczy sposób? Czy którykolwiek ze wspólników spółek, których umowy zawierają ową antynotarialną klauzulę, naprawdę rozważa podwyższenie kapitału zakładowego do 20 milionów zł i czy myślą swoją ogarniają oni okres do 2035 roku?[/b] Bo jeżeli tak nie jest – a nie wątpię, że tak nie jest – to ów przepis staje się szkodliwy przez to tylko, że pozwala się go tak obłudnie oszukiwać.

[srodtytul]Niby nie ma tragedii[/srodtytul]

Oczywiście są na świecie gorsze rzeczy niż jeden bezsensowny przepis. Nie ma wielkiej tragedii. Ale…

Czy przypadkiem w ten oto sposób nie powstaje powszechna, zepsuta świadomość prawna społeczeństwa, i to w dodatku jego aktywniejszej części, która ma do czynienia z zawiązywaniem spółki z o.o.? Czy nie jest przypadkiem tak, że ci wszyscy, którzy w umowach spółki widzą owe 20 milionów do 2035 r., dojdą do przeświadczenia, że całe to prawo to, za przeproszeniem, jeden wielki pic na wodę i trzeba tylko wymyślić jakiś prosty trik, żeby przepis prawa pozbawić jakiegokolwiek sensu?

[b]Owo podwyższenie kapitału zakładowego, które według twórców k.h. było narzędziem sensownego planowania biznesu i wzmocnienia pozycji zarządu jako operatora spółki, dzisiaj, w czasach całej tej wyrafinowanej technologii biznesowej, powszechnie nazywane jest nienotarialnym podwyższeniem kapitału. Innymi słowy ma służyć zaoszczędzeniu kilkuset złotych raz na jakiś czas.[/b]

I taka właśnie okazuje się być dzisiaj cena przyzwoitej świadomości prawnej, niestety.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/goracytemat/2008/10/20/nienotarialne-podwyzszenie-kapitalu-spolki-czyli-jawna-demoralizacja-prawa/][b]Skomentuj ten artykuł[/b] [/link][/ramka]