Dwa lata funkcjonowania tzw. ustawy o radach pracowniczych podsumowali naukowcy i przedstawiciele organizacji zrzeszających pracodawców i pracowników w czasie debaty zorganizowanej przez Instytut Pracy i Spraw Socjalnych.

Zdaniem uczestników polski ustawodawca, implementując dyrektywę 2002/14, zrobił to pro forma, by uniknąć sankcji. W konsekwencji przepisy ustawy skupiły się na powołaniu nowego organu przedstawicielskiego załogi i jego relacjach z pracodawcą.

Cel dyrektywy, czyli doprowadzenie do sytuacji, w której pracownicy będą mieli dostęp do istotnych informacji i prawo konsultowania pewnych posunięć z pracodawcą, został zepchnięty na dalszy plan.

– W konsekwencji w ustawie zabrakło zobowiązania członków rady pracowników do przekazywania załodze uzyskanych informacji. Ta kwestia wymaga pilnego doprecyzowania – uważa dr Krzysztof Walczak z Uniwersytetu Warszawskiego.

Nie ma wątpliwości, że związki zawodowe zyskały dostęp do informacji, który do niedawna pracodawcy skutecznie blokowali. Co prawda ustawa o związkach zawodowych daje działaczom prawo do występowania do pracodawcy o wszelkie informacje niezbędne do prowadzenia działalności, jednak w praktyce trudno im było wykazać, do czego potrzebne są im informacje dotyczące planów gospodarczych, inwestycyjnych firmy czy perspektyw jej rozwoju.

– Obecnie dzięki ustawie o radach możemy się domagać takich danych. Jeżeli pracodawca ich odmawia, to zobowiąże go do tego sąd. Sprawy tego typu są rozstrzygane na korzyść związków – mówił Paweł Śmigielski z OPZZ.

Trzeba jednak pamiętać, że związki zawodowe nie mogą żądać wszystkiego.

– Owszem, pracodawca ma obowiązek przekazywać informacje, ale tylko te, które ma. Związki nie mogą się domagać, by przedkładał im dane czy wyniki analiz, których uzyskanie wymaga dodatkowych działań czy wynajmowania np. firm konsultingowych lub audytorskich – podkreślał prof. Ludwik Florek z Uniwersytetu Warszawskiego.

Do końca 2007 roku powstało niewiele ponad 2 tysiące rad, z tego około 400 wybrano w przedsiębiorstwach, w których nie działają związki zawodowe.

Zwraca jednak uwagę, że rady funkcjonujące bez zaplecza związkowego są mniej aktywne i skuteczne.

– Z naszych doświadczeń wynika, że coraz częściej bierność rad blokuje proces konsultowania, bo ustawa milczy o terminach, w jakich rada ma wyrazić swoje stanowisko. Sądzę, że wiele z nich umrze śmiercią naturalną – uważa Witold Polkowski, ekspert KPP.

Podczas debaty zastanawiano się, czy zainteresowanie tworzeniem rad wzrosłoby po przyznaniu im części kompetencji zarezerwowanych obecnie dla związków zawodowych. Chodzi o konsultowanie zwolnień grupowych, negocjowanie porozumień dotyczących układów zbiorowych, uzgadnianie regulaminów wynagradzania itp. Dotyczyć by to miało tylko firm, w których nie działają związki.

Jednak taki pomysł nie wzbudził zainteresowania przedstawicieli pracodawców ani tym bardziej związkowców.

– Zamiast tworzyć nowe organizacje pracowników lub komplikować sytuację przyznawaniem nowych kompetencji radom, lepiej tak zmienić przepisy, by wzmocnić rolę związków i w ten sposób przyciągnąć do nich ludzi – przekonuje dr Marcin Zieleniecki, ekspert NSZZ “Solidarność”.

Można powiedzieć, że nasi pracownicy jeszcze nie nabrali apetytu na partycypację w zarządzaniu i wpływanie na działalność firmy. Przepisy nie zachęcają ich do podejmowania aktywności w tym zakresie. Ustawa o informowaniu pracowników ograniczyła się w praktyce do powielenia zapisów dyrektywy. Tak jak w wypadku wielu innych ustaw skoncentrowano się na wprowadzaniu dodatkowej administracji i biurokracji, zamiast na tworzeniu ram do swobodnej współpracy pracodawcy i załogi, której celem ma być uzyskiwanie informacji i konsultowanie planów związanych z przyszłością i działalnością firmy. Należy zastanowić się nad tym, w jaki sposób zachęcić załogi do większej aktywności.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora: t.zalewski@rp.pl