Mija siedem lat od wejścia w życie kodeksu spółek handlowych. Czy wytrzymał próbę czasu?
Andrzej Szumański:
Te lata wykazały, że jest dobrze przygotowanym aktem prawnym. Co do zasady pozytywnie go oceniają przedsiębiorcy oraz prawnicy. Nie oznacza to jednak, że nie należy go zmieniać. Polskie prawo spółek musi się rozwijać, uwzględniać światowe tendencje i oczekiwania przedsiębiorców pojawiające się wraz z nowymi, nieznanymi dotychczas zjawiskami w gospodarce. Przestrzegałbym natomiast przed pochopnymi nowelizacjami kodeksu „pod konkretne kazusy prawne”. One dają się rozwiązywać w drodze interpretacji dotychczasowego prawa. Takie nowelizacje psują kodeks i osłabiają jego rangę fundamentalnej regulacji ustrojowej dla polskich przedsiębiorców.
Co konkretnie należałoby zmienić?
Przyszłe nowelizacje k. s. h. podzieliłbym na trzy grupy. Pierwsza wynika z konieczności uwzględniania dyrektyw Unii Europejskiej dotyczących prawa spółek kapitałowych. Druga bierze się z potrzeby regulowania w polskim prawie nowych zjawisk gospodarczych. Jeśli ustawodawca je zignoruje, inwestorzy mogą uznać polskie prawo za nieatrakcyjne. Trzecia grupa składa się z nowelizacji potrzebnych do przecięcia istotnych wątpliwości prawnych, które są dużym ryzykiem dla przedsiębiorców i menedżerów.
Zacznijmy od drugiej grupy. Jakich zmian wymagają nasze przepisy o spółkach, żeby stały się atrakcyjniejsze dla inwestorów?
Wcześniej czy później trzeba uregulować chociażby kwestię odbywania walnego zgromadzenia spółki akcyjnej na odległość. Należy też się pochylić nad regulacją statusu prawnego komitetów działających w ramach rady nadzorczej. Przykładem niech będzie komitet audytowy. Powoływania komitetów wymagają Dobre Praktyki Spółek Notowanych na GPW obowiązujące od 1 stycznia 2008 r. Kwestią czasu jest też wprowadzenie w polskich spółkach kapitałowych alternatywnego systemu organów menedżerskich. Obok obecnego systemu dualistycznego, czyli podziału na zarząd i radę nadzorczą, powinien istnieć też – do wyboru dla wspólników w konkretnej spółce – system monistyczny. Organem spółki jest wówczas rada, której członkowie dzielą się na odpowiedzialnych za zarządzanie spółką i za nadzór nad jej działalnością. Nie zapominajmy, że na świecie dominuje właśnie system monistyczny.
Wspominał pan o wątpliwościach. O co konkretnie chodzi?
Należy rozważyć wprowadzenie zmian do prawa holdingowego, czyli dotyczącego większej liczby spółek powiązanych kapitałowo. Istotą tego typu powiązań jest m.in. to, że spółka dominująca może się zdecydować na przerzucenie strat na jedną ze spółek zależnych. Obecnie takie zachowania są w rozumieniu polskiego prawa działaniem na szkodę spółki. Grożą więc członkom zarządu i rady nadzorczej odpowiedzialnością karną i odszkodowawczą. Odpowiedzialność taką trzeba wyłączyć. Należałoby też wyraźnie dopuścić potwierdzanie czynności prawnych dokonanych przez kadłubowe organy spółek kapitałowych. Kadłubowe, a więc takie, w skład których wchodzi mniej członków, niż powinno – np. wskutek złożenia mandatów czy odwołania. Ostatnio Sąd Najwyższy dopuścił tam zastosowanie w drodze analogii przepisów o niepełnym pełnomocnictwie, pozwalając zatwierdzać czynności kadłubowych organów. Nie eliminuje to jednak ryzyka spółki. Miejsce dla takiej regulacji widziałbym w kodeksie cywilnym, a ściśle – w przepisach o osobach prawnych.
A pierwsza grupa? Jakich zmian wymaga od nas członkostwo w Unii Europejskiej?
Trwają prace nad kilkoma nowelizacjami k.s.h. Pierwsza będzie następstwem zmian dokonanych 6 września 2006 r. w drugiej dyrektywie Unii Europejskiej o ochronie kapitału. Mówiąc skrótowo, zliberalizowano tam przepisy o ochronie kapitału własnego spółki akcyjnej. Druga nowelizacja wynika z uchwalenia 26 października 2005 r. dziesiątej dyrektywy o fuzjach transgranicznych. W przyszłości czeka nas też z pewnością uwzględnienie przygotowywanej obecnie dyrektywy o transgranicznym przeniesieniu siedziby spółki.
Skoro mowa o prawie unijnym: spore nadzieje pokładano chyba w konstrukcji spółki europejskiej. A przecież wśród naszych przedsiębiorców niezbyt dobrze się przyjęła.
Podobno w Polsce powstała do tej pory jedna taka spółka. Tymczasem unijne rozporządzenie o spółce europejskiej weszło w życie w październiku 2004 r., a polska ustawa w maju roku następnego. Trudno więc chyba uznać ten wynik za rekordowy. Osobiście nie widzę perspektyw dla spółki europejskiej. Przedsiębiorców odstrasza od niej obowiązkowy udział pracowników w zarządzaniu przedsiębiorstwem spółki. Uważają, że w ten sposób państwo prowadzi swoją politykę społeczną za prywatne pieniądze.
Czy tylko dlatego spółka europejska jest mało atrakcyjna?
Zbyt skomplikowane może się okazać też samo jej funkcjonowanie. Chcąc zachować jednolitość przepisów o spółce europejskiej w różnych krajach UE – czego zresztą nie udało się osiągnąć – wykluczono w znaczącym stopniu autonomię woli stron. Każdy, kto chciałby ustalić zasady funkcjonowania spółki, musi najpierw spojrzeć do rozporządzenia unijnego, a potem do regulacji krajowej o spółce europejskiej. Dopiero jeśli tam nie znajdzie odpowiednich przepisów, wolno mu uregulować daną kwestię w statucie. To system zbyt skomplikowany, nieprzejrzysty dla przedsiębiorcy, który na ogół nie ma przecież fachowego przygotowania prawniczego. W tym sensie spółka europejska jest instytucją mało przyjazną dla przedsiębiorców. Warto też wspomnieć o uchwalonej w 2005 r. dyrektywie o fuzjach transgranicznych. Do tej pory stworzenie spółki europejskiej było jedynym sposobem prawnego połączenia spółek działających w różnych krajach UE. Dyrektywa przewiduje konkurencyjny mechanizm, odpada więc jeszcze jedna zachęta do tworzenia spółek europejskich.
Od pewnego czasu modnym tematem jest sądownictwo polubowne. Czy nasze prawo odpowiada na wymagania praktyki?
Od 2005 r. obowiązuje art. 1163 § 1 kodeksu postępowania cywilnego, zgodnie z którym zapis na sąd polubowny zamieszczony w umowie albo statucie spółki handlowej, a dotyczący sporów ze stosunku spółki, wiąże spółkę oraz jej wspólników. To dobra regulacja. Przesądza m. in., że zbycie udziałów czy akcji nie ma wpływu na związanie zapisem ich nabywcy. Dawniej budziło to wątpliwości. Nabywca najczęściej żadnej umowy arbitrażowej nie podpisywał, bo nie był jeszcze wspólnikiem czy akcjonariuszem w danej spółce.
Czy sądownictwo polubowne to dobry sposób rozstrzygania wszelkich sporów związanych z działalnością spółki?
Wspomniany przepis nie wyjaśnił wszystkich wątpliwości. Chodzi tu przede wszystkim o zaskarżanie uchwał zgromadzeń spółek kapitałowych do sądu arbitrażowego. Arbitraż to postępowanie jednoinstancyjne i odformalizowane, a więc szybkie. Takiego właśnie trybu potrzeba w konfliktach, do jakich dochodzi w spółkach. Uzyskanie prawomocnego wyroku w sądzie powszechnym np. po dwóch latach nie ma już biznesowego znaczenia. Wątpliwości budzi jednak kwestia, czy zaskarżenie takiej uchwały przed sądem polubownym jest w ogóle dopuszczalne. Moim zdaniem tak, ale można się spotkać i z opiniami odmiennymi, gdyż art. 1163 § 1 k. p. c. jest przepisem szczególnym wobec art. 1157 k. p. c. określającego sprawy, jakich może dotyczyć zapis na sąd polubowny. Z tego ostatniego przepisu mogłaby wynikać odpowiedź przecząca.
Ostatnio sporo mówi się o wątpliwościach prawnych związanych z tzw. złotą akcją. Czym ona tak naprawdę jest?
Złota akcja to przyznane mniejszościowemu akcjonariuszowi uprawnienie do blokowania określonych uchwał walnego zgromadzenia spółki akcyjnej. W polskim prawie jest niedopuszczalna. Narusza bowiem zasadę równouprawnienia akcjonariuszy wyrażoną w art. 20 k. s. h. Przepis ten wprowadza zasadę, że wspólnicy w takich samych okolicznościach mają takie same prawa. Konstrukcja złotej akcji narusza też i inne przepisy k. s. h., np. te o górnych granicach przywilejów akcyjnych.
Czy zatem bezpodstawne są zarzuty stawiane przepisom przyznającym Skarbowi Państwa przywileje w niektórych spółkach?
To nieco inna sytuacja. Wspomniane przywileje gwarantuje bowiem ustawa o szczególnych uprawnieniach Skarbu Państwa oraz ich wykonywaniu w spółkach kapitałowych o istotnym znaczeniu dla porządku publicznego lub bezpieczeństwa publicznego. Popularnie nazywana jest ona ustawą o złotym wecie Skarbu Państwa. To, czy przewidziane w niej uprawnienia mają charakter publiczno- czy prywatnoprawny, budzi zresztą wątpliwości w doktrynie.
Mówi się o zaskarżeniu tej ustawy do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Czy Polska zdołałaby wówczas obronić swoje przepisy?
Powołam się na tytuł jednej z oper Mozarta. Chodzi o „Cosi fan tutte”, czyli „tak czynią wszystkie”. Chodzi o wszystkie państwa Unii Europejskiej. ETS wyrokował już raz w sprawie belgijskiej złotej akcji w spółkach gazowych i nie dopatrzył się naruszenia prawa europejskiego. Podkreślił jedynie konieczność spełnienia przez przepisy o złotym wecie kilku kryteriów – w tym ochrony interesu publicznego, zastosowania proporcjonalnych środków itd. Dlatego uważam, że istnieją duże szanse obronienia polskiej ustawy.