Gdy związkowcy z jednego z przedsiębiorstw komunikacji miejskiej poczuli się szykanowani w pracy przez zwierzchników, złożyli do sądu sprawę o naruszenie dóbr osobistych. Szykany te miały polegać na wyznaczaniu trudniejszych tras, nieprzyznawaniu premii, a nawet na tym, że nie przedłużono im umów o pracę zawartych na czas określony. Zainteresowani najpierw zażądali 10 tys. zł zadośćuczynienia, po czym w trakcie procesu zwiększyli żądanie do 15 tys. dla każdego ze związkowców.

Sąd cywilny, do którego została złożona ta sprawa, ze względu na strony sporu przesłał ją do sądu pracy. Ten ostatni nie dopatrzył się naruszenia przepisów, przede wszystkim dlatego, że związkowcom nie udało się udowodnić ani naruszenia dóbr osobistych, ani szykan, jakie zarzucali kierownictwu. Sąd apelacyjny, do którego trafiła sprawa, powziął jednak wątpliwości, czy powinien ją rozpatrywać sąd pracy, a nie cywilny. Pozew związkowców został bowiem skierowany przeciwko określonym osobom, a nie pracodawcy. Dlatego skierował w tej sprawie pytanie prawne do Sądu Najwyższego.

SN na piątkowej rozprawie uznał, że sprawa o roszczenia cywilne, jak np. ochrona dóbr osobistych, nie jest sprawą z zakresu prawa pracy. Aby spór można było uznać za wynikający ze stosunku pracy, potrzebne jest spełnienie dwóch przesłanek. Po pierwsze -spór musi wynikać ze stosunku pracy, choćby pośrednio. Po drugie - stronami tego postępowania powinien być pracownik i pracodawca.

I właśnie niespełnienie tej drugiej przesłanki zaważyło na rozstrzygnięciu SN.

Sędzia Teresa Flemming-Kulesza w uzasadnieniu uchwały stwierdziła, że złożenie pozwu przeciwko osobom zarządzającym spółką rozpoczyna spór między pracownikami, który powinien być rozpatrywany przez sąd cywilny. By mógł się nim zająć sąd pracy z wykorzystaniem ochrony zawartej w kodeksie pracy, pozew pracownika musi zostać skierowany przeciwko firmie (sygn. IPZP7/07).