Przeciwko zaproponowanym przez Ministerstwo Finansów rozwiązaniom protestują pracownicy uczelni.
To dlatego, że będą musieli wybrać: albo praca ze studentami, albo uczestniczenie w badaniu sprawozdań finansowych (pisaliśmy o tym 29 października w artykule „[link=http://www.rp.pl/artykul/211401.html]Biegły rewident nie może uczyć rachunkowości[/link]"). To jednak nie jedyna grupa niezadowolona z projektu. Ponad stu biegłych podpisało się pod listem otwartym, w którym wskazało rozwiązania, które ich zdaniem wymagają zmiany.
Nie podoba im się m.in. upolitycznienie nadzoru publicznego. Zwracają uwagę, że rząd będzie miał wpływ na wybór aż czterech spośród dziewięciu członków Komisji Nadzoru Audytowego (w tym na przewodniczącego, którego głos jest decydujący). Zwracają także uwagę, że organ ten będzie miał prawo sprzeciwić się uchwale o wpisie danej osoby na listę biegłych rewidentów. Co istotne, ustawa nie wymienia sytuacji, w których może to nastąpić. Uzyskanie kwalifikacji zawodowych będzie więc w pewien sposób zależało od uznania administracyjnego.
Wątpliwości budzi też wysokość kar finansowych, które mogą być nakładane na biegłych. Zgodnie z projektem minimalna ma wynosić 10 proc. przychodu z tytułu usług rewizji finansowej. Według autorów listu to stanowczo za dużo.
Proponowane rozwiązania oznaczają poważne problemy dla firm audytorskich działających w formie spółek akcyjnych. Zgodnie z art. 47 pkt 4 lit. b projektu, spółka kapitałowa ma spełniać m.in. taki wymóg, aby większość głosów na walnym zgromadzeniu posiadali biegli rewidenci lub firmy audytorskie zatwierdzone co najmniej w jednym państwie UE. Stoi to w sprzeczności z charakterem spółek akcyjnych, które poprzez emisje papierów wartościowych pozyskują środki na rozwój. Wątpliwości budzi także niezwykle krótki okres na dostosowanie do nowych rozwiązań.
Projekt wciąż nie został zaakceptowany przez rząd. Tymczasem prawo europejskie zobowiązuje nas do przyjęcia nowych regulacji od 1 stycznia 2009 r.