Czytaj więcej:
Teza 1: Polski system podatkowo-składkowy w odniesieniu do dochodów osób fizycznych charakteryzuje się zbyt niskim stopniem progresji.
Liczba respondentów: 35
Opinie ekspertów (35)
Podatek od dochodów osobistych powinien co najwyżej podlegać jednakowemu opodatkowaniu (podatek liniowy), ale najlepiej jakby został zlikwidowany. Podatek ten jest ze wszech miar szkodliwy i niepotrzebny. Likwidacja PIT powinna być elementem radykalnej reformy bardzo skomplikowanego i destrukcyjne działającego na gospodarkę systemu podatkowego w Polsce. Jeśli chodzi o szczegóły to odsyłam do opracowań Centrum im. Adama Smitha, gdzie od wielu lat taką reformę postulujemy. Generalnym przesłaniem powinna być chęć radykalnego zmniejszenia obciążeń podatkowo-składkowych i wyzwolenie przedsiębiorczości.
Za niebezpieczne uważam rozważania ogólne o systemie podatkowo-składkowym, bo zupełnie inna jest funkcja składek na system emerytalny, a inna pozostałych składek i podatków. Nie należy ich łączyć w jedno, bo się to dla nas bardzo zle skończy i to szybciej niż ktokolwiek myśli. Czy system innych niż emerytalne składek i podatków jest w Polsce za mało progresywny? Ten system jet progresywny, znacząco na dla innych krajów. By ocenić, czy on jest zbyt niski czy w sam raz (a może zbyt wysoki), trzeba byłoby zdefiniować jakąś metrykę. Nie ma w PL na razie (albo ja nie wiem) o badaniach w nurcie New Dynamic Public Finanse, żeby ocenić, czy skala redystrybucji w systemie podatkowym i składek nieemerytalnych jest efektywna. Jeśli mamy oceniać wobec poglądów obywateli, to nie jest to pytanie do ekonomisty.
Przede wszystkim klin płacowy jest niekonsekwentny. Skala progresji, jeśli uwzględnić świadczenia społeczne, przynajmniej w odniesieniu do osób mających dzieci, należy do najsilniejszych wśród krajów OECD
Łączenie podatków i składek w jedno jest błędem merytorycznym. Faktycznie składki często przybierają formę quasi-podatków. Jednak to wynaturzenie a nie zasada. Generalnie za podatki nic się nie należy, nie tworzą one jakichkolwiek zindywidualizowanych zobowiązań, natomiast składki tworzą. Stwierdzenie "system podatkowo-składkowy" utwierdza ludzi w mylnym przekonaniu, że tej różnicy nie ma.
Sądzę że wyjątek stworzony przez liniowe 19% daje możliwość nadmiernego obniżenia progresywności (niskiego opodatkowania części osób o wysokich dochodach).
Progresja podatkowa nie jest wartością samą w sobie, istotne jest to, aby w odpowiedni sposób bilansować wpływy i wydatki budżetu państwa.
Uwzględniając podatki konsumpcyjne (z natury degresywne), ograniczenia w obciążeniach ubezpieczeniem zdrowotnym oraz ubezpieczeniami emerytalnymi, trudno mówić o progresji w systemie podatkowo-składkowym, gdyż w odniesieniu do niektórych grup (w szczególności osób prowadzących działalność gospodarczą), obciążenia mają faktycznie charakter degresywny. W tym kontekście należałoby jednak sformułować pytanie, czy system (jako całość, nie tylko podatek dochodowy od osób fizycznych) powinien być progresywny. Moim zdaniem tak, chociaż progresja to nie powinna być duża. Zagwarantowanie jednak progresji całego systemu wymagałoby całościowego spojrzenia na system, a nie tylko analizy poszczególnych jego komponentów.
Jednak najpierw progresję należy zmienić przez obniżenie progu przejścia do opodatkowania drugą stawką, tak aby odejść od systemu, w którym wg pierwszej stawki (od samego początku wprowadzenie podatku PIT) rozlicza się 94-98 procent podatników.
Progresywność systemu podatkowego jest dyskusyjna, zwłaszcza zważywszy na strukturę dochodów osób fizycznych. Nawet silna progresja nie ma istotnego znaczenia w dochodach skarbu państwa. Odgrywa natomiast ujemną rolę motywacyjną.
Tak. Z danych OECD wynika, że udział dochodów z podatków od osób fizycznych w PKB (a także w łącznych dochodach podatkowych) jest w Polsce mniejszy niż średnio w krajach OECD. Warto jednak podkreślić, że łączne dochody podatkowe do PKB w Polsce są na poziomie nieco wyższym od średniej OECD.
Stopień progresji podatkowo-składkowej w Polsce jest generalnie dosyć niski w porównaniu z innymi krajami w Europie, nie oznacza to jednak, że jest zbyt niski.
Opodatkowanie i oskładkowanie dochodów osób fizycznych w Polsce w ogóle nie jest progresywne, co pokazują dane empiryczne Ministerstwa Finansów z deklaracji PIT i bazy danych ZUS. Jeżeli wyłączymy emerytów i rencistów, to od wysokości płacy minimalnej do 95 centyla przeciętne opodatkowanie i oskładkowanie dochodów jest niemal idealnie liniowe - wynosi około 34 proc. (po uwzględnieniu ulg i różnych form opodatkowania). Dla 5 proc. podatników o najwyższych dochodach opodatkowanie i oskładkowanie spada - do 20-25 proc. dla 1 proc. podatników o najwyższych dochodach (dane dla 2018 roku).
Polski system podatkowy jest regresywny - bardziej obciąża mało zarabiających. W przypadku działalności gospodarczej, podatek liniowy w wysokości 19% w połączeniu z ryczałtowymi składkami na ubezpieczenie społeczne powoduje że lepiej zarabiające jednostki płacą stosunkowo mniej. Efektywne opodatkowanie umów o pracę i umów cywilnoprawnych jest mniej więcej liniowe, co jest wyjątkiem w skali Unii Europejskiej (gdzie mamy do czynienia z progresją). Dodatkowo niższy poziom opodatkowania działalności i umów cywilnoprawnych w stosunku do umów o pracę, oraz możliwość wliczania w koszty wydatków częściowo konsumpcyjnych (samochód, paliwo) przez osoby prowadzące działalność gospodarczą są wykorzystywane przez osoby o wysokich zarobkach do optymalizacji podatkowej.
Teza 2: Należy zlikwidować lub istotnie zmniejszyć preferencje składkowe dla osób samozatrudnionych.
Liczba respondentów: 35
Opinie ekspertów (35)
Idea samozatrudnienia (bardzo niefortunnie i szkodliwie nazywana ‘umowami śmieciowymi’) powinna być poszerzona i umowa o pracę powinna podlegać negocjacjom pomiędzy pracownikiem i pracodawcą.
Preferencje podatkowo-składkowe dla osób samozatrudnionych nie są dla mnie problemem same w sobie, ale raczej fakt, że w Polsce jest aktualnie 3 mln osób samozatrudnionych. Duża część z tych osób wykonuje pracę etatową, zaś samozatrudnienie traktuje jako sposób optymalizacji podatkowej. Zwiększając obciążenia podatkowo-składkowe dla samozatrudnionych ograniczamy skalę "przedsiębiorczości" oraz wprowadzamy sprawiedliwsze opodatkowanie dla "sztucznych" samozatrudnionych.
Trudno znaleźć uzasadnienie preferencyjnego traktowania osób samozatrudnionych w przypadku składek ubezpieczeniowych. Dotyczy to w szczególności składek z którymi wiążą się korzyści niezwiązane z ich wysokością, na przykład składki na ubezpieczenie zdrowotne.
Składka ryczałtowa na ZUS jest wyborem osób samozatrudnionych, że w przyszłości nie mogą liczyć na nic więcej niż emerytura minimalna. To całkiem osobna dyskusja niż składka zdrowotna. Preferencje dotyczące ubezpieczenia zdrowotnego i chorobowego były podyktowane prostota systemu, nie oceniam, czy to jest jedyną słuszną motywacją i czy inne powinny ja przeważać.
Osoby prowadzące działalność gospodarczą charakteryzują się mniejszą niż przeciętna awersją do ryzyka. Skoro tak, to nie ma powodów, żeby zmuszać je do ograniczania tego ryzyka (i ponoszenia tego kosztów) w takim samym stopniu, co ogół społeczeństwa. Powinno się natomiast nadać bazie dla składek ZUS i NFZ jakąś logikę, np. przyjąć, że podstawą ich wymiaru jest płaca minimalna.
Wszelkie preferencje należy likwidować. Dotyczy to systemu podatkowego. Dotyczy to także składek. - Ale w obu przypadkach są to oddzielne kwestie.
Pomysł, że osoba samozatrudniona powinna płacić stałą stawkę niezależnie od poziomu dochodów, uważam za kuriozalny od samego początku. Jest od wyrazem "szalejącego neoliberalizmu" lat dziewięćdziesiątych i już dawno powinniśmy zamknąć ten niechlubny rozdział. Nie tylko rozwiązanie takie jest rażąco niesprawiedliwe, ale jest również niszczące dla małych firm, które programowo chcą pozostać małe. Obecne ulgowe stawki ZUS na początek działalności są pomyślane tak, żeby przedsiębiorca musiał się rozwijać, bo jeżeli pozostanie mały, to po 2,5 roku stawki ZUS go zniszczą. Tymczasem są biznesy, które również po 5 i po 10 latach chcą pozostać małe. Ci przedsiębiorcy powinni mieć możliwość płacenia małych składek ZUS, adekwatnych do ich dochodów.
Nie ma żadnego powodu, żeby składka zdrowotna była płacona ryczałtem. Z ewentualną składką emerytalną jest nieco inaczej, zależy od ogólnych rozwiązań
Grupa samozatrudnionych jest bardzo zróżnicowana, jeżeli chodzi o dochody. Bez rozwiązania problemu opodatkowania i oskładkowania osób o niskich dochodach z prowadzonej działalności, trudno jest mówić o preferencjach.
O ile miejsce dla preferencji dla tej grupy widziałbym ewentualnie w systemie podatkowym, o tyle nie znajduję dla nich żadnego uzasadnienia w kontekście ubezpieczeń społecznych, a już szczególnie ubezpieczenia zdrowotnego.
Osoby samozatrudnione ponoszą wyższe ryzyko niż pracujący na etacie
Tu potrzebne jest najpierw rozróżnienie między osobami, które zostały "wypchnięte" na samozatrudnienie, celem obniżenia pozapłacowych kosztów robocizny z firm oraz tych, którzy uciekają w "samozatrudnienie" celem unikania progresji podatkowej. Dla każdej z tych grup odpowiedź może być inna.
Samozatrudnienie to formuła potrzeba do wzrostu elastyczności rynku pracy. Spełniła swoją rolę w ostatnich latach. Dziś ta rola wygasa z powodu sytuacji na rynku pracy oraz ze względu na wzrost zamożności. Wprawdzie argument związany z koniunkturą jest tymczasowy, ale w połączeniu z drugim argumentem istnieje istotne ryzyko wypychania pracowników z rynku pracy regulowanego kodeksem pracy, na rzecz samozatrudnienia.
Polski system podatkowo-składkowy należy przede wszystkim ujednolicić, uprościć i znieść preferencje jednocześnie nie obciążając fiskalnie żadnej z grup.
Raczej tak. Osoby samozatrudnione mają prawo korzystać w takim samym zakresie co inni z systemu opieki zdrowotnej. Pewne preferencje mogłyby natomiast zostać wprowadzone w opodatkowaniu (zob. niżej).
Ograniczanie preferencji składkowych może skutkować spadkiem ograniczeniem przedsiębiorczości osób aktywnych zawodowo ponieważ podnosi koszty ich działalności.
Można dyskutować na temat tego, czy łączne obciążenia podatkowo-składkowe osób prowadzących działalność gospodarczą powinny być takie same czy niższe niż osób pracujących na umowę o pracę - wiele państw niżej opodatkowuje dochody z działalności gospodarczej, uzasadniając to zazwyczaj większym ryzykiem, większą niepewnością co do wysokości dochodów, większą odpowiedzialnością majątkową. Ewentualna różnica w opodatkowaniu dochodów z DG i UoP powinna być jednak tworzona przez preferencje PODATKOWE a nie SKŁADKOWE. Składki są bowiem ekwiwalentne - wpływają na wysokość przyszłych świadczeń. Dotyczy to zwłaszcza świadczeń emerytalnych. Dodatkowo sposób w jaki wprowadziliśmy preferencję w Polsce - czyli składki ryczałtowe - jest absurdalny. Składki te są znaczącym obciążeniem dla mikro działalności gospodarczych o niskich dochodach, a minimalnym obciążeniem dla właścicieli małych, średnich i dużych firm osiągających wysokie dochody. Składki te są główną przyczyną regresywności polskiego systemu podatkowo-składkowego (spadku łącznego obciążenia dla kilku proc. podatników o najwyższych dochodach). Z tych powodów - odpowiadając wprost na tak postawione pytanie - jestem zwolennikiem całkowitej likwidacji (a nie istotnego zmniejszenia) preferencji składkowych dla osób samozatrudnionych.
Uważam że proporcjonalne składki byłby sprawiedliwsze i ujednoliciłyby system. W pewnym stopniu ograniczyłoby to fikcyjne samozatrudnienie. Patrząc bardziej ogólnie, uważam że system bardziej jednolity byłby bardziej przejrzysty, efektywny i sprawiedliwy.
Teza 3: Należy zlikwidować lub istotnie ograniczyć preferencje podatkowe dla osób samozatrudnionych.
Liczba respondentów: 35
Opinie ekspertów (35)
System podatkowy powinien w ten sam sposób traktować wszystkie dochody z pracy. Dotyczy to również dochodów rolniczych, które w Polsce pozostają zupełnie poza systemem PIT.
A niby dlaczego? Samozatrudnienie oznacza prowadzenie firmy, to nie jest preferencja, bo firmy płacą w Polsce podatek liniowy.
Liniowy PIT kompensuje przedsiębiorcom niestabilność prawa podatkowego i jego skomplikowanie.
Preferencje są z natury niedobre. Trzeba tworzyć rozwiązania powszechne traktujące wszystkich w jednakowy sposób. Jeśli trzeba coś uwzględnić dodatkowo, to powinno to być realizowane jako rozwiązania dodatkowe, a nie jako zamiennik rozwiązań powszechnych.
Z jednej strony samozatrudnienie wydaje się wpływać dobrze na aktywność ekonomiczną, z drugiej jest czasem nadużywane dla obniżenia podatków. "Nie mam zdania" oznacza, że widzę argumenty za i przeciw, mniej więcej równoważące się.
Jak wyżej.
Jak wspomniałem wyżej, ewentualne preferencje widziałbym właśnie w systemie podatkowym. Niemniej jednak powinny one być zabezpieczone mechanizmem, który uniemożliwiałby ich nadmierne wykorzystywanie, jako formy optymalizacji podatkowej.
Osoby samozatrudnione ponoszą wyższe ryzyko niż pracujący na etacie
Obecna sytuacja stwarza znaczące preferencje podatkowe, skrajnie niekorzystne dla osób zawierających umowę o pracę. Nie znajduję uzasadnienia dla takich preferencji.
Ograniczyć raczej niż zlikwidować
Polski system podatkowo-składkowy należy przede wszystkim ujednolicić, uprościć i znieść preferencje jednocześnie nie obciążając fiskalnie żadnej z grup.
Należy wziąć pod uwagę, że osoby samozatrudnione muszą się mierzyć z większym ryzykiem niż osoby zatrudnione na umowie o pracę. Z tego względu warto stosować preferencje podatkowe w odniesieniu do ich dochodów. Dodatkową korzyścią może być proces autoselekcji: osoby bardziej przedsiębiorcze będą miały dodatkowy bodziec, aby zająć się działalnością gospodarczą i być może stworzyć nowe miejsca pracy.
Ograniczanie preferencji podatkowych może skutkować spadkiem ograniczeniem przedsiębiorczości osób aktywnych zawodowo.
Tak jak napisałem w odpowiedzi na poprzednie pytanie - są pewne przesłanki do tego, żeby dochody z działalności gospodarczej obciążać niżej niż dochody z umowy o pracę. Problem w tym, że w Polsce różnica ta jest wyjątkowo duża - przy wysokich dochodach łączny klin podatkowy wynosi 40-45 proc. dla umowy o pracę, wobec 20-25 proc. przy działalności gospodarczej. To skutkuje różnymi zniekształceniami na rynku pracy, przede wszystkim fikcyjnym samozatrudnieniem. Zasadniczo różnica ta nie wynika jednak z preferencji podatkowych, lecz składkowych - i to te należy ograniczać w pierwszej kolejności. Różnica między podatkiem liniowym 19 proc. a opodatkowaniem według skali 17/32 proc. nie jest aż tak duża - w tym pierwszym nie można bowiem skorzystać z różnych ulg: kwoty wolnej, wspólnego rozliczenia, ulgi na dzieci. Utrzymanie preferencji w postaci podatku liniowego jest więc dla mnie akceptowalne, ale tylko pod warunkiem jednoczesnej likwidacji preferencji składkowych.
Należy dążyć do większego ujednolicenia i uproszczenia systemu oraz do zwiększenia progresji (co niekoniecznie musiałoby oznaczać zwiększenia średnich obciążeń). Różnica w opodatkowaniu działalności względem umowy o pracę wydaje mi się zbyt wysoka. Rozwiązania wprowadzane w ostatnich latach (mały ZUS, ulga na start) idą w tą stronę jednak czynią system jeszcze bardziej skomplikowanym.
Teza 4: Obniżenie obciążeń podatkowo-składkowych osób o dochodach poniżej średniej płacy wpłynęłoby pozytywnie na poziom aktywności zawodowej w Polsce (zwiększyłoby podaż pracy).
Liczba respondentów: 35
Opinie ekspertów (35)
Podwyższenie progresywności obciążeń podatkowych prawdopodobnie zwiększy podaż pracy osób o niższych kwalifikacji (liczba pracujących osób), ale również obniży podaż pracy osób o wysokich kwalifikacjach (liczba przepracowanych godzin na zatrudnionego). Wpływ na podaż pracy (liczba godzin) jest niejednoznaczny. Wpływ na poziom rozwoju gospodarczego (liczba godzin x produktywność godzinowa) jest negatywny.
Reakcje na bodźce finansowe na rynku pracy są najsilniejsze wśród grupy osób o niższych kwalifikacjach i tym samym niższych potencjalnych zarobkach. Należy jednak pamiętać, że nie są to jedyne bariery utrudniające podjęcie pracy. Myśląc o wyższym poziomie zatrudnienia należy mieć na uwadze takie kwestie jak opieka nad dziećmi i osobami niesamodzielnymi oraz sprawny system komunikacji.
Zupełnie na boku zostawiam składkę emerytalna. Czy korzystniejsza relacja miedzy brutto i netto zwiększa aktywność zawodowa? Tak. Ale chaos w systemie świadczeniowo-podatkowym w Polsce, 500+ i wiele innych mechanizmów wprowadzają taki chaos, ze dyskusja o jednej stawce jest po prostu pozbawiona racji bytu. Zmiany z Polskiego Ładu są mikroskopijne, tj. ich wpływ na podaż pracy będzie znacznie mniejszy co do skali niż 500+. Każdy może sobie wybrać swoja ulubiona narracje o wpływie 500+ na podaż pracy, a potem wziąć z tego circa 20-40% to dostanie spójny logicznie swój ulubiony szacunek wpływu Polskiego Ładu na podaż pracy.
To stwierdzenie dotyczy wszystkich grup dochodowych.
Ponownie protestuję przeciwko łączeniu podatków i składek w jedno. Składki powinny być jednolite dla wszystkich. Podatki można dostosowywać.
Badania zależności między dochodami a tym, ile jesteśmy skłonni pracować, były przez ekonomistów podejmowane wielokrotnie. Ich wyniki są jednoznaczne, jednak są praktycznie zawsze pomijane w opracowaniach finansowanych przez organizacje pracodawców. Grupa holenderskich badaczy przeprowadziła podsumowanie tych badań (tzw. meta-analizę), i pokazała, że u mężczyzn tzw. elastyczność podaży pracy wynosi zaledwie 0,1 (u kobiet ten współczynnik wynosi 0,3; źródło: https://link.springer.com/content/pdf/10.1007/s10645-007-9080-z.pdf). To znaczy, że wzrost pensji netto o 10% przekłada się na wzrost chęci do pracy (czyli podaży pracy) jedynie o 1%. Jak widać, zmiany opodatkowania będą miały skrajnie mały wpływ na to, ile chcemy pracować.
Tak, choć uważam że większym problemem do rozwiązania jest demotywujący system transferów społecznych
Uwzględniając aktualny poziom bezrobocia, sytuację na rynku pracy oraz skalę płacenia "pod stołem" trudno jednoznacznie ocenić, czy miałoby to istotne znaczenie dla podaży pracy.
Wiele zależy od cech osobowościowych i posiadanych umiejętności
Ten problem w obecnej sytuacji w ogóle nie zachodzi. Brakuje pracowników w bardzo wielu branżach.
Tak, ale skala efektu zależy od zniesienia innych barier do aktywności, które są w Polsce powszechne: niski dostęp instytucjonalnej opieki nad dziećmi oraz osobami starszymi, zły stan zdrowia, deficyty umiejętności, problemy z łatwym/tanim dojazdem do potencjalnego miejsca pracy.
Aktywność zawodowa zależy wielu czynników, a wysokość wynagrodzenia nie jest najważniejszym z nich. Należy przypuszczać, że istotniejsze są czynniki pozapłacowe, np. dostępność miejsc w żłobkach, przedszkolach, możliwość awansu zawodowego, czynniki wpływające na mobilność pracowników (np. możliwość najmu tanich mieszkań) itp.
Zmniejszenie obciążeń powinno generalnie zwiększyć podaż pracy jednak efekt może nie być duży ponieważ elastyczność podaży pracy może być niska.
Głównym problemem polskiego rynku pracy nie jest stopa bezrobocia, ale wysoki odsetek osób w wieku produkcyjnym, które są bierne zawodowo. Obniżenie obciążeń podatkowo-składkowych - czyli wzrost wynagrodzeń "na rękę" - mogłoby zachęcić część tych osób do aktywności zawodowej. Każdy z nas ma pewną płacę progową - płacę, od której stwierdza, że opłaca mu się pracować, a poniżej której nie podjąłby zatrudnienia. Obniżenie obciążeń podatkowo-składkowych sprawiłoby, że dla części osób oferowana przez rynek płaca netto przekroczyłaby ich płacę progową. Skutki takiego obniżenia obciążeń podatkowo-składkowych symulują w swoim badaniu Piotr Lewandowski i Maciej Albinowski - według tego badania takie działanie zwiększyłoby podaż pracy w Polsce. Odpowiadam jednak na to pytanie bez pełnego przekonania (czyli bez "zdecydowanie"), bo moim zdaniem główne przyczyny bierności zawodowej w Polsce nie wynikają z wysokości płac, a też obniżenie obciążeń podatkowo-składkowych nie zmieni ich drastycznie. Ważniejsze dla podaży pracy są czynniki takie jak: dostępność opieki nad dziećmi, role płciowe w rodzinie, mała skłonność do zatrudniania na część etatu, stan zdrowia (fizycznego i psychicznego), nierozwinięty system uczenia się przez całe życie (dezaktualizujące się kompetencje), nieprzyjazne środowisko pracy (presja, mobbing, długie godziny pracy, nieprzestrzeganie kodeksu pracy).
Klin podatkowo-składkowy przy niskich dochodach jest bardzo wysoki co negatywnie wpływa na podaż pracy i prowadzi do rozwoju szarej strefy. Ograniczenie tych obciążeń wpłynęłoby pozytywnie; trudno dokładnie szacować jednak jak duży byłby ten wpływ.
Teza 5: Zwiększenie obciążeń podatkowo-składkowych osób o wysokich dochodach miałoby negatywny wpływ na tempo wzrostu gospodarczego.
Liczba respondentów: 35
Opinie ekspertów (35)
Wytłumaczenie powyżej
Ale po co mielibyśmy zwiększać te obciążenia? Bo jeśli dla samego opodatkowania, to obniży z tysiąca i jeden powodów. A jeśli w jakimś konkretnym, dobrze wyważonym celu, to efekt netto może być korzystny. Na boku zostawiam czy 200% średniej to naprawdę wysoki dochód...
Nie tyle nie mam zdania co nie wiadomo. Ponownie protestuję przeciwko łączeniu podatków i składek. To jedna z przyczyn problemów w finansach publicznych.
Na długą metę cały czas problemem Polski są zbyt niskie oszczędności i inwestycje, więc należy je promować; nadmiernie wysokie krańcowe opodatkowanie ma efekt przeciwny.
Odpowiedź zależałaby od skali zmian. W wypadku niewielkich zmian, raczej nie oczekiwałbym wpływu na tempo wzrostu gospodarczego, co najwyżej pewnego zwiększenia skali unikania podatków lub ucieczki przed nimi.
Przez kanał inwestycji
Wzrost gospodarczy nie może być jedyną miarą, kryterium oceny, ani celem systemów fiskalnych. Warto zauważyć inne miary, dotyczące sfery społecznej, kulturowej, a także spędzania wolnego czasu. Zwiększenie obciążeń podatkowych dla tej grupy osób odbiłoby się w znacząco negatywny sposób na rozwoju kultury, a także innych zawodów kreatywnych.
Prawdopodobnie nie, o ile wzrost obciążeń nie byłby nadmierny.
Zwiększenie obciążeń będzie skutkowało ograniczeniem podaży pracy czego skutkiem będzie spadek tempa wzrostu.
Generalnie nie zgadzam się, choć najchętniej zaznaczyłbym odpowiedź "to zależy". Z pewnością między bajki można włożyć twierdzenia o tym, że podniesienie obciążeń osobom o wysokich dochodach zabije ich kreatywność i przedsiębiorczość i w ten sposób obniży tempo wzrostu gospodarczego. Nie ma na to żadnych dowodów. Kluczowe w odpowiedzi na to pytanie jest odpowiedź na inne: w jaki sposób państwo wykorzysta zebrane dzięki temu środki? Państwo może wykorzystać je na obniżenie obciążeń dla osób o niskich dochodach (poniżej mediany płac). W ten sposób przyczynić się do zmniejszenia nierówności, zwiększenia podaży pracy i zwiększenia konsumpcji (bo osoby o niskich dochodach przeznaczają na nią większą część dochodu) - a to wszystko czynniki, które POZYTYWNIE wpłyną na wzrost gospodarczy. Państwo może przeznaczyć je także na zwiększenie jakości usług publicznych. Na przykład zwiększyć dostępność wczesnej opieki nad dziećmi (żłobków), zagwarantować dzieciom darmowe i zdrowe obiady w szkołach, zwiększyć pensje nauczycieli, wykształcić nowe pielęgniarki i lekarzy. To są wszystko działania, które POZYTYWNIE wpłyną na wzrost gospodarczy, zwłaszcza w długim okresie. Badania naukowe pokazują, że tego typu inwestycje państwa w kapitał ludzki są bardzo produktywne - przynoszą wysoką (często przekraczającą 10 proc. rocznie) stopę zwrotu w przyszłości. Większość wydatków państwa to właśnie takie wydatki - produktywne i dające korzyści obywatelom. Nie mam jednak złudzeń, że są takie, które nie przynoszą korzyści, a wręcz szkodzą. Jeżeli dodatkowe środki zebrane ze zwiększenia obciążeń osób o wysokich dochodach przeznaczymy na działania, które mają głównie cel polityczny - pogłębienie polaryzacji politycznej w społeczeństwie, niezasadne dotacje i granty dla "zaprzyjaźnionych" osób i instytucji, dodatkowe bezwarunkowe świadczenia emerytalne, wysokie emerytury dla wąskiej grupy osób "uprzywilejowanych" (m.in. służb mundurowych) - wówczas będzie miało to NEGATYWNY wpływ na wzrost gospodarczy Polski w krótkim i długim okresie.
Historycznie progresja podatkowa nie jest związana z niższym tempem wzrostu. Uważam że mądre zarządzanie dodatkowymi środkami, m.in. w inwestycje w kapitał ludzki, badania i infrastrukturę oraz politykę regionalną mogłoby znacząco wesprzeć długoterminowy rozwój. Uważam również że w długiej perspektywie fundamentalne dla wzrostu gospodarczego są silne instytucje państwa i przewidywalne, szeroko rozumiane i przestrzegane reguły państwa prawa. Te warunki długoterminowego rozwoju i dobrobytu są moim zdaniem zdecydowanie bardziej osiągalne przy spójnej i sprawiedliwej polityce gospodarczej która włącza szerokie masy społeczne w proces rozwoju. Progresywność systemu podatkowego jest podstawowym narzędziem do uzyskania takiej spójności.
Teza 6: Dochody osób fizycznych powinny być obciążone podatkami i składkami w sposób liniowy, a redystrybucję należy prowadzić za pomocą transferów społecznych.
Liczba respondentów: 35
Opinie ekspertów (35)
Ale transfery społeczne powinny być dokonywane w sposób dopasowany do odbiorców, a nie "wszystkim po równo", jak to się często dzieje.
Duży zakres redystrybucji można przeprowadzić w sposób automatyczny już na poziomie stworzenia przejrzystego systemu podatkowego, taka aby system dyskrecjonalnych i kosztownych w obsłudze transferów był jak najmniejszy.
Podatek dochodowy jest wśród instrumentów podatkowych najbardziej efektywnym narzędziem redystrybucji, a wysoki stopień redystrybucji uzyskać można jedynie łącząc progresję podatkową z dobrze zaprojektowanym systemem świadczeń. Wiele badań wskazuje również na to, iż wyższe stawki podatkowe przy wysokim poziomie dochodów w niewielkim stopniu determinują poziom aktywności zawodowej.
Składek których? Transferów których? Tj. z emeryturami czy bez? Jeśli bez emerytur, to generalnie każdy system tak wyglada, czy on jest progresywny czy nie -- efekt jest taki właśnie. Z perspektywy teorii (w szczególności New Dynamic Public Finance), progresja podatkowa może być optymalna nie z powodów fiskalnych czy z perspektywy rozważań równościowych -- a dlatego, ze pomaga rządowi rozróżnić podatników wg produktywności. To może tez nieść korzyści w kontekście opodatkowania firm.
Liniowymi, a na dodatek prostszymi i niższymi niż obecnie (jak w innych rozwijających się krajach europejskich, np. Estonia, Czechy). Z naszym obecnym systemem podatkowym i kolejnymi zmianami idziemy pod prąd i sami strzelamy sobie w stopę, stając się jeszcze mniej konkurencyjni, w porównaniu z innymi krajami europejskimi (nie wspominając o pozaeuropejskich). Poza transferami istnieją także inne metody redystrybucji, np. zwolnienia z niektórych opłat. Obecne zmiany wpisują się w trwający od lat trend gospodarczo anty-liberalny. A bez większej wolności gospodarczej i elastyczności dla pracodawców będziemy skazani na ogon Europy, zamiast doganiać czołówkę.
To wymaga głębokiej dyskusji. Na pewno redystrybucja dochodów jest bardzo potrzebna. Pozostaje kwestia sposobu jej efektywnego dokonywania. Takie postawienie sprawy jak w pytaniu wydaje się zbytnim uproszczeniem. Oczywiście składki są z natury liniowe. Pytanie powinno odnosić się do podatków!
Zdecydowanie wolałbym taki system, choć wiem że nie jest łatwo go skonstruować (ogromne wymagania wobec systemu transferów; łatwiej jest wspierać uboższych przez lżejsze podatki)
Istnieje szereg różnych instrumentów redystrybucji, nie tylko transfery społeczne.
Zakładając, że byłaby możliwa kompleksowa reforma całego systemu, jest to rozwiązanie atrakcyjne. Zwłaszcza, że transfery są bardziej efektywną formą dla realizacji redystrybucji dochodu.
Raczej nie. Podmioty uzyskujące wysokie dochody osiągają je w pewnym otoczeniu społecznym. Należy jednak przyznać, że jest to w znacznej mierze kwestia preferencji społecznych.
System podatkowy powinien być możliwie jak najbardziej prosty co zapewni jego przejrzystość.
W warunkach wysokich i rosnących nierówności dochodowych (z taką sytuacją mamy do czynienia w Polsce) redystrybucję należy prowadzić zarówno przez transfery społeczne, jak i system podatkowy. Dane OECD pokazują, że faktycznie to transfery społeczne w większym stopniu redukują nierówności niż podatki i składki - dzieje się tak we wszystkich państwach. Niemal wszystkie państwa redukują jednak nierówności także przez opodatkowanie dochodów. Do kilku wyjątków, które tego nie robią lub robią w niewielkim stopniu należą: Szwajcaria, Luksemburg, Chile i Polska. Nie widzę powodów żebyśmy pozostawali w tym specyficznym gronie.
Nie widzę powodów dlaczego cała redystrybucja miałaby się opierać na stronie wydatkowej. Żaden z systemów podatkowych krajów do których aspirujemy tak nie działa.
Teza 7: Zmiany w systemie podatkowo-składkowym o tak dużych konsekwencjach dla podatników, jak te zaproponowane w tzw. Polskim Ładzie, należy zapowiadać z co najmniej rocznym wyprzedzeniem i wdrażać stopniowo.
Liczba respondentów: 35
Opinie ekspertów (35)
Proponowane zmiany powinny być wcześniej analizowane i oceniane przez ekspertów, a nie stanowić propagandy polityków.
Niska przewidywalność systemu podatkowego, poprzez wzrostu niepewności gospodarczej, prowadzi do obniżenia inwestycji i poziomu PKB. Dlatego jedną z cech wiarygodnego systemu podatkowego jest przewidywalność.
Z tej racji, że proponowane zmiany obejmują "re-dystrybucję" - łączą zmniejszenie obciążeń dla pewnych grup społecznych z podniesieniem ich dla innych, trudno byłoby wprowadzać je stopniowo. Jednocześnie poważnym problemem ogłoszonych zmian i bardziej ogólnie problemem prowadzenia polityki społeczno-gospodarczej w Polsce w ostatnich latach jest bezdyskusyjny sposób ich wprowadzania. Właściwie nie dopuszcza się możliwości wprowadzenia jakichkolwiek korekt i jakiejkolwiek krytyki szczegółowych rozwiązań. W przypadku Polskiego Ładu, podobny zakres redystrybucji można osiągnąć na wiele innych sposobów, a szereg alternatywnych rozwiązań byłoby korzystniejsze z punktu widzenia struktury systemu i jego wpływu na funkcjonowanie polskiej gospodarki.
Zmiany takie należy najpierw przeprowadzić jako kontrolowany eksperyment, ocenić skutki i skorygować i dopiero potem wprowadzać. Rok nie wystarczy, by ocenić skutki.
Ponownie składki to jedno, a podatki to drugie. Składek nie należy ruszać, a co najwyżej ujednolicać. Podatki to sprawa otwarta, ale na pewno powinno być: przemyślane merytorycznie a nie propagandowo, przedyskutowane szeroko i wprowadzane z dużym okresem na dostosowanie.
Poza tym uważam, że lepiej mieć je opracowane i przemyślane, zanim się je ogłasza...
Przewidywalność i stabilność prawa podatkowego zdecydowanie sugerowałaby takie rozwiązanie.
Przede wszystkim zmiany w podatkach dla osób fizycznych mają niewielki wpływ na finanse państwa, a ogromny na poczucie sprawiedliwości społecznej. Stawianie tezy, jakoby podniesienie obciążeń podatkowych 10% najlepiej zarabiających miało zmienić sytuację pozostałych 90% mierzoną dostępnością usług publicznych czy nawet redystrybucją jest całkowicie chybione. Dlatego obawiam się, że zapowiedź zmian ma charakter wyłącznie bieżącej walki politycznej i podporządkowana jest kalendarzowi politycznemu.
Wyprzedzenie ok; wdrażanie stopniowe - nie widzę potrzeby
Wszelkie zmiany o charakterze systemowym należy wprowadzać z odpowiednio dużym wyprzedzeniem tak, aby nie zwiększać poziomu niepewności w gospodarce oraz zapewnić czas na dostosowanie do planowanych zmian. Ten czas jest potrzebny także instytucjom państwa, o czym świadczyć może choćby bardzo spóźniona publikacja rozporządzenia Ministra Finansów w sprawie zaniechania poboru podatku od umorzenia subwencji przyznanych w ramach tzw. tarczy finansowej (a dodatkowo to, że rozporządzenie nie wyjaśniło ważnych księgowych aspektów zaniechania poboru podatków).
Zmian tych nie należy w ogóle zapowiadać ponieważ nie należy ich wdrażać.
Z punktu widzenia pewności prowadzenia działalności gospodarczej im wcześniej tym lepiej. Nie jestem jednak przekonany, czy zasugerowane w pytaniu ponad roczne wyprzedzenie jest konieczne. Moim zdaniem wystarczającym byłoby, gdyby ustawy wprowadzające zmiany były znane na około 6 miesięcy przed ich wejściem w życie. Wątpliwości mam także do postawionej w pytaniu kwestii stopniowości. Zmiany zaproponowane w Polskim Ładzie są przedstawiane jako rewolucyjne, ale moim zdaniem takimi nie są - oznaczają obniżenie opodatkowania na dole i w środku rozkładu dochodów o kilka punktów procentowych oraz podniesienie na górze rozkładu także o kilka punktów procentowych. Reforma ta nie wprowadza także zasadniczych zmian do samego systemu rozliczeń (tak jak zmieniałaby np. jednolita danina), więc nie będzie wymagała znaczących dostosowań w systemach księgowych i informatycznych. Powtórzę więc: moim zdaniem wystarczająca byłaby znajomość ustaw na około 6 miesięcy przed wejściem w życie zmian. Jeśli mają one wejść w życie od 1 stycznia 2022 roku, to już jesteśmy nieco spóźnieni.
Uważam że wartościowy jest czas na konsultacje społeczne i eksperckie aby reformy były dobrze przemyślane z wielu perspektyw i uzyskały możliwie szerokie poparcie i zrozumienie wśród społeczeństwa (oczywiście z tej perspektywy ważne jest również to aby reformy sprzyjały większej przejrzystości systemu). Stopniowe wprowadzanie zmian ma jakiś sens z perspektywy makroekonomicznej - rząd powinien unikać wprowadzania destabilizujących szoków w gospodarkę. Natomiast nie widzę specjalnie powodów żeby reformy które są dobrze przygotowane opóźniać; może to negatywnie wpływać na ostateczne wersje reform poprzez wpływ uprzywilejowanych grup interesu czy poszczególnych podmiotów politycznych.