Rozpoczynające się dziś negocjacje związków z pracodawcami mogą zmienić czas pracy w Polsce. Odbywają się one na europejskim szczeblu.
Do rozmów zasiadają przedstawiciele Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych, do której należy NSZZ „Solidarność", i Business Europe, do której należy Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Zgodnie z art. 154 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej
partnerzy społeczni mają dziewięć miesięcy na uzgodnienie zmian. Jeśli osiągną porozumienie, dyrektywa o czasie pracy zostanie zmieniona bez żadnych dodatkowych procedur legislacyjnych
.
Jakie zmiany
Te negocjacje to kolejny etap prac w trwającej już ponad siedem lat procedurze nowelizacji przepisów regulujących czas pracy w Unii Europejskiej. Rozpoczęła je propozycja Rady UE, w której zasiadają przedstawiciele poszczególnych rządów – w tym Polski, która miała na celu szczegółowo uregulować zasady korzystania z klauzuli opt-out, czyli możliwości wydłużenia dniówki nawet do 13 godzin za zgodą pracownika. Z takiej możliwości korzystają obecnie np. polscy lekarze. Od zmiany tych przepisów zależała decyzja polskiego rządu, który zastanawiał się nad rozszerzeniem możliwości dłuższej pracy także na inne branże, np. budowlańców.
Nowela upadła w Parlamencie Europejskim. Okazało się, że eurodeputowani zaproponowali wykreślenie tych przepisów z dyrektywy w ciągu trzech lat. Zamiast tego w całej Unii miałby obowiązywać 48-godzinny tydzień pracy z wydłużonym rocznym okresem rozliczeniowym (obecnie są to cztery miesiące).
Kolejnym pomysłem Rady było podzielenie dyżuru pracownika na część aktywną i nieaktywną. W myśl tej propozycji firma nie musiałaby płacić za bezczynność pracownika w czasie dyżuru. Dzięki temu pracodawcy, a szczególnie publiczna służba zdrowia, mogliby zaoszczędzić sporo pieniędzy.
Polska reprezentacja
Polscy negocjatorzy niechętnie odkrywają karty przed rozpoczęciem rozmów w Brukseli.
– Trudno przewidzieć, jak potoczą się te negocjacje. Bez zgody związków zawodowych porozumienie nie zostanie osiągnięte – zaznacza dr Joanna Unterschütz, ekspert Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność". – Chcemy podjąć próbę negocjacji z pracodawcami, gdyż liczymy, że uda się nam wypracować wspólne rozwiązania, najlepsze dla unijnych pracowników. Trzeba pamiętać, że będą one obowiązywały nie tylko w czasie kryzysu, ale także wiele lat później – wyjaśnia.
– Mamy ściśle określony mandat negocjacyjny – mówi Małgorzata Rusewicz, dyrektor Departamentu Dialogu Społecznego i Stosunków Pracy w PKPP Lewiatan. – Będziemy skupiali się na problemach wynikających z orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości. Jeśli chodzi o Polskę, to w zasadzie ograniczają się one do uregulowania zasad dyżurowania przy telefonie – wyjaśnia.
Dotychczas w tym trybie udało się już uzgodnić kilka kwestii. Na przykład został wprowadzony do przepisów oddzielny sposób zatrudnienia w formie telepracy.
masz pytanie, wyślij e-mail do autora m.rzemek@rp.pl
Ewa Tomaszewska, ekspert w Komisji Trójstronnej
Nie należy zmieniać zasad dyżurowania pracowników. Szczególnie że nowe zasady będą dotyczyły głównie służb publicznych, np. strażaków czy lekarzy. Jeśli podzielimy takim pracownikom dyżur na część aktywną i nieaktywną, za którą nie dostaną oni wynagrodzenia ani nie wliczy się ona do czasu pracy, to oszczędności będą pozorne. Obawiam się, że wymusi to dłuższą pracę lekarzy i może prowadzić do błędów medycznych albo większych zniszczeń, gdy strażacy nie dojadą na czas do pożaru czy wypadku. Podobne skutki ma dyżurowanie pod telefonem. W tym czasie pracownik, choć formalnie jest poza pracą, nie może się zrelaksować. Musi być w każdej chwili gotowy do podjęcia pracy.