– Stan niepewności trwa już od roku, a to nie służy ani importerom, ani spedytorom, ani polskim portom – mówi Kamilla Piotrowska-Król z komisji ds. celnych Polskiej Izby Spedycji i Logistyki (PISiL). Sprawa dotyczy opłat za przeładunek zwanych THC (od ang. Terminal Handling Charge). Są stosunkowo niewielkie, 100–120 euro za każdy przeładowany kontener, ale ta sprawa może mieć znacznie poważniejsze skutki finansowe.
Problem wziął się z niezbyt szczęśliwego sformułowania art. 30b ust. 4 ustawy o VAT. Od 1 stycznia 2014 r. do podstawy opodatkowania zaliczono „koszty dodatkowe, takie jak koszty prowizji, opakowania, transportu i ubezpieczenia – o ile nie zostały włączone do wartości celnej". Ten przepis jeszcze nie był problemem, ale w urzędowej instrukcji wypełniania zgłoszeń celnych pojawiła się informacja, że w wartości celnej należy uwzględniać „wszelkie koszty" ponoszone do pierwszego miejsca przeznaczenia w kraju albo innego miejsca w Unii Europejskiej, jeżeli jest ono znane w momencie importu. Innymi słowy: zamiast ustalenia zamkniętego katalogu kosztów importowych – co by sugerowała ustawa – określono katalog otwarty, do którego można zaliczyć wiele różnych opłat. Według spedytorów takie podejście jest niezgodne z systemem VAT, bo THC w portach są oddzielnie opodatkowane.