30 listopada 2012 r. opublikowano przyjętą w pośpiechu tzw. ustawę deregulacyjną III, która wejdzie w życie 1 stycznia 2013 r. Ponieważ w dalszej części mowa będzie o jednym z przepisów w kontekście tytułu tej ustawy, warto go zatem przytoczyć w całości: ustawa z 16 listopada 2012 r. o redukcji niektórych obciążeń administracyjnych w gospodarce.
Z tytułu można wnosić, że celem ustawy będzie ulżenie przedsiębiorcom w ich codziennym trudzie walki z administracją i biurokracją. Część z przepisów na pewno realizuje ten godny poparcia cel. Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że ustawodawca nie potrafił powstrzymać się, aby przy okazji nie przemycić jakiegoś rozwiązania poprawiającego sytuację budżetu.
Dyscyplinowanie dłużników
W zakresie podatków dochodowych, ustawa przewiduje mechanizm, który wymaga skorygowania (zmniejszenia) kosztów uzyskania przychodów w sytuacji, gdy podatnik nie rozliczy się ze swego zobowiązania w terminie 30 dni od daty upływu terminu płatności.
Krótko mówiąc, jeśli nierzetelny dłużnik nie zapłaci za fakturę dostawcy przez okres przewidziany terminem płatności oraz przez dodatkowe 30 dni, to będzie zobowiązany o wartość takiej faktury zmniejszyć swoje koszty podatkowe. Cel tego rozwiązanie wydaje się jasny. Ma dyscyplinować dłużników, aby regulowali swe zobowiązania na czas, co w oczywisty sposób ma się przyczynić do poprawy bezpieczeństwa obrotu.
Czy to na pewno ulga
Zdziwienie budzi jednak inne rozwiązanie, które ustawodawca zaproponował w ramach mechanizmu korygowania kosztów uzyskania przychodów. Gdy bowiem strony transakcji ustalą termin płatności dłuższy niż 60 dni, wówczas korekta kosztów następuje automatycznie z upływem 90. dnia od daty zaliczenia wydatku do kosztów, jeśli w tym terminie nie nastąpi zapłata.
Co to w praktyce oznacza? Mówiąc w skrócie – pełną ignorancję wobec zasady swobody umów. Niezależnie bowiem od tego, na jaki termin płatności strony się umówią, korekta w zakresie kosztów podatkowych musi automatycznie nastąpić, jeśli płatność nie zostanie zrealizowana najpóźniej 90. dnia od dnia, w którym wydatek został uprzednio zaliczony do kosztów podatkowych.
Przykład
Spółka X zamawia w styczniu w spółce Y dostawę materiałów do produkcji. W umowie dostawy strony ustalają, że płatność za dostarczony materiał nastąpi w terminie 180 dni.
Dostawa następuje 15 stycznia i tego samego dnia Y dostarcza fakturę - X ustawia zatem w swoim systemie termin płatności na dzień 14 lipca. Fakturę X księguje 25 stycznia, zaliczając wartość netto do kosztów uzyskania przychodów. 90 dzień od daty ujęcia w kosztach przypada na 25 kwietnia, ponieważ do tego dnia X nie zapłacił za fakturę Y, zmuszony jest w rozliczeniu za kwiecień wyksięgować fakturę z kosztów.
X będzie mógł fakturę Y ponownie do kosztów podatkowych zaliczyć z chwilą faktycznej zapłaty. Jeśli dokona tego w uzgodnionym w umowie z Y terminie, czyli 14 lipca, okres, w którym faktura Y nie zmniejszy kosztów podatkowych, wyniesie 3 miesiące (kwiecień, maj, czerwiec).
Ustawodawca wysyła nam więc taki sygnał: Przedsiębiorcy, Rzeczpospolita jest demokratycznym państwem prawa, funkcjonującym z poszanowaniem wszelkich zasad prawnych, w tym zasady swobody umów, możecie zatem dowolnie układać swoje stosunki gospodarcze, możecie ustalać dowolnie długie terminy płatności... Tyle, że to nic Wam nie da, bo ja za was zadbam o to, aby płatność następowała w terminie 90 dni.
W obrocie gospodarczym wcale nie są rzadkie przypadki ustalania terminów płatności dłuższych niż 90 dni (w tym nawet i 180 dni) i niekoniecznie musi to oznaczać patologię. Po prostu czasami stronom mimo wszystko opłaca się handlować przy odroczonym terminie płatności. W świetle nowoprzyjętych rozwiązań, na 1 stycznia 2013 r. wielu przedsiębiorców stanie jednak przed wyborem: albo zapłacę wcześniej, niż się spodziewałem i wcześniej, niż uzgodniłem z moim dostawcą (wierzycielem), albo całość zobowiązania wyksięguję z kosztów, czyli zapłacę podatek.
Warto też zaznaczyć, że ustawodawca był na tyle skrupulatny w - jak wskazuje tytuł ustawy - znoszeniu obciążeń administracyjnych w gospodarce, że przewidział nawet, co zrobić w sytuacji, gdy bieżących kosztów nie wystarczy na to, aby odliczyć od nich wartość niezapłaconych w terminie zobowiązań. Jeśli zatem bieżące koszty będą niższe niż wartość zmniejszenia (wartość niezapłaconego na 90 dzień zobowiązania), to różnicę trzeba będzie zaliczać do przychodów podatkowych.
Wierzyciel nie obniży przychodu
Zadziwiające jest przy tym, że z drugiej strony nie przewidziano mechanizmu, który pozwalałby na obniżenie przychodu dla wierzyciela, co dawałoby tej regulacji walor racjonalizmu. Nad sytuacją wierzyciela ustawa się jednak nie pochyla, pozostaje mu wykazać nieściągalność wierzytelności na dotychczasowych zasadach.
Podsumowując, nieważne czego oczekuje wierzyciel, nieważne, jak umówiły się strony, nie ma też znaczenia, że często tak odległy termin płatności uwzględniono kalkulując cenę towaru, czy usługi. Liczy się to, że państwo po 90 dniach może oczekiwać zapłaty podatku. I to państwo na tych rozwiązaniach wygrywa, gdyż podatek otrzymuje dwukrotnie: najpierw od wierzyciela, a drugi raz od dłużnika. I w tym właśnie zapewne należy upatrywać właściwego ratio legis tej regulacji – osobliwy pomysł na „redukcję obciążeń administracyjnych w gospodarce".
Autor jest radcą prawnym i doradcą podatkowym w Kancelarii Radców Prawnych Hałoń i Kucharski sp.p. w Gdańsku