Nawiasem mówiąc, taki system, który w ogóle nie chroni się przed nieuczciwością jego użytkowników, zazwyczaj nie tyle przejawia naiwność, co wyraża przeświadczenie, że w sprawie oszukiwania nic się nie da zrobić i żadna ochrona nie pomoże. Takie systemy tworzą często państwo do cna skorumpowane, w których bardzo niewiele jest antyoszukańczych rozwiązań.
System prawa można tworzyć przy założeniu, że ludzie są uczciwi lub takim, że ludzie oszukują. Na ogół mamy do czynienia z pewną proporcją obu tych założeń, która opiera się na społecznych przeświadczeniach ustawodawcy każdego kraju. Nawiasem mówiąc, taki system, który w ogóle nie chroni się przed nieuczciwością jego użytkowników, zazwyczaj nie tyle przejawia naiwność, co wyraża przeświadczenie, że w sprawie oszukiwania nic się nie da zrobić i żadna ochrona nie pomoże. Takie systemy tworzą często państwo do cna skorumpowane, w których bardzo niewiele jest antyoszukańczych rozwiązań.
Każda taka proporcja przepisów tworzonych z jednej lub drugiej perspektywy jest indywidualną właściwością każdego państwa i każdego społeczeństwa. To jest powód, dla którego poszczególnych rozwiązań, sprawdzających się w jednych systemach nie da się przenieść w komplecie do innego systemu. Taki „współczynnik złodziejstwa" to powszechnie znany faktor decydujący także o wielu przedsięwzięciach gospodarczych, choć mówienie o nim jest zwykle skażone niepoprawnością polityczną.
Kiedyś mój kolega pracujący dla wielkiej sieci handlowej powiedział, że zaakceptowała ona poziom złodziejstwa półkowego i wewnątrz personelu sklepowego występujący w Polsce, ale z Maroka musiała się wycofać. Sądzę, że Polskajest gdzieś w środku stawki (nie lubimy być w środku stawki). W poszczególnych dziedzinach prawa walka z oszustami jest stałym fragmentem gry, jak w podatkach, więc nie ma się tu czym podniecać.W niektórych innych dziedzinach prawa uszczelnianie przepisów następuje powoli, ale także pośrednio stanowi świadectwo ułomności ludzkiej.
Klasycznymi barierami stawianymi nieuczciwości uczestników obrotu jest wzrost jego sformalizowania. Dotyczy to bezpośrednio formy prawnej czynności, jak i procedury związanej z doręczeniami dokumentów. Z całą pewnością można tu mówić o postępie w tym sensie, że w procedurze cywilnej dochodzi do powolnego uproszczenia formy czynności. Są to procesy o przebiegach historycznych, dzieją się powoli i niekoniecznie widać je gołym okiem. Zmiany wymusza tu także technologia – korzystanie z poczty i wersji pisemnej jest często nieprzyzwoicie wysoką ceną płaconą za bezpieczeństwo w porównaniu z praktycznymi korzyściami wynikającymi z elektronicznego sposobu przesyłania dokumentów.
Postęp więc jest, ale bardzo powolny. Uczciwość to kwestia obyczaju, więc nic nie dzieje się szybko. W większości sporów sądowych z udziałem świadków ci ostatni nie mówią wszystkiego lub łżą na potęgę. W stosunkach prawnych regulowanych przepisami każda luka jest zwykle wykorzystywana poza granice uczciwości. „Formalnie jesteśmy w porządku" – tak Jerzy Witlin, wspaniały satyryk z czasów mojej młodości, tłumaczył na język ogólnoludzki, że po prostu zrobiliśmy komuś straszne świństwo.
Parę lat temu w imieniu klienta składałem syndykowi masy upadłości ofertę nabycia nieruchomości. Termin upływał o godz. 12, przyniosłem ofertę do biura syndyka o 11.50. Przetarg przegrałem, a syndyk miał w ręku ofertę złożoną o 11.58, choć przecież wyszedłem od niego po 12. Nawet nie próbowałem niczego udowadniać, zaakceptowałem regułę gry. Ten, kto wygrał, moim zdaniem, dał łapówkę.
W ustawie o związkach zawodowych ochrona działaczy związkowych jest tak skonstruowana, że każdy pracownik może być w ten sposób chroniony przed zwolnieniem. Związki zawodowe mają uświęcone prawo, aby po złożeniu pracownikowi wypowiedzenia wysłać pismo, z którego wynika, że ów pracownik jest działaczem związkowym i nie można go zwolnić. Związek nie ma zwykle żadnych oporów, aby antydatować uchwałę w taki sposób, by pochodziła sprzed daty wypowiedzenia. To klasyczny dowód słabości natury ludzkiej: tam, gdzie można wykorzystać lukę, jest ona zwykle wykorzystywana. Ma to miejsce w sytuacji, gdy wszyscy wiedzą, że to nieprawda.
Takie rozwiązanie prawne, które wręcz skłania do nadużyć, pada w Polsce na podatny grunt jednoznacznego spozycjonowania związków zawodowych, które zwykle uważają za swój obowiązek obronę pracownika bez względu na to, czy ma to sens, czy nie. To podejście też wynika z przyjętego założenia, że żadna prawda nie ma znaczenia albo w ogóle nie istnieje. Jedyne, co się liczy, to interes, który reprezentujemy. Podobnie zresztą związki niemal zawsze negatywnie opiniują zamiar wypowiedzenia pracownikowi umowy. A przecież często takie stanowisko jest wprost sprzeczne z interesem pozostałych etatowców. Pracodawcy rzadko kiedy chcą się pozbyć dobrych pracowników. Ale związkowcy w większości znanych mi przypadków zachowują się tak, jakby żadna prawda prawdziwa nie istniała.
Nawiasem mówiąc, z tej samej perspektywy adwokaci w sprawach z prawa pracy kwalifikują świadków: dla pracodawcy najlepszy jest taki pracownik, który już u niego nie pracuje, ale będzie świadczył na rzecz byłej firmy. W takiej kwalifikacji jest przecież jawne założenie, że w zasadzie ludzie mówią nieprawdę. Jeżeli pracuje u nas, to wiadomo, że będzie zeznawał „dla nas", a jeżeli nie pracuje – będzie przeciwko nam. Jak było naprawdę, nie jest tu zwykle jakimikolwiek punktem odniesienia.
Ta „okołoprawna" obyczajowość zmienia się na rzecz prawdy niezwykle powoli. Niestety w wielu przypadkach bardziej praktyczne byłoby założenie, żeby szukać formalnych zabezpieczeń przed nadużyciami, niż polegać na czystości ludzkich sumień.
Michał Tomczak, adwokat, prowadzi kancelarię Tomczak i Partnerzy Spółka Adwokacka