Poddawanie się profilaktycznym badaniom lekarskim zaliczamy do podstawowych obowiązków pracowniczych (art. 211 i 229 § 2 k.p.). Skierowanie na nie jest w istocie poleceniem związanym z pracą, a ich przestrzeganie to podstawowy nakaz pracodawcy. I póki obie strony traktują to w sposób poważny, nie ma problemu. Gorzej, gdy chcący oszczędzać na wszystkim szef wolałby całą sprawę załatwić najmniejszym kosztem, bez oglądania się na skutki. A tu chodzi o ochronę zdrowia etatowca i zapewnienie mu bezpiecznych warunków środowiska pracy.
Mijanie się z prawdą
O zakresie obligatoryjnych badań, a w konsekwencji ich koszcie, w największym stopniu przesądza szef, formułując treść skierowania. Jego najważniejszymi elementami są:
- określenie skonkretyzowanego stanowiska (stanowisk), na których pracownik wykonuje lub może wykonywać pracę oraz
- informacje o występowaniu na tym stanowisku lub stanowiskach czynników szkodliwych dla zdrowia lub warunków uciążliwych oraz aktualne wyniki badań i pomiarów czynników szkodliwych dla zdrowia, wykonanych na tych stanowiskach (§ 4 ust. 2 pkt 3 i 4 rozporządzenia ministra zdrowia i opieki społecznej z 30 maja 1996 r. w sprawie przeprowadzania badań lekarskich pracowników, zakresu profilaktycznej opieki zdrowotnej nad pracownikami oraz orzeczeń lekarskich wydawanych do celów przewidzianych w kodeksie pracy, DzU nr 69, poz. 332, dalej rozporządzenie).
Precyzyjne i zgodne z prawdą określenie tych okoliczności determinuje zakres i częstotliwość badań profilaktycznych (w myśl wskazówek z załącznika 1 do rozporządzenia). Najważniejsze jednak, że pozwoli to zminimalizować ryzyko wydania przez lekarza obiektywnie błędnego zaświadczenia.
Niektórzy szefowie, niepomni na niebezpieczeństwo i konsekwencje, próbują drogi na skróty. Skierowania są lakoniczne, czasami mają luźny związek z rzeczywistością, tak, że w skrajnych przypadkach zakres przeprowadzanych badań profilaktycznych absolutnie nie odpowiada rzeczywistym potrzebom.
Wielu pracujących przy biurkach przeszło badania profilaktyczne ograniczające się do opukania pacjenta, wsłuchania się w rytm serca, pomiaru ciśnienia krwi, no i sprawdzenia wzroku – mówiąc obrazowo – do zdiagnozowania, czy pacjent żyje.
Opór zatrudnionych
Po części wynika to również z niechęci samych etatowców do zbyt dokładnego badania się. Dwa lata temu pracownicy pewnej firmy masowo zrezygnowali z tzw. ryczałtu samochodowego tylko dlatego, że w skierowaniach na badania pracodawca zamieszczał prawdziwą i potrzebną informację, że wykonywanie pracy wiąże się z prowadzeniem pojazdu. A to wymagało dodatkowej wizyty u okulisty. Pod wpływem presji zatrudnionych szef odstąpił od wypłaty ryczałtów. Problem przestał istnieć. Na papierze.
Szukanie oszczędności w skromnym opisie warunków pracy na konkretnym stanowisku w skierowaniu na badania profilaktyczne prędzej czy później może być przyczyną tego, czego obie strony chciałyby uniknąć. Za przykład niech posłuży teza wyroku Sądu Najwyższego z 19 stycznia 2010 r. (I PK 148/09). Zgodnie z nią „dopuszczenie pracownika do pracy na podstawie zaświadczenia lekarskiego zawierającego obiektywnie błędną ocenę jego zdolności do pracy może stanowić zewnętrzną współprzyczynę wypadku przy pracy, jeżeli praca wykonywana w dniu zdarzenia mogła prowadzić do zawału serca w przebiegu radykalnych samoistnych schorzeń kardiologicznych pracownika".
Zakładając dodatkowo, że ta „obiektywnie błędna ocena zdolności do pracy" jest wynikiem zaniechań pracodawcy, bo w skierowaniu nie podał np. niekorzystnych czynników psychospołecznych wykonywania pracy, to nie chciałbym być w jego skórze.
Autor jest radcą prawnym w spółce z o.o. Orłowski, Patulski, Walczak