Za oknami upał, a w wielu zakładach pracownice mają bluzki z głębokimi dekoltami, z prześwitujących materiałów, a pracownicy kolorowe podkoszulki, sandały, rozpięte kołnierzyki i poluzowane krawaty. To częsty widok, gdy w firmie nie ma klimatyzacji czy nawiewu. Czy gorące lato uzasadnia tak swobodny wygląd podczas wykonywania zadań służbowych?
Z pewnością mali pracodawcy nie przywiązują takiej wagi do stroju zatrudnionych jak duże korporacje. To w nich zazwyczaj obowiązują obszerne wytyczne dotyczące kolorów ubrań, długości spódnic, krytych butów, ilości biżuterii czy dodatków. W sklepach, zakładach usługowych czy firmach z niedużą obsadą aż takich wymagań nie ma.
Ważne jednak, aby strój był schludny, czysty i nie psuł dobrego wizerunku pracodawcy. To oznacza, że za ladą osiedlowego punktu spożywczego szef raczej nie będzie tolerował ekspedientki w bluzce do pępka na cieniutkich ramiączkach i w kusej spódniczce.
Choć taki obrazek może spodobać się części męskiej klienteli, to zapewne niekorzystnie wpływa na postrzeganie sklepu u klientek. A jeśli to one dominują wśród kupujących, to firma i jej wizerunek na tym tracą. Chcąc utrzymać się na rynku, właściciel szybko zmobilizuje sprzedawczynie, aby nie szokowały gołymi ramionami i wyzywającymi dekoltami.
Nie powinien jednak zaczynać od zwrócenia uwagi na niestosowność takiej rewii mody w pracy. Pamiętając o art. 111 k.p., który nakazuje szanować godność i inne dobra osobiste pracowników, lepiej taktownie dać im pewne wskazówki, np. co do kroju czy koloru bluzek i ich długości. Najkorzystniej informować już o tym kandydatki do pracy. Nawet mały zakład w trosce o swój wizerunek może ujednolicić wygląd załogi i dostarczyć wybrane elementy garderoby – jednakowe bluzki czy swetry.
Zapewnienie ubrania w pracy to często kodeksowy wymóg wynikający z przestrzegania zasad BHP. Pracodawca musi nieodpłatnie zagwarantować odpowiednią odzież i obuwie robocze, gdy własne ubranie pracownika może się zniszczyć bądź zabrudzić.
O ile od ekspedientki pracodawca ma prawo wymagać stroju nieszokującego klientów, o tyle mniejsze obostrzenia powinien ustalić dla słabiej widocznych części ciała i garderoby, czyli noszenia np. rajstop czy krytych butów. Przy uciążliwej pracy stojącej lepiej dopuścić wygodne obuwie, np. sandały, klapki.
Co jednak ma zrobić szef z tym, kto nie chce się podporządkować jego wskazówkom i w firmie nadal nosi wyzywający strój? Może to uznać za lekceważenie jego polecenia i działanie wbrew dobru zakładu pracy, co jest podstawowym obowiązkiem pracowniczym. Gdy oporny podwładny nie podporządkuje się takim wymaganiom, przenosi go tam, gdzie klienci go nie widzą, np. do magazynu, na zaplecze do obsługi urządzeń technicznych. Jeśli nie ma takich możliwości, za „niesubordynację ubraniową" grożą kary porządkowe.
Gdy i one nie poskutkują, trzeba będzie się rozstać. Lepiej jednak w zwykłym trybie niż dyscyplinarnym. A to dlatego, że w małej firmie, gdzie zasady wyglądu zewnętrznego personelu nie są sprecyzowane, rozwiązanie angażu bez wypowiedzenia jest dopuszczalne dopiero wtedy, gdy oprócz spełnienia przesłanek z art. 52 § 1 pkt 1 k.p. zachowanie pracownika zagraża interesom pracodawcy (wyrok Sądu Najwyższego z 25 stycznia 2005 r., I PK 153/04).