A jeżeli tak, to w jaki sposób to zrobić? Czy przez 40-proc. parytet dla kobiet – jak proponuje UE? Ta propozycja to element starań UE o poprawę zarządzania spółkami według zielonej księgi unijnych ram ładu korporacyjnego (corporate governance), inicjatywy wywołanej kryzysem finansowym z 2008 r.

Gdzie diabeł nie może

Według danych zebranych przez Komisję Europejską kobiety stanowią średnio jedynie 12 proc. składu rad nadzorczych unijnych spółek giełdowych. W Polsce udział ten jest nieco mniejszy (11 proc.), z kolei w największych spółkach amerykańskich wynosi 15 proc.

Dlaczego promować kobiety? Władze UE wskazują, że parytet płci w spółkach to instrument walki z dyskryminacją. Obecność obu płci w radzie pozwala uniknąć myślenia stadnego – panie reprezentują odmienne style przywództwa, uczestniczą w większej liczbie posiedzeń rady i mają pozytywny wpływ na inteligencję zbiorową grupy.

Ponadto Bruksela wskazuje, że kobieta w zarządzie to element tzw. kapitału relacyjnego,  o którym mówi popularne powiedzenie „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle". Chodzi o specyficzne u kobiet umiejętności przydatne w zarządzaniu: empatię, systematyczność, poszukiwanie kompromisu.

Zdaniem prof. Michała Romanowskiego, autora odpowiedzi dla Unii (sporządzonej na zlecenie ministra sprawiedliwości), te argumenty nie uzasadniają narzucania przez państwo parytetu płci. Decyzja o składzie osobowym rad powinna być decyzją biznesową akcjonariuszy, którzy ponoszą ryzyko ekonomiczne działania spółki. Państwo, nie ponosząc go, nie powinno narzucać sposobu doboru środków zarządzania i kontroli. Gdyby już miała być wprowadzona tak głęboka ingerencja w autonomię spółek, wymagałaby jednoznacznego uzasadnienia opartego na faktach, a nie na spekulacjach czy intuicji.

Miękka promocja

Komisja Kodyfikacyjna zaleca miękkie promowanie udziału kobiet w zarządzaniu, np. przez: wykłady, seminaria, konferencje, publikacje, rekomendacje w kodeksach dobrych praktyk.

Podobnego zdania jest Katarzyna Urbańska, dyrektor departamentu prawnego PKPP Lewiatan: – Generalnie biznes europejski, w tym polski, nie popiera pomysłu KE regulowania tej kwestii na poziomie unijnym. – twierdzi. – Środowisko biznesu stoi bowiem na stanowisku, iż z racji tego, że są to spółki prywatne, żadna regulacja nie powinna im narzucać sztywnych rozwiązań co do kształtu organów spółki. Choć co do zasady popieramy działania na rzecz stwarzania równych szans dla obu płci w organach spółek, opartego na obiektywnej ocenie kompetencji, to opowiadamy się raczej za rozwiązaniami na poziomie rekomendacji czy kodeksów dobrych praktyk. Jest to bowiem często kwestia strategii biznesowej, ale także kultury korporacyjnej w danej firmie – tłumaczy.

– W mojej firmie kobiety stanowiły zawsze większość władz – mówi z kolei prof. Andrzej Blikle, prezes Inicjatywy Firm Rodzinnych. – Jestem jak najbardziej za ich angażowaniem do władz przedsiębiorstw, ale też jestem przeciwny prawnemu narzucaniu kwot, zarówno w biznesie, jak i w polityce.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora m.domagalski@rp.pl

Mało pań w zarządach polskich firm

Tylko co czwarta spośród ponad 400 firm notowanych na warszawskiej giełdzie ma w swym zarządzie kobietę – wynika z obliczeń „Rzeczpospolitej". Jeszcze rzadziej kobiety są na stanowisku prezesa – kierują 26 spółkami, co oznacza 6,5-proc. udział w gronie szefów giełdowych firm. Jak wynika z raportu PKPP Lewiatan i firmy doradczej Deloitte, podobna sytuacja jest na najwyższych stanowiskach w dużych (nie tylko publicznych) przedsiębiorstwach, gdzie jest tylko niespełna 7 proc. kobiet. Nieco większą reprezentację niż w giełdowych spółkach panie mają tam w zarządach – prawie 41 proc. dużych firm ma w zarządzie kobietę, choć najczęściej (30,5 proc. firm) tylko jedną. W Europie największy udział pań w zarządach ma Szwecja (17 proc.) i Wielka Brytania (14 proc.).    —ab