W Polsce regułą jest wybór ofert wyłącznie na podstawie ceny. Efekt – przedsiębiorcy rywalizują nie jakością, tylko ceną.

– Czas to zmienić. Chyba każdy się zgodzi, że tanio rzadko kiedy znaczy dobrze. Obrazowo powiem tak: gdyby o zakupie samolotu decydowała wyłącznie cena, to ja bym do takiego samolotu nie wsiadł – mówi Adam Szejnfeld, przewodniczący komisji „Przyjazne państwo". – Gruntownych zmian wymaga całe prawo zamówień publicznych, ale na to nie mamy czasu. Mam jednak nadzieję, że jeszcze w tej kadencji uda się nam przeprowadzić szybką nowelizację, która skłoni osoby odpowiedzialne za przetargi do stosowania innych kryteriów wyboru niż tylko cena.

Koszt końcowy

Szejnfeld zaznacza, że problem jest skomplikowany i nie wiadomo jeszcze, w jakim kierunku pójdą zmiany. Jak dowiedziała się „Rz", jednym z proponowanych rozwiązań jest wprowadzenie zasady, że zamawiający, który dokonuje wyboru wyłącznie na podstawie ceny, musiałby uzasadniać, dlaczego nie stosuje innych kryteriów.

Problem dostrzega też prezes Urzędu Zamówień Publicznych. – Nie jest to jednak kwestia złych przepisów, ale praktyki zamówień publicznych. Zamiast sztywno określać parametry przedmiotu zamówienia, lepiej uczynić z nich kryteria oceny ofert. Z jednej strony zwiększy to konkurencyjność, z drugiej – pozwoli na wybór oferty rzeczywiście najlepszej, chociaż może nieco droższej – tłumaczy Jacek Sadowy.

Zamawiając komputer, najczęściej zamawiający określają na sztywno parametry jego wydajności. Tymczasem mogliby z nich uczynić kryteria oceny. O wyborze decydowałaby nie tylko cena, ale także np. szybkość procesora, energooszczędność czy termin gwarancji. Przykłady można mnożyć. Most da się odmalować tanio, tyle że za dwa lata trzeba to robić ponownie. Tymczasem pozornie droższe rozwiązanie zapewni trwałość na dziesięć lat.

Jednym z powodów niechęci do innych kryteriów jest obawa przed organami kontroli. Niestety, często uzasadniona. Dla kontrolerów cena jest kryterium przejrzystym i mierzalnym, a inne kryteria są czymś z zasady podejrzanym – mówi Przemysław Szustakiewicz z Katedry Prawa Administracyjnego Uczelni Łazarskiego. – Niestety, efekt jest taki, że wydajemy dużo więcej publicznych pieniędzy. Co z tego, że kupimy coś tanio, skoro zepsuje się szybko.

Kłopoty z autostradami

W przetargach na budowę autostrad Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad kieruje się wyłącznie ceną. Niektórzy właśnie tym tłumaczą kłopoty z tymi inwestycjami. Chińskie konsorcjum COVEC przestało płacić podwykonawcom, a ci zeszli z placu budowy A2. Wcześniej zerwano umowę na budowę autostrady A4.

– O ile w wypadku dostaw i usług dodatkowe kryteria prawie zawsze są uzasadnione, o tyle w wypadku robót budowlanych już nie. Co z tego np., że firma zadeklaruje krótszy niż inni termin wykonania prac, skoro pozostanie on na papierze. Może się okazać, że inwestycja zostanie zrealizowana tak samo, a zapłacimy za nią dwa razy więcej – uważa Sadowy.

Nie zgadza się z nim Szustakiewicz. – W Hiszpanii jednym ze standardowych kryteriów jest trwałość nawierzchni. Aby przekonać się o skuteczności tej metody, wystarczy się przejechać po tamtejszych drogach – przekonuje. Jego zdaniem dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie jako kryterium terminu gwarancji.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora s.wikariak@rp.pl

Czytaj też:

Zobacz więcej:

» Firma » Zamówienia publiczne » Oferty » Ocena ofert » Kryteria oceny ofert