[b]Czy pracodawcom opłaca się wyznaczać pracownikom miejsce pracy na obszarze całego województwa czy kraju? A może taniej wysyłać ich w delegacje służbowe?[/b]

[b]Bartłomiej Raczkowski, adwokat: [/b]Wszystko zależy od tego, jak duże ma być to miejsce pracy. W myśl [b]wyroku Sądu Najwyższego z 27 stycznia (II PK 140/08)[/b], jeśli pracownik jest w obrębie swojego miejsca pracy, to jest to dla niego czas pracy. Najłatwiej zrozumieć to na przykładzie. Załóżmy, że pracownik ma wyznaczone miejsce pracy w Warszawie. Żadna podróż służbowa poza granice miasta nie jest dla niego czasem pracy, chyba że pokrywa się z jego dniówką. Jeśli np. w danym dniu miał pracować od godz. 8 do 16, w podróż służbową wyjechał o 16, na miejsce dojechał na 20 i pracował tam dwie godziny, to jego czas pracy w tym dniu to dziesięć godzin, bo podróży w zakresie niepokrywającym się z harmonogramem nie wlicza się do czasu pracy. Czas podróży nie powoduje więc powstania nadgodzin. Gdyby ten sam pracownik miał wyznaczony jako miejsce pracy obszar całego kraju, to jako czas pracy należy potraktować czas podróży.

[b]Czyli nie opłaca się wyznaczać zbyt rozległego miejsca pracy?[/b]

To lekcja dla pracodawców, gdyż czasem takie uelastycznianie miejsca pracy kończy się tym, że muszą ekstra zapłacić. Ci, którzy nadużywają możliwości rozszerzenia miejsca pracy, sami na siebie ściągają kłopoty. Jeśli pracownicy poruszają się po dużym obszarze, np. przedstawiciele handlowi, istnieje ryzyko, że sądy będą uznawały za czas ich pracy cały okres od wyjścia z domu aż do powrotu. W takich sytuacjach pracodawcy powinni się spodziewać roszczeń o wynagrodzenie za pracę w nadgodzinach, i to za trzy lata wstecz. Nierzadko kwoty takich roszczeń sięgają kilkuset tysięcy złotych. Wynika z tego, że często taniej jest zapłacić diety za podróż służbową poza miejsce zatrudnienia.

[b]Jeśli się okaże, że dniówka zatrudnionego na obszarze całego województwa miała 14 godzin, to firmie grozi także odpowiedzialność karna za nieudzielenie odpoczynku, a nawet więzienie za permanentne łamanie praw pracowniczych...[/b]

W praktyce nikt nie pociąga pracodawców do takiej odpowiedzialności. Takie wykroczenia przeciwko prawom pracownika są wprawdzie zagrożone grzywną do 30 tys. zł, ale w praktyce grzywny wahają się od 500 do 1500 zł, a najczęściej pracodawca otrzymuje od inspektorów pouczenie lub wystąpienie o przywrócenie warunków pracy zgodnych z przepisami. Jeśli chodzi o kary pozbawienia wolności za łamanie praw pracowniczych, to zdarza się to niezwykle rzadko i wyłącznie za złośliwe lub uporczywe postępowanie pracodawców.

[b]A co jeśli firma zastosuje zadaniowy czas pracy, czyli wskaże pracownikowi zakres obowiązków do wykonania? Wtedy czas pracy nie ma już takiego znaczenia.[/b]

Firmy często stosują taki zabieg, gdyż nie trzeba wówczas ewidencjonować czasu pracy co do minuty. Nawet w takiej sytuacji pracodawca ma jednak obowiązek omówienia z pracownikiem zakresu zadań do wykonania i ustalenia, czy da się radę zmieścić w tej ośmiogodzinnej dniówce. Oczywiście takie konsultacje w praktyce są nierealne. Pracownicy nigdy nie skarżą się na nadmiar pracy i chętnie przyjmują premie za przekraczanie planu. Później w trakcie procesu okazuje się, że pracodawca zmuszał ich do pracy w nadgodzinach. Przed sądem firma jest na straconej pozycji. Skoro zastosowała zadaniowy czas pracy, to nie ewidencjonowała szczegółowo czasu wykonywania przez zatrudnionego jego obowiązków. Czyli nie będzie miała też dowodów na to, że zatrudnienie i czas pracy przebiegały prawidłowo. Pracownikowi do wygrania dodatkowego wynagrodzenia za nadgodziny wystarczą zaś zeznania jego kolegów potwierdzające, że stale pracował on w nadgodzinach.