Spalanie czy raczej współspalanie śmieci to tylko z pozoru tania energia dla firmy. Do spalania odpadów plastikowych czy gumowych, a także choćby drewna rozbiórkowego, niezbędne jest bowiem zastosowanie kosztownych technologii oraz urządzeń. Zazwyczaj współspalania odpadów dokonuje się w bardzo wysokiej temperaturze, a instalacja musi być wyposażona w specjalne filtry.
[srodtytul]Pozwolenia, badania i pomiary[/srodtytul]
Skomplikowane są też procedury prawne pozwalające podjąć taką działalność. Na instalację trzeba uzyskać pozwolenie środowiskowe na współspalanie odpadów, a także zezwolenie na odzysk odpadów albo unieszkodliwianie (z art. 26 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=3F04FB9FE3C9FD8890D270F5FC2FF027?id=185040]ustawy o odpadach[/link]).
– Poza tym dla niektórych substancji trzeba prowadzić pomiary ciągłe, a okresowe dla innych (metale ciężkie, dioksyny i furany) – przypomina Joanna Wilczyńska z opolskiej firmy Atmoterm SA zajmującej się ochroną środowiska.
Trzeba to robić zgodnie z [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=7C7E7AF4C3E6050078817EA2E78ED841?id=290174]rozporządzeniem w sprawie wymagań w zakresie prowadzenia pomiarów wielkości emisji [/link]oraz pomiarów ilości pobieranej wody (DzU z 2008 r. nr 206, poz. 1291). Jest to kosztowne, ponieważ takie badania muszą robić akredytowane laboratoria. Nie można też zapomnieć o przekazywaniu wyników do marszałka województwa lub starosty oraz do wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska.
Przedsiębiorca nie może też zapomnieć o składaniu półrocznych sprawozdań dotyczących opłat za korzystanie ze środowiska. Dlatego na współspalanie odpadów decydują się duże firmy, np. zużyte opony są cennym paliwem dla cementowni.
– Nie znam przykładów małych, a nawet średnich firm, które decydowałyby się na takie inwestycje – mówi Marek Gall, naczelnik Wydziału Inspekcji w Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska w Warszawie.
[srodtytul]Łatwiej z drewnem i korkiem[/srodtytul]
Mniej problemów jest jedynie z niektórymi rodzajami odpadów. Zgodnie z [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=FC5F1E940C189BECAD582CE30AF33B48?id=164448]rozporządzeniem w sprawie wymagań dotyczących prowadzenia procesu termicznego przekształcania odpadów (DzU z 2002 r. nr 37, poz. 339)[/link] większości wymagań dotyczących spalania nie stosuje się m.in. do odpadów:
- roślinnych z rolnictwa i leśnictwa,
- roślinnych z przemysłu przetwórstwa spożywczego, jeżeli odzyskuje się wytwarzaną energię,
- włóknistych, roślinnych z procesu produkcji pierwotnej masy celulozowej i z procesu produkcji papieru z masy, jeżeli odpady te są spalane w miejscu produkcji (czyli w papierniach), a energia jest odzyskiwana,
- drewna, jednak z wyjątkiem drewna zanieczyszczonego impregnatami i powłokami ochronnymi, które mogą zawierać związki chlorowcoorganiczne lub metale ciężkie, oraz drewna pochodzącego z odpadów budowlanych lub z rozbiórki,
- korka.
Nie trzeba w tym wypadku także dokonywać kosztownych pomiarów. Trzeba jednak rozliczać się za korzystanie ze środowiska. Pozwoleń środowiskowych nie wymagają kotły, w których spala się drewno czy słomę o mocy do 10 megawatów, przy większych trzeba je mieć. Przepisy pozwalają też dodawać do1 proc. masy odpadów innych niż niebezpieczne i nie uważa się tego za współspalanie odpadów. Przedsiębiorcę obowiązują wtedy wymagania takie jak przy kotłach na paliwa stałe.
[ramka][b]Nielegalne, ale opłacalne[/b]
Prawo prawem, a w praktyce jednak jest inaczej. Przedsiębiorcy dysponujący niewielkimi kotłami na paliwo stałe stosunkowo często spalają w nich odpady. To podwójna oszczędność za jednym zamachem. Nie muszą bowiem płacić specjalistycznej firmie za wywóz odpadów i uzyskują energię służącą głównie do ogrzewania pomieszczeń.
– Wbrew pozorom nie jest łatwo jednoznacznie ustalić, czy w piecu spalane były niedozwolone odpady, zwłaszcza gdy przedsiębiorca usunie resztki – przyznaje Marek Gall. – Najczęściej przedsiębiorca nie pali stale niedozwolonymi odpadami, a robi to np. w nocy. Inspektorom ochrony środowiska łatwiej złapać takie naruszenia przepisów przy kontrolowaniu kart przekazania odpadów. Często się okazuje, że przedsiębiorca w ogóle nie oddaje ich mającym odpowiednie zezwolenia firmom.
Marek Gall przypomina też, że do firmy może wejść i sprawdzić, co się spala w piecu, nie tylko inspektor ochrony środowiska, lecz także policjant czy strażnik miejski, a te służby mogą się w pobliżu zakładu znaleźć znacznie częściej niż inspektorzy, których jest niewielu.[/ramka]