Nikogo nie trzeba przekonywać, że stażysta z pośredniaka to doskonały sposób na łatanie dziur w firmowym budżecie. Bezrobotnego przyjmuje się do pracy na 12 albo sześć miesięcy, nie podpisując z nim żadnej umowy (ani o pracę, ani cywilnoprawnej). Mało tego, stażyście nie płaci się wynagrodzenia – stypendium stażowe gwarantuje pośredniak.

W Warszawie jednak droga do takiej współpracy nie jest łatwa. Otóż we wniosku o zorganizowanie stażu pracodawca składa m.in. oświadczenie, że w ostatnich sześciu miesiącach nie dokonał zwolnień z przyczyn niedotyczących pracowników. Takiej deklaracji nie uniknie zatem żadna firma, w której zatrudnieni nie przyczynili się do redukcji, bez względu na to, czy odbyły się one na podstawie kodeksu pracy czy ustawy o zwolnieniach grupowych. Przejrzeliśmy wnioski o zorganizowanie stażu w innych aglomeracjach. W Poznaniu, Radomiu, Gdańsku, Białymstoku i Krakowie takich oświadczeń nie ma.

Tymczasem w Warszawie składa się je pod groźbą odpowiedzialności karnej. Takie obostrzenia dziwią pracodawców, zwłaszcza że teraz większość zwolnień jest podyktowana kryzysem. Firma, której nie stać na utrzymywanie etatu, na stażystę z urzędu pracy nie ma co liczyć i bez znaczenia jest to, że mógłby się w niej dużo nauczyć.

Urząd Pracy m.st. Warszawy dostrzega te wątpliwości, ale tłumaczy, że wprowadzone oświadczenie to swoista obrona przed nierzetelnymi firmami, które celowo zwalniały pracowników, by przyjąć na staż bezrobotnych. Na tym nie koniec. Urzędy pracy – z wyjątkiem krakowskiego – wymagają jeszcze, by po zakończonym stażu firma przyjęła bezrobotnego do pracy. Ale bez obaw. Ten wymóg nie jest obligatoryjny, a przy rozpatrywaniu wniosku stanowi tylko dodatkowy atut.

[i]Więcej na ten temat jutro w „Dobrej Firmie”[/i]