W 2001 r. wspólnicy wnieśli dopłaty. Od 2003 r. spółka ma zysk, lecz dywidendy wspólnikom nie wypłaca. Kupuje natomiast nieruchomości, udziela pożyczek innym wspólnikom i tworzy kapitał zapasowy. Razem to już kilkanaście milionów złotych. Zarząd robi wszystko, żeby uchwały o zwrocie dopłat nie umieszczać w porządku obrad kolejnych zgromadzeń wspólników. Na zgromadzeniu też zawsze kogoś brakuje.

Co może zrobić wspólnik, żeby odzyskać swoje pieniądze? Czy ma wystąpić z powództwem do sądu? Czy osoby, które później sprzedały swoje udziały po cenie nominalnej, utraciły prawo do zwrotu dopłaty?

Przepisy nie dają prostej odpowiedzi na to pytanie. Kodeks spółek handlowych stanowi tylko, że dopłaty mogą być zwracane wspólnikom, jeżeli nie są wymagane na pokrycie straty wykazanej w sprawozdaniu finansowym. Zwrot następuje dopiero po upływie trzech miesięcy od ogłoszenia o zamierzonym zwrocie w piśmie przeznaczonym do ogłoszeń spółki.

Prawo nakłada też obowiązek zwrócenia dopłat równomiernie wszystkim wspólnikom (art. 179 k.s.h.). Nie do końca zresztą wiadomo, co słowo „równomiernie” znaczy. Każdemu tę samą kwotę? Czy raczej każdemu kwotę proporcjonalną do jego udziałów? Z charakteru spółki kapitałowej można ostrożnie domniemywać, że chodzi o tę drugą możliwość. Wszak obowiązuje w niej podstawowa zasada „tyle władzy, ile kapitału”. Wolno to, jak się wydaje, rozciągnąć na finansowy aspekt relacji właścicielskich. Pewności jednak nie ma.

Czy przywołane przepisy oznaczają – tak, jak chciałaby czytelniczka – że spółka ma obowiązek zwracać wspólnikom nadwyżki finansowe? Trudno tu o jednoznaczną odpowiedź, bo argumenty są i za, i przeciw. Z jednej strony przepis mówi, że dopłaty mogą być zwracane, a nie że są zwracane czy że spółka musi je zwrócić. To mogłoby sugerować odpowiedź przeczącą.

Z drugiej jednak strony nie wolno zapomnieć o celu dopłat. Uchwala się je wtedy – choć podkreślmy, że kodeks spółek handlowych wprost tej myśli nie wyraża – gdy potrzeba kapitału na rozwój albo na pokrycie straty. Jeśli spółka marnotrawi posiadane środki i wydaje pieniądze na rzeczy zupełnie jej zbędne, to niewykluczone, że dopłaty nie są jej już do niczego potrzebne. Można zatem próbować wystąpić w tej sprawie z pisemnym żądaniem do spółki, a jeśli je zignoruje, wytoczyć powództwo przed sądem. Do odważnych świat należy. Jednak, szczerze mówiąc, szanse powodzenia takiego postępowania nie wydają mi się duże. Spółce stosunkowo łatwo będzie wykazać, że nieruchomość czy udzielona pożyczka są świetnymi inwestycjami, a kapitał rezerwowy ma być zabezpieczeniem na trudne czasy.

Tak więc możliwości mniejszościowego wspólnika, który wniósł już dopłaty, nie są zbyt duże. Warto pamiętać, że wspólnik lub wspólnicy reprezentujący co najmniej jedną dziesiątą kapitału zakładowego mogą żądać zwołania nadzwyczajnego zgromadzenia wspólników, a także umieszczenia określonych spraw w porządku obrad najbliższego zgromadzenia wspólników (art. 236 k.s.h.). Nie ma przeszkód, by była to uchwała o zwrocie dopłat. Czy zgromadzenie taką uchwałę podejmie, to już zupełnie inna sprawa.

Szczególnie skromne są możliwości osób, które swoje udziały sprzedały. Ewentualny zwrot dopłat nie jest bowiem uprawnieniem osobistym, lecz wiąże się ściśle ze statusem wspólnika. Innymi słowy, ktoś, kto sprzedał swój udział innej osobie, przestaje być wspólnikiem. Zwrot dopłat będzie przysługiwał nabywcy udziału, a nie sprzedawcy.