W myśl jednej z podstawowych zasad prawa pracy pracownicy uczestniczą w zarządzaniu zakładem w zakresie i na zasadach określonych w odrębnych przepisach (art. 182 k.p.).

To zbiorowe uprawnienie najbardziej spektakularnie określa art. 16 ust. 1 ustawy z 30 sierpnia 1996 r. o komercjalizacji i prywatyzacji (tekst jedn. DzU z 2002 r. nr 171, poz. 1379 ze zm.).

Stanowi, że w spółkach powstałych w drodze komercjalizacji (transformacji przedsiębiorstwa państwowego), również po zbyciu przez Skarb Państwa ponad połowy akcji (udziałów), pracownicy wybierają jednego członka zarządu, jeżeli średnioroczne zatrudnienie w spółce przekracza 500 osób. Zasady i tryb wyboru określa statut (umowa) spółki.

Bez przymusu

Z tego uprawnienia załoga może skorzystać, choć nie ma takiego obowiązku. Najczęściej jednak korzysta i wybiera. Wybranym najczęściej zostaje pracownik spółki, choć formalnie tak być nie musi.

Wybór członka zarządu przez załogę (ściślej rzecz ujmując, kandydata powoływanego następnie do zarządu przez uprawniony do tego organ spółki) ma daleko idące konsekwencje, i to nie tylko natury prawnej.

Wynikają one przede wszystkim z tego, że chodzi o pełnoprawne członkostwo w organie zarządzająco-wykonawczym, którego „siła" kompetencji w sferze prowadzenia spraw spółki, zarządzania jej przedsiębiorstwem i reprezentacji na zewnątrz ma konkretne umocowanie ustawowe. W odróżnieniu od tzw. miękkiej partycypacji (np. rady pracowników, europejskie rady zakładowe) jest przykładem silnej reprezentacji, wynikającej z praw i obowiązków związanych ze sprawowaniem mandatu członka zarządu.

Nasz człowiek

To z kolei najczęściej prowadzi do wielu nieporozumień, a czasami wręcz konfliktów na tle wykonywania swojej funkcji przez członka zarządu wybranego przez załogę. A to dlatego, że w powszechnej świadomości fakt bycia wybranym przez zatrudnionych czyni takiego członka zarządu swego rodzaju przedstawicielem załogi, reprezentantem jej interesów, przynajmniej w sferze oczekiwań („nasz człowiek w zarządzie"). Dodajmy, że interesów nie zawsze zbieżnych z interesami pracodawcy, czyli spółki.

Formalnie członek zarządu wybrany przez załogę nie ma w tym organie żadnego szczególnego statusu. Podobnie jak wszyscy inni w tych władzach, ten wybrany przez personel ma nie tylko prawo, ale i obowiązek prowadzenia jej spraw (art. 208 § 2 i art. 371 § 1 kodeksu spółek handlowych), ponosząc za to takie same ryzyko prawne i ekonomiczne (np. odpowiedzialność za szkody wyrządzone spółce za działania lub zaniechania sprzeczne z prawem lub postanowieniami umowy bądź statutu spółki – art. 293 § 1 i art. 483 § 1 k.s.h.).

Przy ocenie ich winy stosuje się takie same, czyli podwyższone miary staranności wynikające z zawodowego charakteru swojej działalności (art. 293 § 2 i art. 483 § 2 k.s.h.). Przedstawiciela załogi ocenia się według tych samych kryteriów co pozostałych członków tego organu.

Nigdzie zatem nie znajdziemy przepisu, który nakazywałby odmienne traktowanie członków zarządów wybieranych przez załogę od pozostałych osób w tych organach i to w żadnym elemencie sprawowanych przez nich funkcji. Specyficzny zaś tryb ich wyłaniania (wybór przez załogę) nie przesądza o sposobie i zasadach wykonywania przez nich funkcji zarządczych.

Głęboki namysł

To na ogół stanowi główne źródło nieporozumień. Zwłaszcza gdy ujawnią się rozbieżności między interesami spółki a interesami załogi i reprezentujących ją zakładowych organizacji związkowych. Bywa, że te ostatnie oczekują od takich członków zarządu (których kandydatury bardzo często promują) szczegółowych informacji o spółce, pracach zarządu itp., nierzadko stanowiących dane poufne. Bywa, że liczą na pewne zachowania, np. głosowanie przeciwko określonym uchwałom zarządu.

Oczekiwania oczekiwaniami, ale świadomość wybranego przez załogę członka zarządu, że wybór nie czyni go reprezentantem interesów wyborców we władzach, reprezentantem o szczególnym statusie prawnym, jest bardzo ważna dla prawidłowego spełniania tej funkcji. Nie chodzi w niej o swego rodzaju recenzowanie pracy pozostałych zarządców, dystansowanie się od podejmowania trudnych i niepopularnych decyzji, ale o aktywny udział w pracach zarządu i rozwiązywanie konkretnych problemów z myślą o interesach spółki.

Jak ma się zatem zachować wybrany przez załogę członek zarządu, gdy w obliczu narastających trudności i dla ratowania firmy trzeba zredukować zatrudnienie? I to w sytuacji, gdy brak takiej decyzji doprowadzi spółkę do niewypłacalności, a w konsekwencji do jej upadłości? Czy wtedy wskazany przez personel ma się dystansować? Ale jak – głosując przeciwko redukcji, czy wstrzymując się od głosu, czyli oddać decyzję pozostałym zarządcom i zachować „czyste ręce"? A może w obliczu nieubłaganych faktów – być za – i uratować spółkę?

To dylematy musi rozstrzygnąć sam wybraniec. Nikt i nic go w tym nie zastąpi. Powinien o tym pamiętać kandydat, zanim zdecyduje się na udział w takich wyborach.

Autor jest radcą prawnym w spółce z o.o. Orłowski,

Patulski, Walczak