W ostatnich miesiącach obiektem szczególnej troski Sądu Najwyższego stał się czas pracy kierowców. Rzecz o tyle ciekawa, że przecież to dziedzina regulowana przez Unię Europejską, a w związku z tym będąca przedmiotem odrębnej ustawy o czasie pracy kierowców. Istnieje kilka płaszczyzn sporu, z których każda może zasadniczo wpływać na opłacalność funkcjonowania polskich firm transportowych. Na specyficzny problem czasu pracy kierowców nakłada się swoiście niezbyt ścisłe – tak to trzeba powiedzieć – uregulowanie kwestii związanych z podróżą służbową w art. 77

5

kodeksu pracy.

Dwa świadczenia

W wyroku z 2 marca 2016 r. (III PK 79/15) Sąd Najwyższy dotknął szczególnych, ale też ogólniejszych zagadnień. Pozwany przewoźnik wprowadził w regulaminie pracy dwa świadczenia: 120 zł jako dietę oraz ryczałt za nocleg w wysokości 40 zł. Sądy powszechne uznały, najwyraźniej nie wchodząc w szczegóły, że dieta w rozumieniu art. 77

5

k.p. stanowi sumę tych składników. Zdaniem sądów ta kwota była wyższa niż przewidywały przepisy dla pracowników budżetówki. Stąd żądanie powoda, które, jak należy rozumieć, dotyczyło wynagrodzenia z tytułu ryczałtów na nocleg, nie było zasadne.

Sąd okręgowy dokonał przeliczenia łącznego świadczenia z tytułu diety i ryczałtu za nocleg wynoszącego 160 zł, czyli ok. 37 euro. W ten sposób uznał, że skoro dieta według „państwowych" warunków wynosi 30 zł, czyli ok. 7 euro, to pozostała faktycznie wypłacana kwota sięgająca (w przeliczeniu) 30 euro była wyższa, niż przewidują to państwowe przepisy o rozliczeniu kosztów noclegu za granicą.

Uzasadnienie wyroku Sądu Najwyższego nie wskazuje na szczegółowe podstawy tego rozliczenia, którego, jak można domniemywać, po prostu SN nie dokonał.

Dwuznaczna regulacja

Prawdopodobnie źródłem problemu w sprawie jest treść art. 77

5

§ 4 k.p. Zgodnie z tym przepisem postanowienia regulaminu wynagradzania lub umowy o pracę nie mogą ustalać diety za podróż w kraju lub poza jego granicami w wysokości niższej, niż wynosi dieta za podróż służbową na obszarze kraju określona w przepisach dla pracowników budżetówki. Sama w sobie ta regulacja jest raczej dwuznaczna, ponieważ odnosi się jedynie do diety dotyczącej podróży na obszarze kraju. Natomiast zgodnie z art. 77

5

§ 5 k.p., gdy regulamin lub umowa o pracę nie zawierają postanowień regulujących zasady wypłaty tych należności, pokrycie kosztów podróży służbowej następuje według przepisów dla pracowników państwowych.

Według Sądu Najwyższego, skoro regulamin pracy w pozwanej firmie wyodrębniał dwa rodzaje kosztów (dieta i ryczałt za nocleg), oznacza to konieczność przejścia na odrębną ocenę poszczególnych składników tzw. diety w relacji do tych, które dotyczą pracowników sfery budżetowej. Zdaniem SN sądy powszechne stosujące te przepisy nie mogą według własnego uznania sumować poszczególnych kwot, skoro wyodrębniono je w regulaminie wynagradzania. Innymi słowy, skoro pracodawca określił dietę (rozumianą jako zwrot kosztów utrzymania w podróży) na poziomie 120 zł, czyli znacznie wyższym, niż wynosi dieta dla budżetówki, nie znaczy to, że kwotę ryczałtu za nocleg może określić w wysokości niższej, nawet jeżeli suma obu świadczeń się zgadza.

Pracodawca dobrodziej

To orzeczenie należy odbierać w szerszym kontekście stanowiska Sądu Najwyższego, zainicjowanego uchwałą siedmiu sędziów z 12 czerwca 2014 r. (II PZP 1/14). Zgodnie z nią, jeśli pracodawca nie zapewnia kierowcy samochodu ciężarowego podczas wykonywania przewozów w transporcie międzynarodowym bezpłatnego noclegu, przysługuje mu zwrot kosztów noclegu na warunkach i w wysokości określonych w rozporządzeniu regulującym stosowne świadczenia przewidziane dla pracowników budżetówki.

Stosując to orzecznictwo, firma transportowa postąpiłaby najbezpieczniej, gdyby po prostu odwołała się do przepisów dla pracowników państwowych. W świetle bowiem omawianego wyroku SN wyższa dieta będzie potraktowana jako dobrodziejstwo pracodawcy nieuchylające w najmniejszym stopniu obowiązku zapłaty ryczałtu za nocleg w wysokości odpowiadającej stosownym przepisom.

Oczywiście firma transportowa w dużej mierze opiera swój biznes na tak a nie inaczej liczonych kosztach kierowców, więc wiadomo dlaczego broni się przed takimi rozwiązaniami. Tu nie o prawo chodzi, ale o biznes.

Nawiasem mówiąc, nie sposób nie zauważyć, że mimo rozbudowanej legislacji w tej sprawie dopiero orzecznictwo SN wprowadza szansę na przewidywalność prawa. Niezależnie zaś od skutków finansowych przewidywalność i jasność regulacji jest często największą zaletą prawa. Adresaci przepisów są bowiem w stanie zaakceptować różne rozwiązania, pod warunkiem wszakże, że będą one w sposób jednolity i skutecznie egzekwowane dla całej branży, nie prowadząc do stwarzania przypadkowych przewag konkurencyjnych. Ale to już inna historia.

Michał Tomczak, adwokat, prowadzi kancelarię Tomczak i Partnerzy Spółka Adwokacka