Czy jednak może być to mniej, gdyż ani lekarz, ani kobieta nie potrafią precyzyjnie przewidzieć daty naturalnych narodzin dziecka?

Skąd wątpliwość

Art. 180 § 3 kodeksu pracy stanowi, że co najmniej dwa tygodnie urlopu macierzyńskiego mogą przypadać przed przewidywaną datą porodu. To furtka dla tych kobiet, które np. nie biorą zwolnień lekarskich podczas ciąży, a nie czują się już na siłach pracować do samego rozwiązania. Korzystają z tego również te panie, u których lekarz nie widzi przeciwwskazań do świadczenia obowiązków służbowych i nie daje L4. Na własny wniosek składany u pracodawcy występują więc o część urlopu macierzyńskiego przypadającą przed porodem.

I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie postępowanie ZUS, o czym zaalarmowały nas czytelniczki. Niektóre oddziały kwestionują im wypłatę zasiłku macierzyńskiego, który bezwzględnie przysługuje podczas urlopu macierzyńskiego, jeśli ma dotyczyć okresu krótszego niż dwa tygodnie. Powołują się przy tym na wyraźne sformułowanie z art. 180 § 3 k.p. „co najmniej dwa tygodnie". To – ich zdaniem – upoważnia do odrzucenia wniosku zatrudnionej o zasiłek.

Piotr Wojciechowski, ekspert prawa pracy, współpracujący z kancelarią adwokacką Gujski Zdebiak, uważa natomiast, że skorzystanie przez pracownicę z urlopu macierzyńskiego przed porodem zależy wyłącznie od jej decyzji. Nie ma przy tym żadnego znaczenia prawnego dla przyznania jej zasiłku macierzyńskiego za ten okres liczba faktycznie wykorzystanych dni tego urlopu przed porodem, tj. czy ich jest więcej, czy mniej niż dwa tygodnie. Jedyną drogą jest odwołanie od decyzji ZUS wydanej w tym zakresie.

Co na to urzędy

Czy faktycznie podany w tym przepisie okres „co najmniej dwa tygodnie" oznacza, że trzeba wziąć pełne dwa tygodnie urlopu przed spodziewaną datą porodu i nie może go być mniej, np. 10 dni? A co się dzieje, jeśli pracownica weźmie właśnie tyle, a dziecko przyjdzie na świat wcześniej, po 10 dniach? Czy wtedy z puli urlopu macierzyńskiego odlicza się jej wnioskowane dwa tygodnie, czy wykorzystane 10 dni?

O opinię w tej sprawie poprosiliśmy resort pracy oraz Państwową Inspekcję Pracy, która wykpiła się od odpowiedzi. Powołała się na wymóg udzielania wyłącznie informacji, czyli wiadomości o faktach mających bezpośredni związek z działalnością PIP i będących w jej posiadaniu, z wyłączeniem informacji objętych klauzulą tajności.

„Prawo to nie obejmuje jednak m.in.obowiązku opracowywania interpretacji przepisów" – czytamy w oświadczeniu PIP, tradycyjnie przysyłanym do redakcji po każdej prośbie o wyjaśnienie przepisów czy wątpliwości.

Z kolei resort pracy nic nie zmienił w interpretacji art. 180 § 3 k.p. Uznał, że przyszłe matki mogą wnioskować o co najmniej dwa tygodnie lub dłużej. Nadal nie wiadomo jednak, czy może to być mniej niż dwa tygodnie. Ale nawet gdyby przed upływem tych dwóch tygodni urodziły, z ich puli macierzyńskiego szef odlicza rzeczywistą liczbę dni przypadających do rozwiązania. Jedyne ograniczenie, na które wskazało ministerstwo, dotyczy tego, że kobieta nie może wybrać całego urlopu macierzyńskiego przed porodem.

ZOBACZ STANOWISKO MINISTERSTWA PRACY I POLITYKI SOCJALNEJ Z 16 LISTOPADA 2012 R. W SPRAWIE WYKORZYSTANIA CZĘŚCI URLOPU MACIERZYŃSKIEGO PRZED PORODEM

Piotr Wojciechowski ekspert prawa pracy, współpracuje z kancelarią adwokacką Gujski Zdebiak

Piotr Wojciechowski ekspert prawa pracy, współpracuje z kancelarią adwokacką Gujski Zdebiak

Komentuje Piotr Wojciechowski, ekspert prawa pracy, współpracuje z kancelarią adwokacką Gujski Zdebiak

Liczba dni urlopu macierzyńskiego faktycznie wykorzystanego przez pracownicę przed porodem może być mniejsza niż dwa tygodnie. Wskazuje na to zarówno cel przepisu, jak i jego brzmienie.

Jego celem jest możliwość niewykonywania pracy z powodu zbliżającego się porodu, którego termin nie jest nikomu znany, a zatem może być krótszy niż wnioskowane dwa tygodnie.

Z brzmienia przepisu wynika natomiast, że „co najmniej dwa tygodnie... jedynie „mogą" przypadać przed dniem porodu, a zatem „nie muszą".

W praktyce oznacza to, że może być ich po prostu mniej. O tym zgodnie z przepisem decyduje bowiem wyłącznie natura, a nie rozstrzygający te sprawy urzędnicy.