W artykule „Kodeks spółek handlowych: nożyce się odezwały” („Rz” z 26 sierpnia) prof. Andrzej Kidyba poddał krytyce tekst mojego autorstwa „O festiwalu życzeń dotyczącym prawa spółek” („Rz” z 12 sierpnia). Autor ten mija się z faktami, wprowadzając w błąd czytelników. Niezbędne jest krótkie ustosunkowanie się do tych nielicznych jego twierdzeń, które dotykają kwestii merytorycznych. Ocenę stylu wypowiedzi autora pozostawiam czytelnikom.
Profesor Kidyba zarzuca prowadzenie monologu w zakresie zmian w prawie spółek. Wszelkie zmiany w prawie spółek proponowane przez Komisję Kodyfikacyjną Prawa Cywilnego (komisja) są konsultowane. Projekt jest przygotowywany w ramach zespołu problemowego, a następnie dyskutowany na posiedzeniu plenarnym komisji. Wcześniej jest recenzowany przez znawców prawa spółek zapraszanych na posiedzenie plenarne. Projekt komisji jest kierowany do uzgodnień międzyresortowych oraz konsultacji społecznych. Następnie trafia do rządu. Kolejny etap to ścieżka legislacyjna w Sejmie i Senacie.
W dyskusji nad projektem bierze zatem udział kilkadziesiąt osób. Do żadnego z projektów komisji Andrzej Kidyba nie zgłosił żadnych uwag. A miał wystarczająco dużo czasu, by to uczynić, skoro projekty komisji „wiszą” co najmniej przez kilka miesięcy na stronie internetowej. Uwagi można także zgłaszać, pisząc artykuły naukowe, które są analizowane przez komisję.
Profesor Kidyba miał bezpośrednią możliwość wniesienia twórczego wkładu do obrad nadzwyczajnej komisji sejmowej ds. zmian w kodyfikacjach, której jest ekspertem. Niektórzy korzystają z takich możliwości, ale nie profesor. Andrzej Kidyba wiele pisze o konieczności wprowadzania zmian systemowych do polskiego prawa spółek. Jak dotąd nie uznał jednak za wskazane podzielić się swoimi oryginalnymi pomysłami na systemową reformę prawa spółek handlowych. Miło mi natomiast, że powołuje się na moje publikacje w tym zakresie (w tym, jak rozumiem, ostatnie, których współautorem jest dr hab. Adam Opalski). Nie pamiętam, aby w ciągu ostatniego dziesięciolecia prof. Kidyba ogłosił wizję systemowej reformy prawa spółek. Andrzej Kidyba twierdzi, że to, co proponuje, „pozwoli spokojnie unowocześnić prawa spółek”, ale nic nie proponuje, tylko neguje. Zatem więcej czynów, a mniej słów. W prawie nie chodzi o to, by być trendy w krytyce, ale o konkrety.
Profesor Kidyba twierdzi, że implementacja dyrektyw sprowadza się do ich przepisania. Rozumiem, że w jego koncepcji implementacja dyrektywy o transgranicznym łączeniu się spółek kapitałowych, zmian do II dyrektywy o ochronie kapitału i dyrektywy o wykonywaniu niektórych praw akcjonariuszy to praca dla sekretarki. Bez komentarza.
Autor przytacza dwie paremie: „Nikt nie może być sędzią we własnej sprawie” oraz „Nikt nie może być wiarygodnym świadkiem we własnej sprawie”. Najwyraźniej nie rozumie ich istoty. Proces legislacyjny to nie proces sądowy. Tworzący projekt ustawy nie jest oskarżonym ani świadkiem w procesie (sic!!!). Proces legislacyjny wymaga sporządzania przez twórców uzasadnienia wyjaśniającego i oceniającego projektowane zmiany. Jest to także pomocne przy wykładni prawa. Praktyka obrotu organizuje spotkania z udziałem autorów zmian, podczas których oczekuje wyjaśnień i obrony proponowanych rozwiązań. Notabene na łamach prasy prawniczej i codziennej, a także podczas konferencji dotychczasowe projekty komisji uzyskują aprobatę.
Co do oceny projektu rządowego zmian w k.s.h. (druk sejmowy nr 524), to wydawałem opinię jako członek komisji na prośbę ministra sprawiedliwości, ale do wersji poselskiej z czasów, gdy Platforma Obywatelska była w opozycji. Nadzwyczajna komisja sejmowa nie zwracała się do komisji w tej sprawie. Profesor Kidyba posługuje się półprawdą, pisząc o wydaniu przeze mnie opinii pozytywnej. Moja opinia była konstruktywna, a więc w części negatywna ze wskazaniem kierunku prawidłowych rozwiązań, w części pozytywna ze wskazaniem koniecznych ulepszeń, a w części pozytywna bez żadnych dodatkowych uwag. Mój polemista nie odniósł się do żadnej z projektowanych zmian opiniowanych przeze mnie. Najłatwiej jest krytykować ex cathedra, że to wszystko, co proponują inni, jest złe.
Co do ocen dotyczących ostatniego projektu komisji, to faktem jest, że prof. Kidyba sprowadził dyrektywę o wykonywaniu niektórych praw akcjonariuszy do dyrektywy technologicznej (sic!!!), pisząc: „Zmiany te dotyczą generalnie pewnego otwarcia na wykorzystanie nowych technologii”. Jest to nieprawda, co wyjaśniałem.
Co do implementowania tej dyrektywy poza k.s.h., Andrzej Kidyba nie podjął żadnej polemiki. Poza nim nikt nie zgłosił propozycji, aby organizacja walnych zgromadzeń spółek publicznych była regulowana poza k.s.h. Rozwiązanie takie byłoby dziwaczne. Jeżeli jednak spółkę publiczną traktuje się jako nietypową spółkę handlową (jak spółkę wodną), to pogląd profesora przestaje dziwić.
Stwierdza, że „trzeba powiedzieć »nie« dla »upublicznienia« spółek prywatnych”. Jednak nikt czegoś takiego nie proponował. Teraz próbuje relatywizować to, co napisał, tłumacząc się: „Co do upublicznienia spółek prywatnych, to jedynie moja obawa na przyszłość”. Nie ma się jednak czego obawiać.
Profesor Kidyba namawia, aby Polska nie brała udziału w wyścigu dotyczącym reformy prawa spółek. Nie chodzi tu o żaden wyścig. Porównania takie dowodzą, że autor ten nie dostrzega zmian zachodzących we współczesnym świecie. Nie podzielam poglądu, że wspólny rynek może funkcjonować z zupełnie różnymi regulacjami prawnymi. W ramach prac komisji uważnie dokonuje się analizy prawno-porównawczej pod kątem ekonomicznej efektywności i konkurencyjności polskiego prawa spółek. Nie wyobrażam sobie nowoczesnej regulacji prawnej bez takich badań. Profesor Kidyba odkrył, że pewne zmiany dotyczące kapitału zakładowego zaszły w Niemczech. Szkoda, że tak późno. W Europie od dawna toczy się na ten temat dyskusja. Komisja Europejska prowadziła prace analityczne. Kapitał zakładowy nie istnieje w spółkach prywatnych angielskich i irlandzkich. Już pięć lat temu zniesiono wymóg minimalnego kapitału zakładowego we francuskich spółkach z o.o. Pod koniec czerwca tego roku Komisja Europejska zgłosiła projekt rozporządzenia w sprawie europejskiej spółki prywatnej z kapitałem zakładowym 1 euro. Warto na bieżąco śledzić tendencje międzynarodowe, nawet narażając się na demagogiczny zarzut udziału w jakimś wyścigu, aby nie gonić ciągle uciekającego nam świata i nie odkrywać Ameryki. Szczegółowa analiza rozwiązania niemieckiego każe poddać pod dyskusję, czy rzeczywiście należy za nim podążać. Rozwiązanie niemieckie jest wyrazem wątpliwego kompromisu między silnym w Niemczech lobby instytucji kapitału zakładowego a przeciwnikami tej instytucji. Nie wszystko, co niemieckie, jest najlepsze.
Co do tezy jakoby nieprawdziwy był pogląd, iż prace dotyczące reformy prawa spółek w Europie koncentrują się współcześnie przede wszystkim na spółkach publicznych, to wystarczy przeanalizować te prace, w tym dokładnie przeczytać tytuł ostatniej dyrektywy o wykonywaniu niektórych praw akcjonariuszy, aby dojść do wniosku, że prof. Kidyba po raz kolejny szerokim łukiem mija się z faktami.
W przeciwieństwie do profesora nie pozostaję pod wpływem Top Trendy Festival. W dyskusji o prawie wolę się koncentrować na faktach i wiedzy, a nie hasłach nawiązujących do popkultury.
Autor jest prof. dr hab., członkiem Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, przewodniczącym zespołu Komisji Kodyfikacyjnej ds. Zmian w Prawie Spółek