Polscy prawnicy, lekarze i przedsiębiorcy, którzy działają w formie spółki osobowej i chcieliby połączyć się ze spółką zagraniczną, cały czas mają na to niewielkie szanse. Wszystko za sprawą uchwalonej niedawno nowelizacji kodeksu spółek handlowych, która wprowadziła możliwość fuzji transgranicznej.
Z nowych przepisów wynika, że spółki osobowe w ogóle nie mogą łączyć się z firmami zagranicznymi. Wyjątkiem jest mało popularna spółka komandytowo-akcyjna. Tymczasem przedstawiciele wielu zawodów, jeśli chcą działać w formie spółki, mają do wyboru tylko spółkę osobową. Klasycznym przykładem są tu adwokaci czy radcy prawni.
Problem dotyka i innych specjalności, a także całej rzeszy przedsiębiorców. Oczywiście nie wszyscy muszą działać w formie spółki osobowej, ale gdyby chcieli, ich sytuacja prawna będzie gorsza niż w spółce z ograniczoną odpowiedzialnością czy akcyjnej. Zwłaszcza że nasze przepisy o fuzji międzynarodowej są jeszcze bardziej restrykcyjne niż w obrocie krajowym. Tu polskie spółki osobowe co prawda nie mogą przejmować innych, ale wolno im się przynajmniej łączyć.
– Pracując nad projektem kodeksu, celowo wyłączyliśmy możliwość łączenia skutkującego powstaniem spółki osobowej. Byliśmy za to zresztą ostro krytykowani. Uważam jednak, że wybraliśmy słuszne rozwiązanie. Moim zdaniem z samej istoty spółki osobowej wynika, że nie jest stworzona do przejmowania innych – mówi prof. Andrzej Szumański, współautor projektu kodeksu spółek handlowych.
O ile z argumentem przeciwko przejmowaniu giełdowych firm przez spółki osobowe można się zgodzić, o tyle przy łączeniu się samych spółek osobowych wydaje się on chyba nadmierną ostrożnością. Czy nie warto by zatem dopuścić ten ostatni rodzaj fuzji? Zwłaszcza że podnoszone są argumenty, iż traktat ustanawiający Wspólnotę Europejską nie pozwala jednym spółkom dawać prawo łączenia się, a innym ten przywilej odbierać. – Transgraniczną fuzję kończącą się powstaniem spółki osobowej można oczywiście rozważać. Wydaje mi się to celowe ewentualnie w spółkach partnerskich. Pytanie tylko, czy taka operacja nie doprowadziłaby do zatarcia tego, co w spółce najważniejsze. 60 partnerom rozsianym po całym świecie trudno byłoby utrzymać więź tak charakterystyczną dla spółek osobowych – twierdzi prof. Szumański.
Jest jeszcze jeden argument przeciw wprowadzeniu nowych regulacji. Wymagałyby one zapewne ujednolicenia przepisów w różnych krajach, co może okazać się trudne.
Obecnie osoby różnych narodowości zainteresowane połączeniem wysiłków pokonują dyskryminujące prawo inaczej. Transgraniczne połączenie spółek można w pewnym sensie zastąpić np. zawiązaniem nowej z udziałem wspólników, którzy wcześniej świadczyli usługi w ramach różnych firm.
To jednak nie rozwiązuje problemu, bo w sensie prawnym taka spółka nie jest następcą firm uczestniczących w „połączeniu”. Na razie zatem zainteresowani muszą sobie radzić. I trudno chyba się dziwić, że nie łamią sobie głowy brakiem regulacji, które nie wyłączałyby spółek osobowych z transgranicznych połączeń.
Pomysł dopuszczenia połączeń spółek osobowych o podobnym profilu działalności – np. prawniczych – uważam za dobry i ciekawy. Wcielenie go w życie wymagałoby jednak rewolucyjnej zmiany systemowej. W Polsce wciąż bardzo silne jest bowiem przekonanie, że spółka osobowa z istoty swej nie jest przeznaczona do przejmowania innych. Mogę się z tym zgodzić, jeśli chodzi np. o łączenie spółki jawnej i akcyjnej, ale przy łączeniu spółek osobowych działających w tej samej branży pogląd taki uważam za zupełnie nieuzasadniony. Pracując nad przeniesieniem do polskiego prawa przepisów dyrektywy o fuzji transgranicznej, nie mogliśmy jednak ryzykować sporów. To z pewnością opóźniłoby prace nad nowelizacją.
masz pytanie, wyślij e-mail do autora