Błędy w oznaczeniu przepisów, kolejne nowelizacje nowelizacji i niejasności – w tym wszystkim trudno było się odnaleźć prawnikom, a co dopiero drobnym przedsiębiorcom. A przepisy uchwalane podczas pandemii miały przecież pomóc utrzymać im biznes i stanowić tarczę przeciwdziałającą kryzysowi. O tym, że legislacyjne niechlujstwo wciąż odbija się czkawką, można przeczytać w artykule pt. „Wojewódzkie Urzędy Pracy przegrywają procesy o zwrot wsparcia z tarczy antykryzysowej”.

Okazuje się, że  Wojewódzkie Urzędy Pracy pozywają przedsiębiorców o zwrot części dofinansowań otrzymanych w okresie pandemii.  Niejasne przepisy nie zawierały jednoznacznego zakazu dotyczącego łączenia pomocy. Na próżno szukać takich norm w przepisach dotyczących dofinansowań z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych czy regulujących zwolnienie z opłacania składek na ubezpieczenia społeczne. Część przedsiębiorców wystąpiła zatem o obie formy wsparcia i je otrzymała. Teraz mają zwrócić pomoc. Z odsetkami. Niektórzy się na to nie godzą, a sprawy trafiają do sądów. Okazuje się, że te przyznają rację przedsiębiorcom.

Czytaj więcej

Tomasz Darkowsk: Pomoc, która jak kula ciągnie na dno

Obywatele zapłacili więc najpierw za pensje legislatorów i uposażenia posłów i senatorów. Wynagrodzenie otrzymywał  także były prezydent, który wówczas chętnie podpisywał ustawy. Potem obywatele dorzucili się do wsparcia wypłacanego przedsiębiorcom. A teraz płacą za przegrane procesy sądowe.

Reklama
Reklama

Zapraszam do lektury Tygodnika Kadrowych.