Zamiast przymusu, czyli kija, zachęty, czyli marchewka – to istota tzw. libertariańskiego paternalizmu, który propaguje m.in. Richard Thaler, laureat ekonomicznego Nobla. Chodzi o to, aby zostawiając ludziom wolność wyboru, nakłaniać ich do tego, aby podejmowali rozsądne decyzje zarówno z indywidualnego, jak i społecznego punktu widzenia.

Do tej koncepcji mimowolnie odwołują się politycy, którzy są przeciwni podwyższania wieku emerytalnego w Polsce. Jak twierdzą, pracownicy powinni móc decydować o tym, kiedy zakończyć aktywność zawodową. Ze względu na to, że wysokość emerytury zależy przede wszystkim od stażu pracy i wieku przejścia na emeryturę, w systemie istnieją silne bodźce, aby tę aktywność wydłużać. Dlatego minimalny wiek emerytalny można utrzymać na dzisiejszym poziomie: 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn.

Kłopot z planowaniem

Ekonomiści tego optymizmu w większości nie podzielają. W ostatniej rundzie panelu eksperckiego „Rzeczpospolitej” 83 proc. spośród 42 uczestników odrzuciło tezę, że „nie ma potrzeby podwyższać minimalnego wieku emerytalnego w Polsce, ponieważ konstrukcja systemu emerytalnego stwarza wystarczająco silne bodźce, aby ludzie pracowali możliwie najdłużej”.

– Bodźce do dłuższej pracy istnieją, są integralną częścią wprowadzonego w 1999 r. systemu emerytalnego i są w miarę silne. Rzecz w tym, że jako ludzie nie zawsze postępujemy racjonalnie. Człowiek sześćdziesięcioletni, prawie tak samo jak dużo młodsi, nie bardzo jest w stanie wyobrazić sobie siebie w wieku 80–85+. Im więcej naszych oszczędności przeznaczymy na konsumpcję w wieku 65+, tym mniej zostanie nam na finansowanie konsumpcji w wieku 85+, gdy już na ogół nie będziemy mogli dorobić, gdy zdrowie będzie mocno szwankować, gdy potrzebować będziemy opieki, za którą trzeba będzie zapłacić – tłumaczy prof. Marek Góra ze Szkoły Głównej Handlowej. – Potrzebna jest interwencja publiczna, tzn. podwyżka minimalnego wieku emerytalnego, aby uchronić ludzi przed starczą biedą będącą po części wynikiem zbyt wczesnej dezaktywizacji i rozpoczęcia pobierania emerytury – dodaje.

Na to, że minimalny wiek emerytalny ma ogromny wpływ na decyzje o tym, kiedy przejść na emeryturę, niezależnie od istniejących w systemie bodźców do dłuższej pracy, wskazują wyniki badań aktywności ekonomicznej ludności (BAEL). – Odsetek aktywnych zawodowo kobiet w wieku 55–64 lata, który przez szereg lat regularnie wzrastał, zatrzymał się na poziomie około 40 proc. od chwili obniżenia minimalnego wieku emerytalnego do 60 lat w 2017 roku. Ustawowy wiek emerytalny jest bardzo silnym bodźcem ograniczającym wcześniejszą rezygnację z zatrudnienia i ma wpływ na decyzje zarówno po stronie pracodawcy, jak i pracownika – zauważa dr hab. Michał Myck, dyrektor Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA. Jak podkreśla, w momencie osiągnięcia minimalnego wieku emerytalnego ludzie mają często kłopot z określeniem, jakie mogą być w przyszłości ich potrzeby finansowe. – Jednocześnie bieżące uwarunkowania rodzinne i osobiste mogą brać górę nad rozważaniami dotyczącymi sytuacji materialnej w odległej przyszłości – dodaje.

Psychologiczna kotwica

Dr Paweł Doligalski, ekonomista z Uniwersytetu w Bristolu, zauważa, że „minimalny wiek emerytalny funkcjonuje jako kotwica dla oczekiwań zarówno pracowników, jak i pracodawców i całego społeczeństwa”. Przykładowo pracowników, którzy przekroczyli wiek emerytalny, mogą spotykać szykany za „zabieranie miejsc pracy młodym”. – Minimalny wiek emerytalny może też być interpretowany jako swego rodzaju rekomendacja ze strony rządu: w tym wieku już można ze spokojnym sumieniem przejść na emeryturę – dodaje Doligalski.

Duży wpływ minimalnego wieku emerytalnego na decyzje o zakończeniu pracy sprawia, że duża część ekonomistów nie wierzy w to, że bodźce do wydłużania aktywności zawodowej da się wystarczająco wzmocnić. Z tezą, że „możliwe jest takie wzmocnienie zachęt dla osób, które nie przejdą na emeryturę w momencie nabycia uprawnień, aby minimalny wiek emerytalny mógł pozostać na dzisiejszym poziomie”, zgodziło się niespełna 37 proc. uczestników naszej sondy. Nie zgodziło się z nią niemal 49 proc. ankietowanych.

– Badania empiryczne pokazują, że większość ludzi traktuje wiek emerytalny jak kotwicę psychologiczną: przechodzą na emeryturę, nawet jeśli z punktu widzenia homo economicus nie byłoby to opłacalne – mówi dr hab. Paweł Strzelecki, prof. SGH.

Ekonomiści, którzy wierzą w możliwość wzmocnienia bodźców do dłuższej pracy, proponują m.in. ograniczenie wysokości składek emerytalnych płaconych przez osoby po 60/65 roku życia. – Wydłużanie aktywności zawodowej po przekroczeniu wieku emerytalnego zwiększa wysokość świadczenia przede wszystkim poprzez skrócenie okresu pobierania emerytury. Natomiast dalsze opłacanie składek emerytalnych praktycznie nie ma wpływu na wysokość emerytury, składki stają się więc de facto podatkiem, co zniechęca do kontynuowania pracy – zauważa Piotr Lewandowski, prezes Instytutu Badań Strukturalnych. Wielu uczestników naszego panelu zwraca też uwagę na to, że zachęty trzeba również kierować do pracodawców, aby stwarzali dogodne warunki do pracy seniorów.

Pełne wyniki tej rundy panelu ekonomistów można znaleźć na stronie klubekspertow.rp.pl.