Gdy spór z podatnikiem dociera do sądu, pełnomocnicy organów skarbowych nierzadko przyznają, że jego przyczyną są nielogiczne, niedostosowane do życia przepisy. Są jednak obowiązującym prawem, więc nie mogą ich pomijać, choć widzą, że pociąga to za sobą niepotrzebne koszty.
Przykładem może być sytuacja, w której urzędnicy izby z północnej Polski nakazali zapłacić zaliczki na poczet PIT gminie, mimo że wcześniej od tych samych dochodów odprowadziła je już szkoła.
Miała ona kłopoty finansowe i przez jakiś czas nie wypłacała pensji nauczycielom. W końcu została zlikwidowana, a jej zobowiązania przejęła gmina. Wypłaciła zaległe pensje, ale zaliczek na podatek nie potrąciła, wiedząc, że zostały już odprowadzone przez szkołę.
Władze skarbowe zażądały jednak od gminy nie tylko podatku, ale również odsetek za zwłokę.
- Artykuł 26a ordynacji podatkowej bezwzględnie nakazuje płatnikowi odprowadzić zaliczki od wypłacanego wynagrodzenia. Musimy postępować zgodnie z nim - uzasadniali swoje stanowisko urzędnicy.
Nieoficjalnie przyznali, że takie działanie jest pozbawione sensu. Skoro budżet nic nie stracił, to postępowanie w sprawie zaliczek od pensji nauczycieli powinno być umorzone już na początku jako bezprzedmiotowe. Ściąganie pieniędzy ze świadomością, że to nadpłata, jest po prostu nieekonomiczne.
Powstaje pytanie: kto i w jaki sposób może się starać odzyskać z budżetu ów podwójny podatek?
- Gmina spotkałaby się zapewne z odmową, bo przecież była zobowiązana do zapłaty. Z kolei szkoły już nie ma. Z punktu widzenia płatników sytuacja wydaje się więc patowa. Gdyby podatnik dwukrotnie poniósł ciężar zaliczki, to tylko on mógłby żądać od urzędu stwierdzenia nadpłaty - mówi Katarzyna Ryszard, doradca podatkowy w spółce Ożóg i Wspólnicy.
Inny pracodawca potrącał pracownikowi zaliczki na poczet PIT, tyle że za niskie. Gdy podatnik się zorientował, w rocznym rozliczeniu dopłacił należną fiskusowi kwotę. Mimo to władze skarbowe nakazały firmie dopłacić zaliczki. Także w tej sprawie powoływały się na art. 26a i 30 § 1 ordynacji.
- Pracodawca sugeruje, że powinienem zwrócić mu kwoty, które ściągnął od niego urząd skarbowy, bo przecież wypłacił mi je z pensją. Tymczasem ja oddałem je budżetowi przy okazji rocznego rozliczenia - wyjaśnia pracownik.
Nie wie jeszcze, jak postąpi, gdyż obawia się sporu z pracodawcą.
Skutki działania organów są takie same jak w przypadku nauczycieli zlikwidowanej szkoły - budżet dostał podatek dwa razy od jednej pensji. Tu też rodzi się pytanie, kto może się starać o zwrot.
- Przepis ordynacji w treści obowiązującej od 2007 r. stawia płatników w sytuacji bez wyjścia. Jeśli w grę wchodzi umowa o pracę, ich odpowiedzialność za zaliczki od pracowników na poczet PIT jest nieograniczona. Musi się więc bardzo pilnować. Jednak nawet wtedy, gdy w zaniżeniu podatku czy nieodprowadzeniu go w ogóle nie będzie jego winy, chcąc odzyskać pieniądze, musi żądać zwrotu w sądzie cywilnym. To jednak proces długotrwały, a jego efekt jest niepewny - zauważa Dariusz Malinowski, doradca podatkowy w KPMG.
Sytuacji, w których płatnik bez własnej winy musi nie tylko płacić wyższe zaliczki, ale również odsetki, a może nawet karę z k.k.s., jest więcej, np. wtedy, gdy pracownik błędnie poinformuje, że chce się rozliczać z niepracującą żoną, że przysługują mu wyższe niż w rzeczywistości koszty dojazdu do pracy itp. W takich wypadkach urzędnicy często wybierają najprostszą drogę i ściągają pieniądze od płatnika. Według ekspertów to błąd.
I rzeczywiście przede wszystkim powinna być brana pod uwagę generalna zasada, że to podatnik odpowiada całym swoim majątkiem za zobowiązania wobec fiskusa. Pozwoliłoby to nie pobierać PIT od płatnika, jeśli już został on zapłacony.
Masz pytanie do autorki, e-mail: a.grabowska@rzeczpospolita.pl
W art. 30 § 1 ordynacji podatkowej mieści się założenie, że kwoty należne od podatnika nie wpłynęły na rachunek organu podatkowego. Wolą ustawodawcy nie mogło być jednak żądanie podwójnej zapłaty tego samego zobowiązania, skoro wpłynęło ono już do budżetu (sygn. ZD. 406-35/1/PIT/06, Urząd Skarbowy w Poznaniu).